WOJSKO POLSKIE - struktury organizacyjne

z 243

Drużyna czy pluton

Bellona 1928, październik zobacz oryginał

 

KPT. S. G. KAZIMIERZ BANACH

DRUŻYNA CZY PLUTON.

Ukończyliśmy zwycięsko naszą wojnę, nie zdoławszy w pełni z jej doświadczeń wysnuć wskazań zarówno organizacyjnych, jak i metod walki. Nic dziwnego, prowadziliśmy bowiem wojnę w zgoła wyjątkowych warunkach, na które składały się zależna od przemożnych względów materiałowych improwizacja naszych jednostek, różnorodność sposobów walki, jako pozostałość trzech a nawet czterech (jeśli uwzględnić armję gen, Hallera) różnych kadrów wojskowych, niedoskonałość wyszkolenia, wreszcie wyjątkowy charakter naszego przeciwnika, improwizującego również swą czerwoną armję.

Po ukończonej wojnie musieliśmy więc sięgnąć do regulaminów względnie doświadczeń wojsk obcych, przyczem nie bez wpływu na przyjęcie dzisiejszych naszych sposobów walki oraz organizacji były znowu przemożne względy materjałowe, a w szczególności stan uzbrojenia naszej piechoty,

Tem bardziej więc powinniśmy zwracać jak najpilniejszą uwagę na wszelkie odgłosy zmagania się poglądów, zwłaszcza na zachodzie, na tle odwiecznego zagadnienia rywalizacji dwu czynników walki: ognia i ruchu, zagadnienia, związanego jak najmocniej ze sposobami walki i organizacją piechoty, specjalnie jej najmniejszych jednostek. Walka ta, tocząca się niemal od pierwszych dni powojennych, tem bardziej powinna nas zajmować, że zmierza do rewizji zasad regulaminowych oraz organizacyjnych, przyjętych po wojnie światowej.

Z tych względów bardzo poważne studjum majora Felsztyna wszechstronnie ujmujące kapitalnej wagi zagadnienie najmniejszej jednostki bojowej, powinno spotkać się z żywem zainteresowaniem piechurów i pobudzić nas do żywej dyskusji.[1]

Studjum to tem więcej zasługuje na uwagę, że major Felsztyn zapoznaje nas w niem z częścią niezmiernie bogatej w tym kierunku literatury obcej, zwłaszcza francuskiej.

Na tę ostatnią musimy zwrócić tem baczniejszą uwagę, że piechota francuska jest nam pokrewna nietylko pod względem uzbrojenia, organizacji i sposobów walki, które przyjęła w wyniku krwawych doświadczeń wojennych, lecz i dlatego, że charakter narodowy i położenie Francuzów wobec przyszłego ewentualnego przeciwnika (ich słabość liczebna) nasuwa głębokie analogje do położenia naszego kraju i naszej przysłowiowej brawury bojowej.


W nowoczesnej walce ogień jest czynnikiem tak ważnym, że trudno przypuszczać, by jakiekolwiek natarcie mogło się po wieść bez zdobycia uprzednio przewagi ogniowej, wyrażonej bądź w formie zniszczenia, bądź czasowego unieszkodliwienia ognia przeciwnika.

Mimo to zasada, że bez ruchu i uderzenia niema zwycięstwa, nie została bynajmniej umniejszona w swej prawdzie.

Dlatego też wydaje mi się słuszną definicja majora Felsztyna, określająca cechy najmniejszej jednostki bojowej piechoty. Jest nią "najmniejsza komórka organizacyjna, zdolna do skutecznego wykonania zarówno ognia, jak i uderzenia".

Ustalamy więc na postawie tej definicji, że na cechy najmniejszej jednostki bojowej muszą się złączyć:

  1. zdolność do zdobycia przewagi ogniowej nad przeciwnikiem,
  2.  zdolność do wykonania manewru, t, j, przeniesienia uderzenia od podstawy wyjściowej do natarcia do stanowisk nie przyjaciela,
  3. zdolność do wykonania skutecznego uderzenia.

W poszczególnych rozdziałach, poświęconych tym zagadnieniom, postaram się zanalizować teorje majora Felsztyna oraz rozpatrzeć, jak powinna być zrealizowana organizacja najmniejszej jednostki bojowej, by móc odpowiedzieć powyżej określonym postulatom.

Zanim jednak przystąpię do właściwego tematu, chciałbym poruszyć sprawę powstania organizacji drużyny bojowej. Za kapitanem Le Brigand, który w artykule "La petite unitę d'infanterie dans 1’offensiwe"[2] przeprowadza studjum organizacyjnego rozwoju małej jednostki w czasie wielkiej wojny, powtarza major Felsztyn, że koncepcja drużyny "jest bezpośrednim owocem wojny, jest organizacją, która uzyskała zwycięstwo"[3].

Twierdzenie to jednak nie jest ścisłe, trudno bowiem sądzić, iż drużyna jest dlatego "bezpośrednim owocem wojny", ponieważ jest "niczem innem, jak półplutonem ostatniej fazy wojny".

Półpluton ten przedstawiał się następująco:

1 sierżant - dowódca półplutonu
1-a sekcja: 1-ga sekcja: 
Kapral grenadjer woltyżer1Kapral fizylier1
Grenadjerzy - woltyżerzy
(z tego 2 grenadjerów
wyborowych)
6celowniczy1
Grenadjerzy - woltyżerzy2amunicyjni2
 grenadjerzy z garłacz.3
fizyljer celowniczy1
grenadjer z garłaczem1
razem9razem9

Półpluton ten ma wprawdzie symetryczną do późniejszej drużyny budowę, niemniej jednak różni się on od drużyny:

1) ilością ludzi w sekcji fizyljerskiej oraz ilością grenadjerów z garłaczami (trzech zamiast jednego),

2) co najważniejsza liczebnością sekcji woltyżerów-grenadjerów.

Po przemieszczeniu naszego grenadjera V. B. do sekcji fizyljerów, t. zn. do elementu ognia, pozostanie w naszej sekcji grenadjerów, a więc elemencie ruchu, zaledwie 5 ludzi. Pomiędzy sekcją grenadjerów w półplutonie francuskim a naszą w drużynie powstanie różnica dość poważna, wyrażająca się w cyfrze 4 ludzi. W dążeniu do zwiększenia w dzisiejszej drużynie liczby ludzi, biorących udział w ruchu i uderzeniu, upatruje major Felsztyn, między innemi względami, nowe rozwiązanie organizacji drużyny, znajdując je w t, zw, drużynie jednolitej.

Ten punkt widzenia wskazuje więc jasno nieścisłość zdania zarówno kpt Le Brigand'a, jak i powtarzającego je za nim majora Felsztyna, jakoby dzisiejsza organizacja drużyny była wypływem doświadczeń wielkiej wojny, co trzeba podkreślić tem bardziej, że z tego zdania kuje się argument, przemawiający za utrzymaniem tej organizacji.

Koncepja drużyny bojowej "nie została poddana próbie ognia w czasie ostatniej wojny" - pisze kapitan Daubechies.[4]

Wskazując, iż Niemcy nigdy nie mieli analogicznej do francuskiej drużyny bojowej, mimo że ich lekkie karabiny maszynowe walczyły w szeregach kompanji i nawet w jej pierwszym rzucie pisze autor: "byłoby wielce niesłuszne sądzić, że organizację drużyn bojowych utworzono na podstawie lekcyj wojny i że należy nadawać jej wskutek tego walor nienaruszalnego dogmatu. Formacja taktyczna niema nigdy wartości zasady".

Perypetje, związane z utworzeniem drużyny, tłumaczą bardzo ciekawą jej genezę. Powtarzam je za cytowanym już kpt. Le Brigand.

„Półpluton. ostatniej fazy wojny światowej został utworzony dlatego, by uczynić piechotę bardziej giętką, więcej "manoevriere", przez utworzenie drobnych grup fizyljerów i grenadjerów, wspierających się w walce.

Koncepja powojenna, która miała być ostatnim wyrazem doświadczeń wojennych, stwarzała drużynę bojową, "grupującą się dokoła broni samoczynnej i składającą się z obsługi tej broni i pewnej liczby woltyżerów, osłaniających tę broń i wykorzystujących jej ogień do ruchu naprzód",

W tym czasie (r. 1919) Wielka Kwatera Główna, chcąc zrównoważyć widoczną przewagę niemieckiego lekkiego karabina maszynowego nad francuskim ręcznym, zamierzała wprowadzić lekki karabin maszynowy.

"Wydajność ręcznego karabina maszynowego - mówiono - zależy od stanu duchowego strzelca i może w pewnych chwilach stać się żadną, natomiast lekki karabin maszynowy, dzięki podstawie lekkiej ale stałej, może wykonać ogień mechaniczny o wydajności w olbrzymiej ilości wypadków dostatecznej".

Koncepcja plutonu l. k. m, przeczyła jednak zasadzie drużyny bojowej, która miała się składać z 10-12 ludzi, t. j. z liczby, jaka normalnie tworzyła się na polu bitwy. Obsługa l. k. m. wymagała bowiem 8 - 10 ludzi, co przy równej liczbie woltyżerów tworzyło grupę o stanie około 20 szeregowych.

Wynalazek podpory kolby l, k. m,, zapewniający stałość broni podczas strzału, pozwolił jednak na "idealne" rozwiązanie koncepcji drużyny bojowej i zrealizowanie jej w r, 1920. Należy więc stwierdzić, że drużyna bojowa została stworzona po wojnie i że ta koncepcja organizacyjna oparła się na dwóch zasadach:

  1. że ogień jest przeważającym czynnikiem walki,
  2. że jednostką elementarną piechoty może być tylko zespół, zawierający oba elementy walki i nie przenoszący liczebnie kilkunastu ludzi.

Ucieleśniona w koncepcji drużyny zasada, że "ogień jest przeważającym czynnikiem w bitwie", przywiązywała drużynę do jej broni samoczynnej, co przyczyniło się - jak sądzi pułkownik Linares[5] - do zapoznania, mimo wskazań regulaminu, tej prawdy, że "broń samoczynna jest tylko środkiem do przenoszenia ognia, jest przedewszystkiem zaczepnem narzędziem walki".

Prawda ta występuje tem wyraźniej, jeżeli przypomnimy, że ani Niemcy, ani Anglicy nie upodobnili swej najmniejszej jednostki bojowej do drużyny francuskiej.

Należałoby więc tembardziej zadać sobie pytanie, czy organizacja naszej drużyny w warunkach przyszłej wojny ruchowej powinna naśladować typ organizacyjny, dostosowany do walki choćby ruchowej ale o takiej potędze ognia, do jakiej nieprędko dojść będziemy mogli.

A.

Zdolność najmniejszej jednostki bojowej piechoty do zdobycia przewagi ogniowej nad przeciwnikiem.

Przewaga ogniowa nad przeciwnikiem może być osiągnięta bądź przez zniszczenie broni przeciwnika, bądź przez obezwładnienie jej. Obezwładnienie broni nieprzyjaciela musi być dokonane na czas ruchu własnych jednostek podczas natarcia i w chwili szturmu.

Idę tu wślad za rozumowaniem kapitana Daubechies, gdyż sądzę, że argumentacja jego jest istotnie przekonywująca.

Powiedzmy, że naszej drużynie, nacierającej na zwykłym jej froncie od 50 - 75 m, nieprzyjaciel przeciwstawia jedną broń samoczynną, choćby ręczny karabin maszynowy i kilku strzelców. - Jakżeż drużyna, rozpoczynająca natarcie z odległości 300 - 400 - 500 metrów zdobędzie przewagę ogniową? Jej natarcie składać się będzie z kolejnych skoków sekcji grenadjerskiej i fizyljerskiej, zapewniających sobie wzajemnie ruch naprzód. Czy można przypuszczać, że wobec nieprzyjacielskiej broni samoczynnej, którą zdołał on mniej lub więcej dobrze zamaskować i okopać, nasz ręczny karabin maszynowy, posuwający się w terenie, niezawsze przedstawiającym dobre stanowiska ogniowe, odpowie zadaniu obezwładnienia nieprzyjaciela? W to należy bardzo wątpić, Tem słabiej będzie się przedstawiać działalność ogniowa sekcji grenadierów. Rzadko teren umożliwi skryte przesunięcie się jej ku przodowi; zresztą nieprzyjaciel, przygotowując obronę, pomyśli zawczasu o dobrem wykorzystaniu terenu i swoich środków ogniowych. Bardzo przekonywujących uwag dostarcza nam w tym kierunku generał Passaga w artykule "Walka.-Czego nas nauczyła wojna"[6].

"W przyszłości, czy się chce czy nie chce, nacierający musi przez pracę czynników neutralizujących wymusić czasowe osłabienie nieprzyjacielskiego piechura, osłabienie konieczne dla możności posuwania się naprzód",

"Chociaż identyczna, broń piechoty broniącej się zawsze będzie panować nad bronią piechoty nacierającej, ponieważ nacierający jest w szczególnie opłakanych warunkach strzelania".

Oto przyczyny, które streszczam według generała Passaga:

Po pierwsze: łatwiej jest neutralizować nacierającego piechura, aniżeli broniącego się. Pierwszy porusza się naprzód, mając całe ciało odkryte, w świadomości, że może być w każdej chwili ranny, podczas gdy drugi, opancerzony okopem, doświadcza słusznego uczucia względnego bezpieczeństwa.

Po wtóre: nacierający nie może użyć ciężkich karabinów maszynowych, tej "kosiarki bez nerwów", obrońca natomiast jest w stanie w pełni je wykorzystać.

Po trzecie: nacierający strzela na nieprzyjaciela, którego nie widzi, lecz rozpoznaje tylko po strzałach, które otrzymuje, podczas gdy broniący się strzela do przedmiotów, które mu ukazuje ruch. W pierwszym wypadku ogień jest rozproszony, w drugim skoncentrowany.

Po czwarte: Tylko połowa broni nacierającego strzela, gdyż jedna jej część musi się przenosić, by móc zkolei wesprzeć ruch, tymczasem nieprzyjaciel strzela ze swych wszystkich środków ogniowych.

Po piąte: nacierający nie może wogóle myśleć o flankowaniu swego frontu, podczas gdy obrońca ten sposób strzelania wykorzysta w całej pełni.

Argumenty te doprowadzają do wniosku, że nacierająca najmniejsza jednostka bojowa w większości wypadków musi rozporządzać więcej niż jedną bronią samoczynną, by móc zdobyć przewagę ogniową nad przeciwnikiem. Broń ta powinna jej zapewnić możność przesunięcia swych jednostek ruchowych do stanowisk szturmowych. Powiedziałem "więcej niż jedną", a nie silniejszą broń samoczynną, gdyż większa od ręcznego karabina maszynowego siła ogniowa broni samoczynnej pociągnęłaby za sobą zwiększenie jej ciężaru, co zkolei wpłynęłoby na niepożądane zmniejszenie się ruchliwości piechoty.

Przytem idzie o to, by dowódca najmniejszej jednostki bojowej miał w swojem ręku więcej niż jedną broń maszynową a to ze względu na możność dysponowania temi środkami walki bez potrzeby uciekania się do swego dowódcy, co w walce na tak bliskim dystansie od nieprzyjaciela będzie bardzo często niewykonalne.

Trudno bowiem przypuszczać, że drużyna może w krytycznem położeniu liczyć na pomoc swej sąsiadki. Ta będzie zajęta oporem nieprzyjacielskim, znajdującym się przed nią. A jeśli nawet nie będzie ostrzeliwana przez nieprzyjaciela przed swoim frontem, czy teren i zajmowane przez nią stanowisko pozwolą jej pomóc sąsiadce? Jak znajdujący się w opresji drużynowy powiadomi w walce swego kolegę, czy też karabinowego, o celu do zwalczania?

Godzę się z majorem Felsztynem, że nowoczesna potęga ognia często uniemożliwia, jeśli nie wyklucza, porozumiewanie się na polu walki.

Przypuśćmy jednak, że dowódca plutonu sam zaobserwuje lub zostanie powiadomiony przez drużynowego o ciężkiem położeniu drużyny.[7]

Cóż będzie mógł uczynić?

— Rzucić jeszcze jedną drużynę (jeśli będzie je miał w odwodzie) dla wzmocnienienia tej, która się znajduje w ciężkiem położeniu?

Nie! trudno zgromadzać 26 ludzi na przestrzeni 50 - 75 m; zawiele strat mogłoby to przyczynić plutonowi, a nie dać żadnego zysku.

— Kazać sąsiedniej lub sąsiednim drużynom zwalczać ogniem przeciwstawiany omawianej drużynie opór?

Przypuśćmy, że uda się przekazać odpowiednie rozkazy, czy jednak teren i położenie tych drużyn, wreszcie nieprzyjaciel pozwoli na wykonanie tych rozkazów?

Trzeba zważyć ponadto, że nieprzyjaciel ma bez porównania większą swobodę w koncentrowaniu ognia swych broni maszynowych,

— Wykonać manewr, odciążający resztę plutonu w jego trudnem położeniu? Wątpliwe, czy znowu teren, przestrzeń i nieprzyjaciel na to pozwolą?

W rozważaniach tych nie stwarzam bynajmniej jakichś wyjątkowo niepomyślnych warunków dla plutonu. Wystarczy przyjąć, że nieprzyjaciel, rozciągnąwszy swe siły na większej aniżeli nacierający przestrzeni, rozporządza jednak - pomijając oczywiście ogień artylerji po obu stronach - dwoma kapitalnemi, korzystnemi dlań atutami: ukryciem swych środków ogniowych, któremi lepiej aniżeli nacierający może razić poruszające się naprzód oddziały, oraz, że może wykorzystać w pełni ogień ciężkich karabinów maszynowych, które bardzo rzadko mógł zastosować nacierający.

Wracając do naszego przykładu, dostrzeżemy, że i dowódca kompanji w chwili, gdy zwróci się doń o pomoc dowódca plutonu, nie będzie mógł w większości wypadków skutecznie wkroczyć, znów dla poprzednich powodów: braku przestrzeni do manewru i obawy przed zbytniem nagromadzeniem ludzi na zbyt małej przestrzeni, którą zajmuje kompanja.

Dowódca kompanji rozporządza bowiem - tak jak dowódca plutonu - tylko małemi grupkami ludzi, związanemi ze słabą bronią maszynową.

Dopiero dowódca bataljonu, który posiada środki ogniowe w postaci kompanij ciężkich karabinów maszynowych i plutonu broni towarzyszącej, będzie mógł zaznaczyć swój wpływ na przebieg walki.

Analizując powyższe, dochodzimy do zasadniczego wniosku:

Ani dowódca drużyny, ani dowódcy plutonu i kompanji niemają wpływu na przebieg natarcia swych oddziałów, natarcie to bowiem jest automatycznem działaniem jednakowych małych oddziałów (drużyn), nie posiadających samodzielnej zdolności zdobycia przewagi ogniowej nad przeciwnikiem. Raz rzucone do natarcia słabe drużyny przedstawiają na szachownicy bitwy niemal bezwolne pionki, które tylko wówczas, gdy ich potężny sojusznik, artylerja, zaznaczy wyłomy w organizacji obronnej nieprzyjaciela, zdolne są poruszać się naprzód.

Wobec tego, że wyszliśmy z załóżenia, iż najmniejsza jednostka bojowa musi posiadać zdolność zdobycia przewagi ogniowej nad przeciwnikiem w celu umożliwienia swego ruchu, dochodzimy do wniosku, że ani drużyna, ani pluton, ani kompanja o organizacji drużynowej nie mogą zyskać miana najmniejszej jednostki bojowej piechoty.

Odrębną kwestję w tem zagadnieniu stanowi siła ogniowa drużyny w chwili szturmu. Do sprawy tej przejdę, omawiając działanie drużyny w tej fazie boju.

B. Zdolność najmniejszej jednostki bojowej do wykonania manewru.

Ustaliliśmy już, że przez manewr rozumiemy ruch, przenoszący w natarciu uderzenie od podstawy wyjściowej do stanowisk nieprzyjaciela.

Pozostaję przy słowie „manewr" ze względu na objęcie tem pojęciem nietylko ruchu naprzód, ale i ruchu, mającego na celu obejście, oskrzydlenie, wreszcie przeskrzydlenie nieprzyjacielskiej obrony.

Ażeby jakakolwiek jednostka mogła wykonać manewr, musi ona mieć zapewnione - poza możnością zdobycia przewagi ogniowej nad przeciwnikiem -

możność dowodzenia,

odpowiednią przestrzeń.

Przejdę kolejno do powyższych czynników,

I. Możność dowodzenia.

Przeciwstawiając plutonowi i sekcjom niemieckim drużynę, zwolennicy tej ostatniej twierdzą, że:

"dowodzenie drużyną nie jest wcale trudniejsze, niż sekcją przy organizacji plutonowej. Dopóki bowiem dowódca plutonu może wydawać rozkazy, rola sekcyjnych jest prosta. Gdy jednak rozkaz jego nie dojdzie, muszą sekcyjni sami określać swe zadanie, sami wspierać inne sekcje, których zadań nawet niejedno krotnie nie znają, sami więc z własnej inicjatywy montować manewr. Jest to o wiele trudniejsze, niż dowodzenie elementem ognia i elementem uderzenia dla jednego zadania"[8].

Przeciwnicy organizacji drużynowej twierdzą, że "dowódcy drużyny przypada najcięższe zadanie koordynacji ognia z ruchem; on jeden może kombinować manewr. Jest rzeczą wątpliwą, czy drużynowy zniesie ciężar dowodzenia, rzucony na jego barki".

Według majora Felsztyna dowodzenie drużyną - jeśli nie wymagać od drużynowego umiejętności stosowania napoleońskich manewrów - jest łatwe. Drużynowi "mają tylko iść naprzód, o ile można najdalej, pomagać sobie ogniem, gdy tego zachodzi potrzeba, a gdy wszelki ruch naprzód jest niemożliwy, skierować ogień lub uderzenie na najbliższy opór, który przeszkadza sąsiadowi."

Mojem zdaniem, major Felsztyn zbyt śmiało operuje zdaniem o łatwości dowodzenia drużyną. Czegóż bo wymagamy od każdego dowódcy drużyny poza walorami moralnemi?

  • umiejętności wykorzystania terenu,
  • właściwej oceny położenia i dostosowania do niej swej decyzji,
  • co najważniejsze - umiejętności kierowania współdziałaniem ognia i ruchu swych oddziałów, które musi dostosować ponadto do położenia oddziałów sąsiednich.

Podkreślmy, że - przy żadnej prawie roli dowódcy plutonu o organizacji "drużynowej" - dowódca drużyny sam musi decydować w coraz zmieniającem się położeniu nietylko własnem - powtarzam - ale i drużyn sąsiednich. Tak więc musi on niejako myśleć za swego bezpośredniego dowódcę - Trzeba nadto pamiętać o różnorodności elementów, jakiemi dowodzi (r. k. m,, grenadjerzy, strzelcy, grenadjer V. B.). Specjalnie w natarciu rola ta jest niezmiernie trudna, najtrudniejsza jest w chwili szturmu, kiedy trzeba te różnorodne elementy zebrać w jednostkę, zdolną do zaznaczenia uderzenia i zrobienia wyłomu w organizacji obronnej nieprzyjaciela.

Słusznie więc pisze kapitan Daubechies, że „trudności dowodzenia drużyną nawet na przestrzeni normalnej (50—75 m) są tego rodzaju, że zadanie, nałożone na dowódcę drużyny, jest ponad środki materjałne, oddane mu do dyspozycji".

Wydaje mi się, że rola sekcyjnych w plutonie niemieckim jest łatwiejsza, gdyż dowodzą oni jednolitą jednostką. To, co major Felsztyn mówił o roli drużynowego, należałoby raczej odnieść do sekcyjnego, jego rola jest istotnie bardzo prosta: ma on albo strzelać na wskazany cel (sekcje k. m.) lub iść naprzód, wykorzystując teren i ogień własnych c. k. m. (sekcje strzelców). Dodajmy, że sekcje ognia, względnie sekcje ruchu, mogą być kierowane ponadto przez dowódców półplutonów, których rola wówczas zaznacza się zupełnie wyraźnie, mają oni bowiem zadanie kierowania albo ogniem albo ruchem, podczas gdy w plutonie drużynowym rola dowódców półplutonów polegać może jedynie na podwajaniu roli któregoś z drużynowych.

Dlaczego wreszcie roli sekcyjnego przypisywać tak olbrzymie trudności, skoro całą umiejętność jego dowodzenia porównać można do umiejętności, jakich wymagaliśmy od sekcyjnych przed wojennych lub wojny na froncie wschodnim?

Dalsze argumenty, przemawiające za drużyną a przeciwko sekcjom, znajduje major Felsztyn, rozważając rolę dowódcy plutonu.

Organizacja plutonowa zmusza do nieustannego montowania manewru, koordynacji ognia i uderzenia. W założeniu więc swem zmusza dowódcę do nieustannego wydawania rozkazów, na co warunki walki w chwili decydującej nie zezwalają. Trudności łączności, określenia celu i przeglądu pola działania uniemożliwiają dowódcy plutonu koordynację; inicjatywa przejdzie w ręce sekcyjnych, nieprzygotowanych do tego zadania, niemających środków do pełnego prowadzenia walki (skoro każdy z nich dysponuje jednym tylko z dwu środków walki).

W ten sposób system plutonowy, oparty na nieustannej reorganizacji i regulacji czynności przez dowódcę, rozpada się z chwilą, gdy walka wykluczy dowodzenie. Pluton, zbudowany wedle tej zasady, przestaje być jednostką bojową, a staje się zbiorem różnorodnych i nieuzgodnionych między sobą działań poszczególnych sekcyj

Organizacja drużynowa natomiast upraszcza rolę tak dowódcy plutonu jak i drużynowego (o ile nie żądać od niego niczego więcej, niż osągnięcie wskazanego celu); każdemu z nich stawia zadania możliwe do wykonania i daje im środki do jego wykonania, W warunkach, gdy dowodzenie staje się utrudnione, istnieją zawsze drużynowi świadomi swej roli, wiedzący, co mają wykonać i mający w ręku środki do spełnienia tego[9].

Zaznaczamy mimochodem, że przytoczone zdania majora Felsztyna nie przemawiają bynajmniej wyłącznie przeciwko plutonowi niemieckiemu; "trudności łączności, określenia celu" i t. d. będą mieli w walce dowódcy obu plutonów: niemieckiego i francuskiego. Kategoryczne zdanie, że "w walce na szczeblu plutonu żadne przewidywanie nie jest możliwe"[10], redukuje w znacznym stopniu możność dowodzenia również obu dowódców plutonów.

"Aby manewrować, trzeba przewidywać", twierdzi major Felsztyn. "Co zaś przewidywać - zapytuje - może dowódca plutonu, na podstawie jakich „wiadomości o nieprzycielu", czy „analizy terenu" (wykonanej błyskawicznie w postawie leżącej, bez możności szczegółowego przeglądu) może on powziąć tę, z takim naciskiem wpajaną mu "myśl przewodnią"[11].

Mówiąc o dowódcy kompanji[12], uzupełnia major Felsztyn swoją myśl: dowódca kompanji (tem więcej plutonu) ma tylko nie pewne wiadomości o nieprzyjacielu, a teren widzi zaledwie na kilkaset metrów przed sobą. Znajdźmy się na chwilę w roli dowódcy kompanji przed natarciem. Otrzymał on od dowódcy bataljonu rozkaz, wyznaczający mu przedmioty do osiągnięcia względnie kierunki natarcia. Cóż czyni dowódca kompanji? Wbrew temu, co mówi major Felsztyn, śmiem sądzić, że normalnie dowódca kompanji będzie znał mniej lub więcej teren natarcia, w każdym razie natyle, by mógł on być czynnikiem jego decyzji. W walce spotkaniowej ten teren, który widzi dowódca, wystarczy mu zwykle na powzięcie decyzji, bitwa kompaji toczy się przecież na kilkuset metrach. W przygotowanem natarciu zawsze jest czas choćby na pobieżne zapoznanie się z terenem. Wreszcie dowódca bataljonu nie omieszka choćby ogólnie poinformować dowódcy kompanji o właściwościach przydzielonego mu do natarcia wycinka. W natarciu na umocnioną pozycję dowódca kompanji będzie m usiał znać doskonale swój wycinek.

Położenie bojowe bardzo często wymaga improwizacji i szybkości decyzji, natarcie jednak, w nowoczesnej zwłaszcza wojnie, jest zawsze dość ścisłą kalkulacją wszystkich czynników decyzji. Tak więc "przewidywania" skromnego dowódcy kompanji muszą się też skromnie przedstawiać, niemniej jednak muszą mu one wystarczać. Możność tych "przewidywań" zapewnia dowódcy kompanji rozkaz dowódcy bataljonu i teren, który choćby tylko na kilkaset metrów widzi przed sobą.

Trzeba wreszcie wziąć pod uwagę, że w walce spotkaniowej dowódca kompanji ma już swe plutony odpowiednio rozczłonkowane i że ten szyk służy mu nietylko do uniknięcia strat, ale dzięki swej giętkości umożliwia decyzję, przeobrażającą się w ostateczne ugrupowanie do natarcia.

Identycznie przedstawia się i rola dowódcy plutonu.

Nie należy więc przesadzać i, jeśli nie nazwiemy szumnie elementów decyzji dowódcy kompanji "przewidywaniami", jeśli nie będziemy operować pojęciami "wielkiej taktyki", dojdziemy do przekonania, że dowódca kompanji może mieć jednak wpływ na walkę.

Obojętne, o jakiej organizacji kompanji czy plutonu będziemy mówić, zawsze dowódcy ich będą musieli powziąć decyzję: na podstawie rozkazu, tego co widzą przed sobą i tych wiadomości o nieprzyjacielu, jakie uda się im zdobyć.

Nie należy przytem uogólniać pewnego typu walki, mianowicie walki o najwyższem natężeniu ognia, wciąż pamiętając, że w naszych warunkach niejednokrotnie zetkniemy się ze znanym nam z ostatniej wojny typem walki ruchowej na przestrzeni o wiele większej, aniżeli to miało miejsce na froncie zachodnim. I jeśli i tu wzruszenia walki będą niewątpliwie wpływać ujemnie na możliwości namysłu, to jednak mniejsza gwałtowność walki pozostawi dowódcy plutonu większą lub mniejszą możliwość kierowania nią, w każdym razie nie będzie jej zupełnie wykluczać. I tu więc będzie z dużą korzyścią umożliwienie dowódcy plutonu większego wpływu na walkę, w przeciwstawieniu do schematycznego sposobu walki plutonu o organizacji drużynowej.

Coprawda łatwiej jest pchnąć w teren jednakowe drużyny i zdać na nie troskę o powodzenie, aniżeli dowodzić dwoma różnemi elementami ognia i ruchu, dlaczego jednak mamy odmawiać dowódcy plutonu zdolności, których wymagamy od dowódcy drużyny, a przez to pozbawiać się możliwości osiągnięcia większego powodzenia?

W wojnie ruchowej rola dowódcy plutonu niemieckiego wystąpi o wiele wyraźniej, aniżeli rola drużynowych, których jednostki są zasadniczo dostosowane do warunków walki na froncie zachodnim, szczególnie do przefiltrowania małemi grupkami poprzez siatkę ogniową obrony nieprzyjaciela.

Wprawdzie każda organizacja powinna być dostosowana do najtrudniejszego aktu walki, jakim jest natarcie, jednakowoż nie należy, szczególnie w naszych warunkach, zapoznawać roli dowódcy plutonu w innych działaniach, jak np, zwiady, ubezpieczenie, obrona.

Trudno zrozumieć, dlaczego "brak dowodzenia w plutonie niemieckim ma być zupełnym chaosem i rozprzężeniem" w przeciwstawieniu do możności dobrego dowodzenia przez drużynowych. Jeśli założymy, że będziemy mieć w obu wypadkach równie dobrą piechotę, to dlaczego przy mniej skomplikowanej organizacji, jaką jest niewątpliwie sekcja, dowodzenie niemi ma być rzeczą trudniejszą?

"W skali plutonowej - pisze dalej major Felsztyn - nigdy zgóry nie można przewidzieć, w które miejsce należy skierować ogień, a w które uderzenie".

"Dowódca plutonu stoi zawsze przed łamigłówką i nigdy nie wie, czy nie wysłał ognia właśnie tam, gdzie przydałoby się uderzenie i naodwrót. Natomiast dowódca plutonu w organizacji drużynowej, gdziekolwiek skieruje swe jednostki, zawsze ma siłę zdolną zarówno do ognia jak i uderzenia".

"Dowodzenie plutonem musi być oparte na systemie odruchu, na możliwem wykluczeniu ... wszelkich obejść, oskrzydleń jedno i dwustronnych ... wziętych ze słownika wielkiej taktyki..."

Jednem słowem major Felsztyn nadaje sposobowi walki plutonu o typie niemieckim miano przemyślnego manewru, takiego, jaki znamy z obserwacji niektórych naszych drużynowych, czy też dowódców plutonów, wykonywających podczas ćwiczeń nadzwyczajne kombinacyjne obejścia, oskrzydlenia i t. p.

Jest to ten właśnie "święty manewr".

Zgódźmy się bez zastrzeżeń, że w dzisiejszej walce niema miejsca na napoleońskie manewry, jest jednak w argumentacji majora Felsztyna pewne "ale".

Dlaczego nie możemy przyjąć, że dowódca kompanji czy plutonu będzie mógł wykonywać nie nadzwyczajne napoleońskie ale te najprostsze manewry, polegające na kombinacji ruchu i ognia?

Staraliśmy się udowodnić, że drużyna nie posiada dostatecznej siły, by zdobyć należytą przewagę ogniową nad przeciwnikiem, dlaczego więc, nie mogąc drużyny obciążać cięższą, a więc silniejszą lub też liczebniejszą bronią samoczynną, nie możemy uczynić tego w plutonie?

Dlaczego więc nie można "przenieść" manewru do jednostki większej od drużyny, jednostki, która, działając na większej przestrzeni, zwłaszcza w naszych warunkach wojny ruchowej, znajdzie o wiele więcej możliwości wykorzystania terenu dla zorganizowania stanowisk ogniowych? Przecież te stanowiska odrazu się wyróżnią w terenie i nietylko sekcyjnemu z ręcznym karabinem maszynowym, ale i każdemu strzelcowi, ożywionemu pragnieniem walki, te stanowiska będą się same narzucać do wykorzystania. Dlaczego więc tak trudno zgóry przewidzieć, "w które miejsce skierować ogień, a w które uderzenie?"

Dlaczego wkońcu należy zawsze przypisywać dowódcy drużyny "świadomość" roli do spełnienia, a odmówić jej dowódcy plutonu? Przecież dowódca plutonu nie ma innego zadania przed sobą jak dowodzenie większą drużyną. Dlaczego wkońcu odmawiać tak dowódcy kompanji jak i plutonu wpływu na walkę w ten sposób, że czyni się z ich dowodzenia jedynie schemat i oddaje się im do rozporządzenia jednakowe oddziałki, bez możności kombinowania silniejszego ognia lub ruchu? Słusznie obawia się kapitan Daubechies, że dowódca straci z swych oczu i myśli ludzi, którymi dowodzi, a ograniczy się do kierowania drużynami, jak pionkami na szachownicy.

Być może, że słusznie zarzuca się regulaminowi niemieckiemu wprowadzenie zasad, wiodących do stosowania "zbyt mądrych" manewrów, trzeba jednak zważyć, że Niemcy przy kilkunastoletniej służbie i doborze ludzi potrafią wyszkolić takich dowódców plutonów, którzy będą je umieli dobrze, może nawet bardzo dobrze stosować[13].

Nie zapominajmy, że Niemcy też mają doświadczenie wojenne i że mogą umieć je wykorzystać.

Jeżeli więc uprościmy zadanie dowódcy plutonu do roli prowadzenia manawru, który będzie niczem innem jak kombinacją ruchu i ognia przy dobrym wykorzystaniu terenu, a nie przemyślnym "świętym manewrem", zarzuty majora Felsztyna stracą wiele na swej jaskrawości, a rola dowódcy plutonu - pamiętajmy, że będzie nim oficer lub starszy doświadczony podoficer - da się jednak dostosować "do starej prawdy: powodzenie na wojnie mają tylko rzeczy proste".

Trzeba jednak pamiętać o tem, że od chwili wprowadzenia do najmniejszych jednostek piechoty broni samoczynnej "prostota" walki została wcale znacznie skomplikowana. Jeżeli przypomnimy sobie sekcyjnych w początkach wojny światowej, to skomplikowanie sposobów walki, a więc i dowodzenia, wystąpi wprost jaskrawo. Jeżeli dzisiejsza krótka służba wojskowa nie zapewnia możności dobrego wyszkolenia podoficerów, to właśnie z powodu ogromnego, w stosunku do przedwojennego, zróżniczkowania ich zadań i wymaganej wiedzy. Trzeba więc uprzytomnić sobie, że nawet najprostsze prawdy wojenne są jednak w nowoczesnych warunkach walki bardzo złożone i trudne do stosowania.

Omawiając trudności dowodzenia, nie można pominąć też następującego problemu:

  • czy łatwiej jest w ciągu 18 miesięcy wyszkolić dobrych 4 drużynowych, a ponadto dowódcę plutonu i dwóch dowódców półplutonów,
  • czy też łatwiej jest posiadać dobrze wyszkolonych dowódców plutonów i półplutonów oraz pewną ilość[14] sekcyjnych.

W pierwszym wypadku wyszkolenie drużynowych przedstawia duże trudności ze względu na wypełniane przez nich różnorodne zadania przy różnorodnym składzie jednostek, w drugim te trudności trzeba odnieść do dowódców plutonu i półplutonów, gdyż wyszkolenie sekcyjnych dzięki prostym ich zadaniom i jednolitości oddziałów nie przedstawia zbytnich trudności.

Rola sekcyjnych w plutonie niemieckim odpowiada w nieco szerszym zakresie roli sekcyjnego w plutonie francuskim. Jak już zaznaczyłem, można przez zwiększenie możności dowodzenia przez dowódców półplutonów zapewnić większą sprawność bojową sekcyjnych.

Rola dowódcy plutonu niemieckiego - to zwiększona rola dowódcy drużyny; jeśli nim dowodzić będzie oficer, względnie starszy, doświadczony podoficer, należy się spodziewać, że pokona nawet tak spiętrzone trudności, jakie przedstawiają jego przeciwnicy.

Nie bez szczególnego znaczenia dla nas jest fakt, że i oficerowie francuscy podnoszą trudności w wyszkoleniu dobrych drużynowych, mimo iż rozporządzają przeciętnie bardziej rozwiniętym umysłowo kontygensem ludzi, aniżeli my.

Dochodzę więc do następujących wniosków:

1) Nie należy przedewszystkiem uogólniać formy walki, która przeważała na zachodzie, i nie należy czerpać stąd kategorycznych wniosków, nasze bowiem warunki zawsze pozwolą dowódcy plutonu i kompanji wywrzec w pełni swój  swój wpływ w dowodzeniu swą jednostką. Ponieważ pluton złożony z jednakowych drużyn, nie daje jego dowódcy należytych środków do wywarcia swego wpływu na bieg walki w postaci dwu elementów boju, - ognia i ruchu - korzystniejszą jest organizacja plutnu "sekcyjnego"

2) Sekcyjni w plutonie niemieckim mają ułatwione zadania dowodzenia poprzez jednolity skład organizacyjny swych jednostek.

3) Drużynowi maja przeważnie bardzo trudną rolę do spełnienia, gdyż muszą koordynować akcję strzelców, celowniczego, grenadjerów i grenadjera V.B., a ponadto zapewnić współdziałanie swych jednostek z działaniem sąsiadów.

4) Względy wyszkolenia przemawiają wyraźnie przeciwko organizacji drużynowej.

II. Przestrzeń jako czynnik manewru najmniejszej jednostki bojowej.

Czy drużyna rozporządza w natarciu dostatecznie wielką przestrzenią, by móc wykonać "manewr", jako ruch obejścia, oskrzydlenia i t. p.? Teren w zgoła wyjątkowych warunkach pozwoli drużynie na skryte przesunięcie się ku nieprzyjacielowi, zwykle natomiast cały "manewr" drużyny będzie zwyczajną kombinacją jej elementów ognia i ruchu, sekcji grenadjerskiej i fizyljerskiej.

Odwrotnie, nieprzyjaciel, przygotowując obronę, zawsze postara się o takie umieszczenie swych broni samoczynnych w terenie, by im ułatwić działanie na możliwie największej przestrzeni.

Przestrzeń, zajmowana przez drużynę w natarciu, będzie się wahać od 50 do najwyżej 100 metrów. Bardzo wątpliwe, czy na tej przestrzeni - pomijając już siłę ogniową drużyny - dwa różne elementy drużyny zdołają zapewnić sobie wzajemnie takie wsparcie ogniowe, by móc wykonywać ruch. Ogień ręcznego karabina maszynowego, chcąc ostrzelać całkowicie odcinek drużyny, będzie równocześnie przeszkadzał w ruchu sekcji fizyljerów i odwrotnie. W wypadku, gdy ogień jednej z sekcyj nie ogarnie przeciwstawionego drużynie całego odcinka oporu nieprzyjacielskiego, nieprzyjaciel nie pozwoli drugiej sekcji na posuwanie się naprzód.

Słusznie pisze kapitan Daubechies, że "przestrzeń zmusza drużynę do natarcia czołowego, skutkiem czego grenadierzy, przeszkadzając równocześnie własnemu ręcznemu karabinowi ma szynowemu, nie unikną strat od ognia nieprzyjacielskiego, skierowanego na broń, która ma ich (grenadjerów) osłaniać".

Te rozważania uwidoczniają jasno, że organizacja drużyn i sposób ich walki wypłynęły z naczelnej zasady: ogień jest zasadniczym czynnikiem nowoczesnej walki.

Jeśli drużyna będzie działać na przestrzeni większej niż w natarciu, a więc np. na patrolu, wówczas będzie mogła wykonać manewr pod warunkiem, że potrafi rozwinąć skuteczny ogień dla zniszczenia oporu nieprzyjacielskiego.

Możliwości manewru zwiększają się dla jednostki bezpośrednio wyższej od drużyny - plutonu. Pluton będzie działał na przestrzeni od 150 do 200 i więcej metrów i wówczas teren zazwyczaj dostarczy plutonowi stanowisk, które umożliwią takie stosowanie ognia, by, nie przeszkadzając własnym jednostkom ruchu, można było objąć ogniem równocześnie cały odcinek obrony nieprzyjaciela.

Oczywiście mam tu na myśli pluton o organizacji zbliżonej do organizacji plutonu niemieckiego, gdyż pluton "drużynowy" w schematycznem działaniu swych jednakowych drużyn może znaleźć możliwości manewru jedynie w wyjątkowo sprzyjających warunkach terenowych i przy słabej obronie nieprzyjaciela, t. j. wówczas, gdy będzie można użyć części plutonu jako elementu ruchu.

Manewrem plutonu nie można nazwać "przefiltrowywania", tego typowego działania w wojnie pozycyjnej.

Mimo, że może ono objąć cały pluton, będzie to jedynie manewr poszczególnych drużyn. Rola dowódcy plutonu w tem działaniu jest prawie żadna, a działanie plutonu, jako takiego, prawie nie istnieje.

Dopiero kompanja i bataljon będą rozporządzać dostateczną przestrzenią do manewru. Manewr ten, zależnie od intensywności i użytych przez nieprzyjaciela sił w obronie, będzie miał charakter manewru wojny ruchowej, o wybitnej przewadze ruchu, lub też ograniczy się do manewru, jako mozolnej kombinacji ruchu i ognia w natarciu czołowem.

Wnioski.

1. Wielkość przestrzeni, na której działa drużyna, nie pozwala jej nietylko na wykonanie obejścia i oskrzydlenia, lecz prawie uniemożliwia najprostszy sposób jej walki, t. j. ruch na przód przez wzajemne wsparcie ogniowe sekcy. Jedynie silny ogień artylerji pozwała drużynom na ruch naprzód, przedewszystkiem w formie t. zw. przefiltrowywania.

2. Dzialalanie plutonu może objąć przestrzeń, potrzebną do wykonania przezeń tak obejścia i oskrzydlenia jak i ruchu na przód. Szczególnie warunki wojny ruchowej mogą być przyjazne dla manewrowego sposobu walki plutonu.

3. Dopiero jednak kompanja, a nawet bataljon znajdą się w wycinku terenowym, dogodnym dla stosowania manewru.

Zdolność najmniejszej jednostki bojowej do uderzenia.

W założeniu przyjęliśmy, że najmniejsza jednostka bojowa piechoty powiną mieć zdolność do uderzenia, t. j. do wykonania szturmu i uczynienia wyłomu w organizacji obronnej nieprzyjaciela.

Jakżeż przedstawia się siła uderzenia drużyny?

Sekcja grenadierów, za wyjątkiem grenadiera V. B., bierze udział w szturmie. Ale kto z drużyny poza nią?

Celowniczy - według naszego regulaminu - w szturmie udziału nie bierze.

Regulamin nasz, mówiąc o szturmie sekcji, nakazuje wprawdzie "wszystkim rzucić się biegiem.... na nieprzyjaciela", ale nie ma na myśli ręcznego karabina maszynowego (także i grenadjera V. B.), skoro pisze: "Podczas szturmu r. k. m, i karabin V. B. wspierają szturmującą część drużyny ogniem, skierowanym na flankę sąsiedniego odcinka nieprzyjaciela, względnie na ten punkt jego stanowiska, z którego nieprzyjaciel usiłuje szturm udaremnić lub przeciwnatarciem odeprzeć", (p. 74).

"W tych wypadkach, gdy cała drużyna rusza do szturmu, r. k. m, ostrzeliwuje przeciwnika - o ile teren na to pozwala, jeszcze w ciągu ostatniego skoku szturmującej drużyny. Podosłoną grenadjerów zmusi r. k. m. swym ogniem nieprzyjaciela do krycia się, ułatwiając tem samem uderzenie bagnetem, zamykając drogę posiłkom lub odwrót cofającemu się nieprzyjacielowi. Często ogniem ukośnym lub bocznym uda się ręcznemu karabinowi maszynowemu zgnieść znaczną część, a nawet całość sił obrony.

Według więc naszego regulaminu, celowniczy z swym r.k.m. przez strzelanie zeń w marszu nie bierze bezpośredniego udziału w szturmie. Tymczasem posłuchajmy, co o roli ręcznego karabina maszynowego w szturmie mówi pułkownik Linares[15], cytując równocześnie odnośne paragrafy regulaminu francuskiego.

W roku 1914 i początkach 1915 piechota, znalazłszy się na odległości 150 - 200 metrów od okopów nieprzyjaciela, była - można powiedzieć - zupełnie bezbronna. Aż do tej odległości mógł ją wieść ogień artylerji, który niszczył lub obezwładniał opór nieprzyjacielski. Nadchodził jednak ten krytyczny moment, gdy piechota, zdana na własne siły, często musiała ulec choćby niewielkiej liczbie broni maszynowej, której nie zdołał zniszczyć własny ogień artylerji.

Łatwo więc zrozumieć jak przychylnie został przyjęty (w r. 1915) ręczny karabin maszynowy, który, pozwalając równocześnie na wykonywanie dwu czynności (ognia i ruchu), usuwał trudności decydującego aktu bitwy (szturmu), trudności istniejące w sprzeczności, które przedstawiała konieczność posuwania się naprzód i niemożliwość strzelania podczas marszu.

Pułkownik Linares cytuje paragrafy regulaminu francuskiego, zawierającego wskazówki co do użycia ręcznego karabina maszynowego, i twierdzi w następstwie, że, mimo iż "elementy doktryny (co do użycia r. k. m.) są dobrze zarysowane w regulaminie, sprawiają jednak wrażenie, że zostały wprowadzone z niechęcią (a regret)". Autor pracy "Ręczny karabin maszynowy i ofensywa piechoty" sądzi, że wskutek tego "strzelanie z r.k.m w marszu jest wyjątkiem, i że używa się tej broni w ofensywie według zasad jej zastosowania w obronie".

Jakżeż regulamin francuski określa rolę ręcznego karabina maszynowego?

Z ręcznego karabina maszynowego strzela się ze stanowika i w marszu.

Ciężar ręcznego karabina maszynowego pozwala na noszenie go przez jednego człowieka i wzięcie przezeń (r.k.m.) udziału we wszystkich akcjach ofensywnych przez ogień, wykonywany ze stanowiska lub w marszu.

W czasie fazy boju poprzedzającej szturm i w czasie szturmu ogień może być wykonywany w marszu.

Skok może być również wykonywany przez całą drużynę z sekcją grenadjerów na czele i z ręcznym karabinem maszynowym, strzelającym w marszu.

Jak widzimy więc, różnice pomiędzy regulaminem francuskim i naszym co do użycia r.k.m. podczas szturmu są bardzo znaczne, a jednak płk. Linares nastaje na zbyt nikłe podkreślenie przez regulamin wydatnej roli, jaką powinien mieć ręczny karabin maszynowy.

Chce on go widzieć przedewszystkiem jako "broń zaczepną".

Należy żałować, że major Felsztyn, jako wybitny znawca broni, nie omówił tej kwestji, gdyż zarówno porównanie naszego regulaminu z francuskim co do roli ręcznego karabina maszynowego w szturmie oraz silne zarzuty pułkownika Linares co do niewyzyskania tej broni w tym momencie walki, wzbudzają obawy, że w naszej doktrynie walki pozbawiamy się czynnika, który, w myśl intencji pułkownika Linares, pozwala na zwiększenie zaufania piechoty w siłę swego uderzenia, chroniąc ją równocześnie od strat w chwili, gdy jest ona najbardziej wystawiona na działanie ognia nieprzyjacielskiego, a nie może być należycie chroniona przez działanie ognia własnego.

Ten ostatni moment jest o tyle ważny, że skuteczność zalecanego przez nasz regulamin ognia flankowego lub skośnego przez ręczny karabin maszynowy w chwili szturmu wydaje się bardzo wątpliwa.

W sekcji fizyljerów pozostają więc czterej amunicyjni i karabinowy. Nasz regulamin piechoty narzuca dowódcy drużyny obowiązek "uzupełnienia amunicji (par, 64)". Kierowanie ogniem polega na... oszczędzaniu amunicji i staraniu się o jej uzupełnienie(par. 26).

Ze słów regulaminu wynika, że rolę amunicyjnych należy pojmować nietylko jako noszących amunicję, ale i przeznaczonych do jej uzupełniania. Stosując te wskazówki, wyszkolenie nasze obejmuje naukę rozmieszczania amunicyjnych w terenie w ten sposób, że tworzą oni łańcuch od tyłu ku przodowi. Ci żołnierze więc nie znajdą się w chwili szturmu wpobliżu drużynowego względnie sekcyjnego grenadjerów, by wykonać szturm.

Karabinowy, który ma kierować ogniem całej drużyny oraz amunicyjnymi i strzelcami, również w szturmie udziału nie weźmie.

Tak więc na 13 ludzi w drużynie w szturmie weźmie udział:

drużynowy, jeśli nie będzie zadaleko od sekcji grenadjerów,

i 5 grenadjerów.

Tu budzą się wątpliwości, czy tak mały zespół rzuci się zdecydowanie na nieprzyjaciela. Znowu muszę przytoczyć słowa kapitana Daubechies, który sądzi, iż nie należy nawet łudzić się, by pięciu grenadjerów, prowadzonych przez podoficera, zechciało opuścić swe zasłony, by rzucić się naprzód na bagnety.

Ten ostatni akt bitwy - sądzi kapitan Daubechies - nawet u oddziałów zahartowanych w ogniu, musi wywołać:

a) wewnętrzne przekonanie i nieodparte wrażenie, że zdobyto przewagę ognia nad nieprzyjacielem, uwidocznioną przez zaprzestanie jego ognia lub conajmniej znaczne zmniejszenie jego intensywności i skuteczności;

b) wyraźne uczucie, że dany oddział tworzy siłę (une masse), zdolną do zgniecenia swemi środkami (bagnety i granaty) oporu nieprzyjaciela;

c) odruch rzucenia się na nieprzyjaciela pod wpływem i za przykładem dowódcy.

Tego nie potrafi zrealizować drużyna, brak jej po temu sił.

Przejdźmy zkolei do warunków wykonania szturmu. Jak powiedzieliśmy udział w szturmie drużyny weźmie zaledwie 6 ludzi.

Z jakiej odległości będą oni szturmować?

"Odległość szturmową od nieprzyjaciela należy tak wymierzyć, by jednym skokiem wtargnąć w jego stanowisko" - pisze nasz regulamin piechoty (par. 54).

Jaką odległość od nieprzyjaciela można określić jako „jeden skok”? Ta odległość jest zwykle określana jako najwyżej 200 kroków, gdyż z tej odległości może zarówno ręczny karabin maszynowy jak i grenadjer V. B. skutecznie wesprzeć Szturmujących grenadierów. Z drugiej strony odległość tę wymierza donośność ręcznych granatów, rzucanych przez nacierających, jest to więc odległość 30 - 40 kroków od okopów nieprzyjaciela. Czy na tej przestrzeni, zawartej pomiędzy "podstawą wyjściową" do skoku a miejscem, skąd będzie można rzucić granaty, to znaczy na 160 do 170 metrach, ręczny karabin maszynowy, nie strzelający w marszu lecz z obranego stanowiska, może zapewnić grenadierom skuteczne wsparcie ogniowe?

Schematyczne rysunki uwidaczniają trudności wsparcia ogniem szturmujących grenadjerów. Przyjąłem przeciętną dla frontu bojowego drużyny i równocześnie najkorzystniejsze położenie własnej broni samoczynnej, która może ostrzeliwać cały odcinek drużyny. Przyjmuję, że poszczególni grenadierzy rozrzuceni są co pięć metrów jeden od drugiego.

Rys. 1 i 2
Rys. 1 i 2

W pierwszym wypadku przestrzeń od około 100 m oddalenia od nieprzyjaciela do 40, a więc na 60 metrach, będzie dla grenadjerów najkrytyczniejsza, gdyż aż do 100 m ręczny karabin maszynowy drużyny mógł ich chronić przed ogniem nieprzyjaciela, po 100 metrach nie będzie tego mógł uczynić z obawy ranienia własnych kolegów. Czy czas na przebiegnięcie 60 metrów wśród najżywszego ognia nieprzyjacielskiego nie wystarczy na osłabienie ufności w swe własne siły w tak małej garstce ludzi?

W drugim wypadku krytyczna przestrzeń dla grenadjerów maleje do 20 metrów. Ale w tym wypadku trzeba, by sekcja fizyljerów zdobyła stanowisko na 100 m od okopów nieprzyjacielskich.

Te rozważania są oczywiście najzupełniej teoretyczne, trudno bowiem w rzeczywistości liczyć na skuteczność flankowego lub skośnego ognia ręcznego karabina maszynowego w czasie szturmu. Jeśli zgodzimy się na słabość ognia nacierającego ręcznego karabina maszynowego wobec choćby równej broni samoczynnej nieprzyjaciela, wywnioskujemy, że trudno przyjąć w większości wypadków tak korzystne dla drużyny położenie.

Korzyści terenowe niewątpliwie będą zawsze po stronie obrońcy, a nie nacierającego. Dlaczego więc przypisuje się drużynie tak wielką wartość właśnie w chwili szturmu? Pomijając działanie r. k. m. w marszu - niezbyt jesteśmy pewni skuteczności jego ognia, skoro i Francuzi nie bardzo nań liczą - wartość organizacji drużyny upatruje się w jej zdolności do przenikania, tego przekradania się pomiędzy "okami" siatki ognia nieprzyjajaciela. Ten warunek jednak może być spełniony tylko przy potężnem działaniu artylerji, tworzącej wyrwy w systemie ogniowym piechoty nieprzyjaciela. Ani drużyna, ani pluton i kompanja o organizacji drużynowej nie zdobędą tak silnej przewagi ogniowej, by same potrafiły swą bronią wyrwać stałe lub chwilowe luki w obronie nieprzyjaciela, przez które następnie przenikałyby słabe oddziałki drużyny.

Wnioski.

Organizacja drużyny jako najmniejszej jednostki bojowej nie może zapewnić:

a) ani zdolności do uderzenia (słabość liczebna szturmujących),

b) ani zdolności do zdobycia w chwili szturmu przewagi ogniowej nad nieprzyjacielem.

W pierwszej części artykułu postaraliśmy się wykazać, że nie można uważać drużyny za najmniejszą jednostkę bojową piechoty, gdyż nie ma ona:

a) ani zdolności zdobycia przewagi ogniowej nad nieprzyjacielem,

b) ani zdolności do manewru,

c) ani zdolności do uderzenia.

Negatywne te wnioski prowadzą jasno do wniosku, że dla organizacyjnego rozwiązania najmniejszej jednostki bojowej piechoty trzeba szukać innej drogi.

Zanalizujemy więc kolejno:

1) koncepcję organizacyjną drużyny jednolitej majora Felsztyna, względnie kapitana Le Brigand,

2) koncepcję "drużyn wzmocnionych",

3) formę oganizacyjną plutonu niemieckiego,

4) projekt organizacji drużyn jednorodnych.

1. Drużyny jednolite.

Myśl przewodnia projektu drużyny jednolitej powstała według oświadczenia majora Felsztyna na podstawie długoletnich studjów i badań Centralnej Szkoły Strzelniczej. Konkretny projekt pochodzi ud majora Felsztyna,

Drużyna jednolita powinna się składać z

dowódcy,

celowniczego,

i pewnej liczby strzelców,

"Liczbę tę organizacyjnie ustala się - pisze major Felsztyn - na 11, może ona jednak zależnie od stanu kompanji być i mniejsza. Celowniczy i jeden ze strzelców są starszymi szeregowcami. Nie pełnią oni przez to żadnej specjalnej funkcji, nie dowodzą żadną sekcją, lecz poprostu są pomocnikami drużynowego tam, gdzie mu tych pomocników potrzeba".

To, co w organizacji uważa major Felsztyn za istotne, są to:

a) jedność drużyny (bez podziału na sekcje),

b) brak specjalizacji,

c) zmienny skład ilościowy,

d) możność odtwarzania się przez dowolne skupienie się grupki żołnierzy dokoła dowódcy i ręcznego karabina maszynowego.

Walka takiej drużyny jest niezmiernie prosta. Drużyna stanowi całość nierozłączną. Niema tam żadnych fizyljerów i grenadierów - wszyscy są jednakowymi piechurami. Dopóki można, drużyna stanowi całość, nie rozłączając się nigdy.

Nim wypowiem się co do projektu majora Felsztyna, chciałbym udzielić głosu kapitanowi Le Brigand, który już w r. 1925, zastanawiając się nad ulepszeniem, a zwłaszcza uproszczeniem organizacji drużyny, wysunął projekt drużyny jednolitej. Kpt. Le Brigand podnosi jednak równocześnie pewne niedogodności tego rozwiązania, które dadzą się streścić następująco:

a) Nowoczesną walkę prowadzą przedewszystkiem specjaliści, organizacja drużyny jednolitej wbrew doświadczeniom wojny znosiłaby ich.

b) Doświadczenia wojenne wykazały, że człowiek tem lepiej wypełnia zadanie, im ono jest prostsze. Poczucie obowiązku jest tem silniejsze, im bardziej obowiązek ten jest jasny, im mniej jest złożony. Polecenie więc żołnierzowi spełniania dwu różnych zadań (amunicyjnego i strzelca - grenadjera) prowadzi w prostej linji do niebezpieczeństwa niespełnienia żadnego dobrze lub wybrania tego, które będzie wymagało mniej ryzyka i narażania się.

c) Z chwilą wprowadzenia broni samoczynnej, narzuciła się konieczność rozgraniczenia pomiędzy elementami ognia i ruchu w plutonie względnie w drużynie.

Karabin maszynowy, jego części zapasowe i amunicja tak obciążyły obsługę, że trzeba było stworzyć osobne lekkie elementy, które nadto trzeba było uniezależnić od grup broni samoczynnych.

Kpt. Le Brigand sądzi, że wyzyskania wydajności ręcznego karabina maszynowego, pomimo jego mniejszego ciężaru, nieda się osiągnąć, jeśli się mu nie zapewni dostatecznej obsługi i dostatecznej amunicji.

Dlatego trudno będzie uprościć organizację sekcji fizyljerów mimo, iż trzeba zawsze dążyć do większej ruchliwości i większej zdolności ofensywnej piechoty.

Te zastrzeżenia każą kapitanowi Le Brigand odrzucić koncepcję jednolitej drużyny.

W sednie całej kwestji leży mojem zdaniem konieczność podziału zadań w drużynie pomiędzy elementy jej ognia i ruchu. Dlatego możliwość stworzenia jednolitej drużyny należy uznać za najzupełniej iluzoryczną. Jakżeż bowiem ta drużyna będzie nacierać?

Jeśli będzie walczyć w sposób dotychczas stosowany, to muszą się wytworzyć dwie oddzielne grupki, które będą się wzajemnie wspierać ogniem, by móc wkońcu dosięgnąć nieprzyjacielą. Tak więc i "celowniczy i jeden ze strzelców" będą zmuszeni objąć faktyczne kierownictwo swych grupek, choćby nie wiem jak surowo zakazywano im "nigdy się nie rozłączać".

Jeśli natomiast jednolita drużyna "nie rozłączając się" zechce się posuwać naprzód, to, zmieniając dotychczasowy sposób walki, nie będzie sama dla siebie równocześnie elementem ruchu i ognia, lecz będzie musiała korzystać z pomocy ogniowej drugiej drużyny i nawzajem, by umożliwić ruch swej sąsiadce, będzie zmuszona pomóc jej do tego swym ogniem. Drużyna w tym wypadku przestanie być tą upatrywaną w niej przez majora Felsztyna najmniejszą jednostką bojową: będzie kolejno albo jednostką ruchu, albo ognia. Trzeba więc do tego projektu odnieść wszystkie zastrzeżenia, jakie major Felsztyn przedstawia w trudnościach dowodzenia na polu walki. Dodajmy od siebie, że te zastrzeżenia - o ile są słuszne w odniesieniu do trudności dowodzenia dzisiejszą drużyną - będą tem słuszniejsze w stosunku do drużyn jednolitych, gdyż dowodzenie będzie wymagać kierowania dwoma drużynami nie o jednolitem zadaniu: wykonywania ognia i ruchu, lecz zadaniu złożonem: wykonywania i ognia i ruchu.

Uformowany tym sposobem walki półpluton zawierałby bowiem dwie drużyny, które tak przy wykonywaniu ruchu jak i ognia rozpadałyby się ponadto wewnątrz siebie na te dwa elementy.

Należy więc stwierdzić, że projekt organizacji drużyn jednolitych jest najzupełniej teoretyczny, nie liczący się z realnością pola walki.

Nasze zastrzeżenia co do trzech zasadniczych postulatów, jakie stawiamy najmniejszej jednostce bojowej, uwypuklają się tem więcej przy tej koncepcji.

W jednym z numerów "Przeglądu Piechoty" zajmuje się tą kwestją major Wierzchom.

Istotne zarzuty, jakie major Wierzchoń wysuwa w stosunku do organizacji drużyny, a więc:

  • brak dostatecznej siły uderzeniowej w drużynie,
  • trudności dowodzenia drużyną o "rozwiniętej szeroko specjalizacji",
  • niedostateczność piechurów, jako "żywej siły" w spełnianiu różnych zadań przez drużynę, przemawiają za odrzuceniem organizacji drużyny jako najmniejszej jednostki bojowej, wbrew temu, co sądzi major Wierzchoń, jakoby wady te można było usunąć przez zmiany wewnątrz drużyny.

Propozycje majora Wierzchonia idą w kierunku ograniczenia ilości fizyljerów do 3-ch ludzi (karabinowy, celowniczy i amunicyjny), co oczywiście zwiększyłoby ilość grenadjerów, t. j. elementu ruchu, do 9 ludzi.

Projekt ten jednak nie uwzględnia doświadczenia wojny, które wykazało, że obsługa ręcznego karabina maszynowego nie może zejść poniżej 5 ludzi, gdyż zaopatrzenie tej broni w dostateczną ilość amunicji jest nieodzownym czynnikiem jej wartości w boju. Zaopatrywanie drużyn, jak to słusznie podkreśla major Wierzchoń, już podczas natarcia jest w czasie dnia prawie niemożliwe do uskutecznienia, to też jedynem niemal wyjściem z tego problemu jest dostateczna ilość amunicyjnych, zaopatrzonych w odpowiedni zapas amunicji. Wreszcie - posłużę się tu argumentem majora Wierzchonia, zastosowanym do ilości grenadjerów - nie trzeba zapominać, że skoro tych trzech fizyljerów przedstawia niezbędne minimum obsługi, to co się stanie w razie ubycia z tego „minimum” jednego lub dwu ludzi? Nie będzie ich kim zastąpić. Trzeba więc jednak zachować 5 ludzi jako obsługę ręcznego karabina maszynowego.

I w tej chwili ponownie nabierają pełnego znaczenia istotne zarzuty majora Wierzchonia, odnoszące się do organizacji drużyny, zarzuty, które najzupełniej potwierdzają naszą analizę wartości drużyny, jako najmniejszej jednostki.

2. Drużyny wzmocnione.

Na czem polega koncepcja drużyn wzmocnionych?

Najlepiej poinformują nas w tym względzie zmiany, wprowadzone tytułem próby w belgijskim regulaminie piechoty.

Drużyna belgijska składa się:

z sierżanta - dowódcy drużyny,

sekcji r. k. m. (dowódca, celowniczy, czterech amunicyjnych),

sekcji grenadjerów (dowódca, pięciu grenadjerów, grenadjer V. B., amunicyjny V. B.).

Nowe artykuły regulaminu stanowią:

Ten skład (drużyny) nie jest niezmienny; w ciągu walki drużyna może być wzmocniona przez elementy, które jej są chwilowo potrzebne do wykonania jej zadania; drużyna może również składać się z jednej lub kilku sekcyj jednorodnych, (de menie espece), patroli i t, d.

Drużyna może więc zawierać kilka sekcyj grenadjerskich lub fizyljerskich, a więc stanowić grupę jednorodną, lub też może być w ciągu walki wzmacniana przez dowódcę plutonu, czerpiącego środki ze swego odwodu.

Rozumie się, że podczas walki może dowódca plutonu zmieniać skład drużyny tylko przez wzmocnienie jej i że tworzenie drużyn jednorodnych musi być dokonane przed ich wejściem w walkę.

Zanim zastanowię się nad zaletami i wadami tego rozwiązania, chciałbym przytoczyć zdania kilku autorów francuskich, którzy, będąc przeciwnikami organizacji drużynowej, dążą do przeciwstawienia jej bądź organizacji plutonowej, bądź organizacji kompanijnej, jako najmniejszej jednostki bojowej.

Kapitan Maisonneuve, najzawziętszy bodaj antagonista koncepcji drużyny, tak określa wady tej organizacji:[16]

Ma się zamiar użyć ognia r. k. m., strzelcy i grenadjerzy muszą mu towarzyszyć, jeśli nawet ich towarzystwo nie jest potrzebne i gdy powstają wskutek tego niepotrzebne straty.

Dochodzi do szturmu - pociągnięci przez swych dowódców, nieobciążeni grenadjerzy mogliby biegiem uczynić wyłom w pozycji nieprzyjacielskiej; nie! nie mogą iść szybciej, niż r. k. m.

Dowódca kompanji ma zamiar dokonać koncentracji ognia. Nie może on zebrać w dowolnem miejscu większej liczby r. k. m.,musi użyć tyluż całych drużyn, nawet jeśli nie nadeszła chwila,w której powinien zacząć się manewr przez ruch.

Autor jest zdania, że zadaleko posunięto się w reakcji następstw lekcyj 1914 r., kiedy to rzucano się do natarcia na duże odległości w terenie, opanowanym przez ciężkie karabiny maszynowe nieprzyjaciela. Przez nadmiar roztropności zniesiono szybkość ruchu piechoty. Idea, określająca, że w ofensywie trzeba umieć bezzwłocznie przechodzić do obrony i znowu szybko powracać do natarcia, jest urzeczywistniana automatycznie. Trudno jest przyzwyczaić do tej idei jeden i ten sam oddział; łatwiej jest zrozumieć pewnej kategorji piechurów: wy nacierarajcie, otrzymacie wsparcie, nie troszczcie się o resztę, a drugiej: podtrzy mujcie ogniem naszych kolegów, którzy nacierają i złamcie ewentualne przeciwnatarcie.

Autor żąda oddzielenia elementów ruchu i elementów ognia na stopniu kompanji.

Popierając zarzuty kapitana Maisonneuve, belgijski kapitan Paąuot domaga się rozwiązania, które zostało urzeczywistnione już w regulaminie belgijskim[17].

Wreszcie należałoby zaznaczyć, że cytowany wielokroć przez majora Felsztyna gorący zwolennik drużyny kapitan Le Brigand sądzi, że poza dobrą stroną grupowania wszystkich grenadjerów V. B. w plutonie byłoby również lepiej, "gdyby dowódcy dano swobodę oddzielnego grupowania fizyljerów z jednej, grenadjerów z drugiej strony, a to, by zadośćuczynić pewnym okolicznościom boju".

Cóż to jest innego, jeśli nie pierwszy, zdecydowany niemal krok ku organizacyjnej koncepcji plutonu?

Kapitalne to zdanie obrońcy drużyny pomija major Felsztyn tak w swem streszczeniu artykułu kapitana Le Brigand[18], jak i w swem studjum. A przecież czyni ono wcale pokaźny wyłom zarówno z argumentacji kapitana Le Brigand jak i majora Felsztyna, natomiast zwolennikom organizacji plutonowej dostarcza dowodu na to, że bynajmniej nie należy w drużynie upatrywać uświęconego, nienaruszalnego tabu.

Po tem, co dotychczas powiedzieliśmy o drużynie, jasno tłumaczy się geneza powyższych projektów: organizacja drużyny nie odpowiada tym wymaganiom, jakie się stawia najmniejszej jednostce bojowej piechoty.

Jakież zalety ma rozwiązanie belgijskie:

1) organizacja drużyn wzmocnionych pozwala na większą manewrową giętkość jednostek, to jest na możliwość dostosowania siły elementów ognia i ruchu do położenia bojowego,

2) skład organizacyjny wzmocnionej drużyny rozstrzyga o uproszczeniu jej zadania:

ruchu, jeśli w drużynie przeważać będą sekcje strzelców (grenadjerów),

ognia, jeśli w drużynie przeważać będą sekcje ręcznych karabinów maszynowych.

Ten sam wzgląd uprości, a zatem ułatwi, dowodzenie drużyną.

Jednakowoż niedogodność takiego rozwiązania zdaje się przeważać korzyści, gdyż, jeśli powierzy się wzmocnionej drużynie zadanie zgniecenia danego oporu nieprzyjacielskiego, to:

1) mimo zwiększenia środków walki drużyny przestrzeń, zajmowana w walce przez nią, nie pozwoli jej na manewr, a równocześnie rozciągłość przestrzeni uniemożliwi dowodzenie,

2) im więcej wzmocni się drużynę, tern się ją uczyni cięższą i tem więcej uniemożliwi dowodzenie.

Wreszcie należy podnieść - pisze kpt. Daubechies, bardzo niekorzystny moment rozrywania zżytych i zgranych ze sobą jednostek w chwili wzmacniania drużyn. Regulamin belgijski chce zaradzić tej wyraźnej niedogodności, polecając, by dowódca plutonu przed walką upewnił się, czy ludzie znają dokładnie dowódców drużyny i sekcji. Kapitan Daubechies sądzi, że jest to jedynie półśrodek, który nie potrafi zastąpić spójni, z taką trudnością osiągniętej a poświęcanej na czas bitwy.

Trudno nie przyznać słuszności argumentom kapitana Daubechies, jednakowoż trzeba się zgodzić na to, że koncepcja wzmocnionych drużyn jest lepsza od istniejącej organizacji. Koncepcja ta dozwala na większą giętkość i zwiększoną ruchliwość piechoty, usuwa ze sposobu walki niekorzystne stosowanie schematu, w jaki musi się przetworzyć akcja piechoty, operująca dzisiejszemi drużynami.

3. Pluton niemiecki.

Pluton niemiecki zawiera:

2 sekcje lekkich karabinów maszynowych,

3 sekcje strzelców, odpowiadających naszym grenadierom.

Organizacja ta wykazuje:

a) Zdolność osiągnięcia przewagi ogniowej.

Silniejsza podstawa zapewnia większą od ręcznego karabina maszynowego celność broni. Lekki karabin maszynowy posiada nadto większą wydajność ogniową. To, co powiedzieliśmy przy rozważaniach postulatu zdobycia przez najmniejszą jednostkę bojową przewagi ogniowej, wydaje się być zrealizowane w plutonie niemieckim dzięki dwu lekkim karabinom maszynowym, które, ujęte w ręku jednego dowódcy, potrafią zapewnić sobie wzajemną możność posuwania się naprzód.

b) Zdolność wykonania manewru.

Jest ona zapewniona przez jednolitą i oddzielną budowę elementów ognia i ruchu, co, jak starałem się wykazać, omawiając możności dowodzenia, pozwala na dobre dowodzenie poszczególnemi elementami przez sekcyjnych, a ponadto przez dowódców półplutonów i plutonu. Dzięki możności osiągnięcia przez pluton przewagi ogniowej nad przeciwnikiem działanie sekcyjnych zyskuje większą giętkość, pozwalającą im na dostosowanie ruchu swych oddziałów do terenu i sytuacji ogniowej własnej i nieprzyjaciela.

W zestawieniu z plutonem o organizacji drużynowej pluton niemiecki pozwala na szersze stosowanie manewru, gdyż sekcyjni strzelców nie są przywiązani do broni samoczynnej i nie uzależniają - w tym stopniu jak sekcyjni grenadjerów - każdego ruchu od swego karabina samoczynnego, który muszą osłaniać.

Lekki karabin maszynowy jest cięższy jednak od ręcznego karabina maszynowego (16 zamiast 8,6 kg.), co oczywiście wpływa na zmniejszoną ruchliwość elementów ognia.

Rozstrzygnięcie problemu: lekki czy ręczny karabin maszynowy nie jest bynajmniej łatwe.

Prawda, że ciężar lekkiego karabina maszynowego jest większy,

że skutkiem tego noszenie go w marszu przedstawia wiele niedogodności,

że w bitwie przedstawia cel większy od ręcznego karabina maszynowego,

że obsługiwanie go wymaga większej ilości ludzi,

że skutkiem tego obsługa lekkiego karabina maszynowego "obciąża" piechotę, czyniąc ją mniej ruchliwą, ale,

jeśli równocześnie warunkiem ruchliwości piechoty jest konieczność zdobycia przez nią możliwie pełnej i szybkiej przewagi ogniowej, czy nie budzą się w nas wątpliwości, że ta właśnie korzyść przewyższa ujemne cechy lekkiego karabina maszynowego?

Uspakaja nas w tym względzie major Felsztyn, który twierdzi, że wydajność ogniowa i celność nowych typów ręcznych karabinów maszynowych niewiele ustępuje tym zaletom lekkich karabinów maszynowych.

Przy tem założeniu trzeba istotnie przyznać, że trzy (jak we Francji), cztery (jak u nas) ręczne karabiny maszynowe będą przewyższać siłę ogniową plutonu niemieckiego. Oczywiście nie mówię tu o niepopularnych u nas Chauchat.

c) Zdolność do uderzenia.

„W momencie szturmu - mówi major Felsztyn - organizacja plutonowa ma tę przewagę, że szturmuje ośmiu ludzi zamiast sześciu (drużyna), względnie w plutonie 24-ch zamiast 18-tu, czyli 33% więcej”.

Godzę się z majorem Felsztynem, że jest to niewątpliwie strona dodatnia.

Natomiast trudno się zgodzić z majorem Felsztynem, że "organizacja drużyny ma tę przewagę, że szturm można wykonać wszędzie tam, gdzie tego zachodzi potrzeba", podczas gdy w plutonie niemieckim,, często zachodzić będą wypadki, że położenie dojrzało do szturmu, ale nie ma go kto wykonać, bo naprzeciw oporu, na który trzeba szturmować, znajduje się wyłącznie obsługa 1. k. m., ciężko obarczona sprzętem, a więc do szturmu niezdolna."

By udowodnić to zdanie, przytacza major Felsztyn 2 przykłady, jeden, zaczerpnięty z niemieckiej instrukcji wyszkolenia, drugi, stworzony przez siebie. Nie chcę na tych przykładach polemizować z majorem Felsztynem, zawsze bowiem można, jak to zarzuca major Felsztyn kapitanowi Santorowi[19], „stworzyć schematy korzystne dla jednej a niekorzystne dla drugiej organizacji[20].

Wracając jednak do zarzutu majora Felsztyna, sądzę, że nie można tak formułować wniosku co do przewagi organizacji drużynowej nad plutonową w chwili szturmu, gdyż inna organizacja wymaga też stosowania innych sposobów walki: dowódca niemieckiego plutonu zgóry określa właściwe role obu swych elementów, szturm więc przeprowadzi w tem miejscu, jakie mu wskaże teren i położenie nieprzyjaciela, względnie tam, gdzie znajdą się jego jednostki ruchu, którym zadanie ułatwią obie sekcje l. k. m. I wówczas właśnie zaznacza się przewaga tych 33%.

Jeślibyśmy chcieli cytowany wyżej wniosek majora Felsztyna odwrócić na korzyść plutonu, a niekorzyść drużyny, powiedzielibyśmy: pluton niemiecki ma tę przewagę nad "drużynowym", że dzięki sile ogniowej swych broni samoczynnych, a tem samem możności wyzyskania terenu dla ruchu strzelców, może on przeprowadzić szturm w miejscu najdogodniejszem dla osiągnięcia nieprzyjaciela przez jego jednostki ruchowe plutonu, podczas gdy przy organizacji plutonu "drużynowego" często może się zdarzyć, że zarówno z powodu braku dostatecznej siły ogniowej jak i uderzeniowej, żaden z szturmów drużyn nie będzie mógł się powieść".

Wbrew temu więc, co sądzi major Felsztyn, że "niższość organizacji drużynowej w chwili szturmu nie leży w samej zasadzie organizacji ale obecnej jej realizacji" i że "można tej niższości uniknąć bez osłabienia samej zasady" przy organizacji drużyny jednolitej, śmiem sądzić, że organizacja drużyny jednolitej tem bardziej nie przesądzi rozwiązania na swoją korzyść.

Na to, by w plutonie o drużynach jednolitych mogło nacierać 36 żołnierzy na 39 (to znaczy wszyscy „strzelcy” oprócz celowniczych), trzeba, by wszystkie drużyny równocześnie znalazły się w dojrzałem do szturmu położeniu. Czy pozwoli im na to rozrzucenie w terenie trzech ręcznych karabinów maszynowych? Takie ujęcie działania plutonu o organizacji drużynowej przeczy wreszcie naczelnej zasadzie ich utworzenia: zdolności przenikania małemi grupkami - opartej, że się tak wyrażę - na samowystar czalności każdej z drużyn do wykonania i ruchu i ognia i uderzenia. Cała taktyka natarcia plutonu "drużynowego", zwłaszcza plutonu o jednolitych drużynach, polegać będzie na grze ruchu i ognia, wskutek czego wytworzy się w terenie harmonijka drużyn, na różnych odległościach od nieprzyjaciela. By więc pluton o drużynach jednolitych mógł wyzyskać całą swą siłę uderzeniową, musiałyby drużyny, już znajdując się w położeniu dojrzałem do szturmu, wyczekać na resztę drużyn, które pozostały dalej wtyle.

Natomiast w plutonie niemieckim istnieje możliwość uderzenia całą siłą szturmową, t. j. 24-ma strzelcami, bowiem wszystkie sekcje strzelców mogą niejednokrotnie wyzyskać zarówno ogień własnych lekkich karabinów maszynowych, jak i teren, by móc razem przesunąć się na odległość szturmową i razem uderzyć.

Streszczając to, co powiedzieliśmy o plutonie niemieckim, dochodzimy do wniosku, że organizacja ta odpowiada w zupełności wymaganiom, stawianym najmniejszej jednostce bojowej, z tem zastrzeżeniem, że zastąpienie dwóch lekkich karabinów maszynowych trzema, względnie czterema karabinami ręcznemi pozwoliłoby na zwiększenie ruchliwości piechoty oraz zwiększyłoby jej zaczepność dzięki silniejszemu wyposażeniu w środki ogniowe.

4. Drużyny jednorodne.

Koncepcja drużyn jednorodnych jest niczem innem, jak koncepcją plutonu niemieckiego.

Organizację plutonu ustala cytowany już pułkownik Linares następująco.

Pluton liczy trzy drużyny, z tego dwie drużyny grenadjerów i jedna r. k. m., ta ostatnia z reguły pod dowództwem podoficera zawodowego, złożona z dwu sekcyj.

Liczebność:

drużyna grenadjerów składa się z dwu sekcyj:

sekcja grenadjerów - woltyżerów: 1 kapral, 1 grenadjer wyborowy, 4 woltyżerów,

sekcja V. B.: 1 kapral, 5 V. B.

W drużynie r. k. m. dwie sekcje po 1 kapralu, 1 celowniczym, 4 fizyljerów.

Pluton bojowy z trzech drużyn zawierałby:

1 oficera, 3 podoficerów, 6 kaprali i 31 szeregowców, w czem 1 goniec dowódcy plutonu.

W ten sposób manewr drużyn dostałby się pod kierownictwo oficera lub conajmniej podoficera zawodowego, bardziej uzdolnionego do kombinowania ognia i ruchu.

Organizację drużyn jednorodnych proponuje też kapitan Daubechies, Podaję w streszczeniu jego argumentację.

Jeśli nieprzyjaciel przed każdym naciarającym plutonem przeciwnika, a więc na froncie około 150 m, ustawi broń samoczynną i stworzy w ten sposób nieprzerwaną sieć ognia, piechota nie zdoła skutecznie natrzeć bez pomocy artylerji. Po ogniu przygotowawczym artylerji pozostanie piechocie zgnieść te opory, których artylerja niedosięgła.

Jakich środków należy użyć dla zdobycia przewagi ognia? Można przyjąć, że dla skutecznego obezwładnienia oporu nieprzyjacielskiego, ograniczonego do jednej broni samoczynnej, trzeba nieodzownie użyć najmniej dwóch ręcznych karabinów maszynowych. Ponieważ ani teren, ani okoliczności nie pozwalają im razem na skryte podsunięcie się dość blisko nieprzyjaciela, tak, by można już było bez zmiany pozycji skutecznie padtrzymywać ogniem ruch grenadjerów aż do szturmu, trzeba przewidzieć drugą grupę 2 ręcznych karabinów maszynowych, któraby naprzemian z pierwszą zapewniła osiągnięcie wspomnianej pozycji, Wydaje się, że grupa 2 r. k. m. może zapewnić skuteczny ogień na czas skoku drugiej grupy.

Jeśli ogień nieprzyjacielski jest zbyt gwałtowny, skoki mogą być wykonane pojedyńczemi sekcjami (1 r. k. m), podczas gdy trzy inne neutralizują ogień nieprzyjaciela.

W ten sposób obie grupy broni samoczynnej mogą osiągnąć pożądane pozycje dla wsparcia zkolei ruchu drużyn grenadjerskich. Byłoby pożądane, by dla regulowania ruchu grup ognia oraz kierowania ogniem oddano je pod wspólnego dowódcę, działającego w myśl bezpośrednich rozkazów dowódcy plutonu.

Zdobycie przewagi ognia zostanie uświęcone przez wejście w akcję grenadjerów V. B. Powinni oni pod osłoną ognia obu grup r. k. m. dotrzeć conajmniej na 200 m od nieprzyjaciela, przyczem należałoby ich ugrupować pod rozkazami jednego dowódcy, gdyż skuteczność działania V. B „en masse“ jest niezaprzeczona.

Drużyny złożone z sekcyj grenadjerskich i wyłącznie z nich, wykorzystując teren i własny ogień, przesuwają się aż na odległość szturmową. Dowódca plutonu wydaje dowódcy elementów ognia ostatnie rozkazy do przygotowania szturmu. Jeśli przewaga ogniowa, zdobyta na nieprzyjacielu, jest dostateczna, może on przenieść jeden ręczny karabin maszynowy na stanowisko, pozwalające temuż wykonać ogień ukośny lub flankowy.

Wydaje się rzeczą pewną, że pluton, mający zadanie zniszczenia oporu nieprzyjaciela, znajdzie się w najlepszych warunkach dowodzenia i działania, jeśli będzie on uprzednio zorganizowany w drużyny jednorodne, z których jedne zawierać będą sekcje r. k. m. i V. B., specjalnie przeznaczone do akcji ogniowej, drugie sekcje ruchu do działania przez ruch. Dowodzenie plutonem jest dobrze zorganizowane, środki są dostateczne i użytewedług ich właściwości taktycznych na dostatecznej przestrzeni.

Tak zorganizowany pluton nie wydaje się cięższym od dzisiejszego, gdyż:

  • z jednej strony zapewnia się lepsze dowodzenie, organizacja lepiej odpowiada zasadzie podziału pracy,
  • z drugiej podział każdego elementu ognia i ruchu na "podjednostki", odpowiadające dzisiejszym sekcjom, pozwoli plutonowi na dostosowanie swej akcji do terenu i przefiltrowania[21]

Oto i, mojem zdaniem - "organizacja najmniejszej jednostki bojowej, odpowiadająca racjonalnemu podziałowi środków taktycznych i dostosowana do zasad taktyki, wypływających z uzbrojenia. Nie zmienia ona w niczem taktyki piechoty, lecz tworzy na rzędzie lepiej przygotowane do stosowania tej taktyki".


Nie chcę zajmować się zarówno szczegółami organizacji plutonu, jak też i rozstrząsaniem problemu ilości drużyn i ilości ręcznych karabinów maszynowych w plutonie, chciałem jedynie wskazać, że nie w drużynie, lecz w plutonie znaleźć można organizacyjne rozwiązanie najmniejszej jednostki bojowej piechoty, to jest jednostki, która posiadałaby:

  • zdolność do zdobycia przewagi ogniowej nad przeciwstawionym sobie przeciwnikiem,
  • zdolność do wykonania manewru, to jest przeniesienia uderzenia od podstawy wyjściowej do natarcia do stanowisk nieprzyjaciela,
  • zdolność do uderzenia.

W każdym razie należy pamiętać, że w najmniejszej jednostce bojowej oba elementy ruchu i ognia muszą znaleźć pełnię możliwości działania i że wzajemne ich zrównoważenie musi zapewnić całkowitą harmonję w walce.

Względy praktyczne tem więcej skłaniają do przyjęcia koncepcji plutonu.

Są niemi:

a) nasz niedostatek w sprzęcie artyleryjskim,

b) charakter przyszłej wojny,

c) jakość uzbrojenia naszej piechoty.

Jakościowy i ilościowy stan naszej artylerji w stosunku do wyposażenia naszych przeciwników zmusza nas do położenia wielkiego nacisku na te czynniki walki, które Niemcy chcą zastosować w przyszłej wojnie, a więc: zaskoczenie, ruchliwość, wykorzystanie terenu, ciemności, mgły, maskowania, manewr oskrzydlający czy okrążający.

Przedewszystkiem więc ruch! Ruchliwość naszej piechoty, która będzie musiała niejednokrotnie swemi zdolnościami do manewru zastąpić brak artylerji.

My nie będziemy mogli pozwolić sobie na "maszerujący ogień", na zniszczenie obrony nieprzyjaciela, zniszczenie, które pozwala małym drużynom przefiltrowywać przez luki, jakie wyrwał systemowi ognia przeciwnika ogień własnych dział. Nasze jednostki piechoty muszą dzięki swemu uzbrojeniu (siła i liczba) zapewnić sobie zdobycie takiej przewagi ogniowej, by równocześnie stworzyć jak największe i najdoskonalsze możliwości manewru.

Ten manewr nie może być w małych jednostkach piechoty przemyślnem kombinacyjnem obejściem, oskrzydleniem i t. p., powinien jednak przejawiać się w umiejętności wykorzystania terenu i wykorzystania ognia własnej broni samoczynnej do przedsiębiorczego i zdecydowanego ruchu naprzód, do osiągnięcia i "schwycenia za gardło" nieprzyjaciela.

Dlatego wydaje mi się niebezpieczne powierzać to zadanie tak małym jednostkom, jakiemi są sekcje grenadjerów. Wiemy wszyscy z własnych doświadczeń, że szturm, ten ostatni akt bitwy, wymaga nietylko odwagi, lecz równocześnie wrażenia siły, jaką musi przedstawiać uderzający oddział. Czy pięciu ludzi może w sobie stworzyć to nieodzowne wrażenie?

A jeśli wpoimy w naszą piechotę zapał i pragnienie uchwycenia nieprzyjaciela, czyż nie należy się obawiać, że przy obecnej organizacji drużyn niepotrzebnemi stratami zbyt drogo będziemy okupywać osiągnięte powodzenia? Rozrzucone po całym terenie drużyny nie będą bowiem w stanie zapewnić całemu plutonowi możności równoczesnego uderzenia, a jeśli mimo to uderzy, niewątpliwe straty wkrótce pozbawią go zaczepnego ducha.

Silny ogień piechoty jest bowiem nieodzownem "sine qua non" również nieodzownego jej manewru.

Uczyńmy naszą piechotę bardziej "manewrową" przez oderwanie sekcyj ruchu od ich broni samoczynnych, równocześnie jednak wyposażmy piechotę w dostatecznie silny, dobrze dowodzony element ognia.


  • 1) Mjr, dr. Tadeusz Felsztyn - "Najmniejsza jednostka bojowa" Odbitka z „Bellony1*. Warszawa 1927. Wojsk. Inst. Naukowo-Wydawniczy.
  • 2) Revue d'Infanterie — lipiec, sierpień 1925. r.
  • 3) „Najmniejsza jednostka bojowa" - str. 33.
  • 4) Cpt. B. E. M. Daubechies: "A propos du groupe de combat“ — Bulletin Beige des Sciences Militaires" - sierpień 1927.
  • 5) Col. Linares: „Le fusil mitrailleur et l'offensive de l’infanterie“. Revue d'Infanterie - marzec 1927
  • 6) Generał Passaga „Le combat. — Ce que nous a apprit la guerre”. Revue d’Infanterie - styczeń 1925
  • 7) Dodajmy, że w oba wypadki major Felsztyn nie wierzy. "Najmniejsza jednostka bojowa" str. 42
  • 8) "Najmniejsza jednostka bojowa" - str. 32.
  • 9) „Najmniejsza jednostka bojowa” strona 42, 43.
  • 10) „Najmniejsza jednostka bojowa” strona 32, 33.
  • 11) "Najmniejsza jednostka bojowa" strona 45.
  • 12) "Najmniejsza jednostka bojowa" strona 87.
  • 13) Ciekawe uwagi na ten temat: płk. Molard „Infanterie franęaise, infanterie allemande” — Revue d’Infaterie 1925
  • 14) Zależnie od ilości przyjętych sekcyj: Niemcy np. mają 2 sekcje l. k. m. 3 strzelców. Anglicy 3 sekcje l. k. m. i dwie sekcje strzelców.
  • 15) Col. Linares. Le fusil - mitrailleur et l’offensive de l’infanterie. Revue d’Infanterie - marzec 1927 r.
    Artykuł ten został streszczony przez majora S. G. Porwita w 15. zeszycie Przeglądu Wojskowego.
  • 16) Kapitan Maisonneuve „L/infanterie sous le feu“.
  • 17) Kapitan Paquot "Bulletin Belge des sciences militaires", 1925.
  • 18) Tom 7. Przeglądu Wojskowego.
  • 19) Kpt. Santor „Bojove rikoli a organisace cety“ Vojenske Rozhledy, czerwiec 1926.
  • 20) Najmniejsza jednostka str. 56.
  • 21) Ciekawe uwagi na temat drużyn jednorodnych podaje kpt. Perret: „Notre nouvelle section d’infanterie” - Revue mil. Suisse - kwiecień i maj 1927.
PRZYPISY
z 243
generate time: 0.267 s, memory: 16.83