WOJSKO POLSKIE - struktury organizacyjne

z 243

Najmniejsza jednostka bojowa (II)

Bellona 1927, sierpień  zobacz oryginał

 

MJR. DR. TADEUSZ FELSZTYN.

NAJMNIEJSZA JEDNOSTKA BOJOWA. (II)

CZĘŚĆ III.

Drużyna czy pluton.

Analiza kierunków organizacyjnych doprowadziła nas do wniosku, że zpośród wszystkich propozycyj jedynie dwie (faktycznie dotąd zrealizowane) - plutonowa i drużynowa - mają pod stawy realne. Podałem poprzednio argumenty, przemawiające bądź za jedną bądź za drugą koncepcją.

Wobec wagi sprawy, która jest zasadniczą nietylko dla organizacji najmniejszej jednostki, ale i dla doktryny bojowej piechoty, porównanie obydwu metod przeprowadzę przez zestawienie argumentów obu stron i przez ich wzajemne porównanie na tle przyszłej walki.

Rozd. 1. Trudność dowodzenia.

Zwolennicy teorji plutonowej wskazują, jak podkreśliłem poprzednio, na trudności dowodzenia, jako na zasadniczy czynnik, przemawiający przeciwko drużynie. Porównajmy więc pracę dowódcy plutonu i jego podkomendnych w organizacji plutonowej i drużynowej,

A. Organizacja plutonowa

Jak wygląda dowodzenie plutonem niemieckim? Najlepszą odpowiedź na to daje regulamin niemiecki, z którego przytaczam dla charakterystyki - za wzorem kpt. Le Brigand‘a - poniższy przykład:[1]

239. Przykłady rozkazów dowódcy plutonu N. do rozsypania strzelców:

a) Do kolumny marszowej, stojącej za osłoną:

„Meldowano, że nieprzyjaciel - tam na tych wzgórzach za ciemnemi krzakami, skąd kośba. Odległość około 1200 m.

Kompanja naciera, kierunek natarcia wiatrak.

W pierwszej linji na prawo pluton M., na lewo pluton N.

Pluton N., posuwając się naprzód, rozwija się między tamtym pierwszym szczytem a jasno zielonym krzewem.

W pierwszej linji na prawo sekcja 1. k. m. S, a na lewo sekcja strzelecka W.

Sekcja 1. k. m. „S”, początkowo jako kierunkowa, osiągnie szybko tę płaską fałdę z zielonem polem uprawnem.

W drugiej linji, odległość 300 m. sekcja 1. k. m. T w prawo, oraz sekcja strzelecka D.

Ja pozostaję początkowo przy sekcji S 1. k. m.

Skoro rozkaz został powtórzony—„ugrupować się!“

b) Z rozwinięcia.

(Dowódca plutonu znajduje się na pagórku przy sekcji 1. k. m. S).

Do plutonu znak ręką „padnij”!

Następnie rozkaz do dowódcy sekcji 1. k. m. S.

„Tam przy piaszczystym dole pojedynczy strzelcy, odległość 800 m. Ztyłu, na wzgórku, k. m.: właśnie tylko co strzelał.

Pluton N. naciera na ten dół piaszczysty i na wzgórze za nim.

Tu, gdzie ja leżę, zajmie stanowisko jeden pluton c. k. m., który będzie osłaniał ogniem.

Następnie pójdą naprzód: Sekcja 1. k. m. S—najpierw na to ciemne wzgórze na lewo wskos. Tam osłona ogniowa dla sekcji strzeleckiej W. i sekcji 1. k. m. T, które posuwają się przez te laski.

Sekcje strzeleckie D. i L. posuwają się za sekcjami W i T w odległości 250 m.

Ja idę z sekcjami W i T.

Goniec H. przeniesie rozkazy dla sekcyj W i T, a goniec K. dla sekcyj D. i L. (kartka). Goniec H. powtórzyć rozkaz!

Jak widać, zadanie dowódcy plutonu nie jest łatwe. Niezmiernie trafnie scharakteryzował zachodzące tu trudności kpt, Le Brigand, z którego artykułu przytaczam dosłownie następujący ustęp.[2]

Zapewne organizacja, która nadaje się do tak wymyślnych kombinacyj, musi być w czasie pokoju, podczas ćwiczeń na mapie 1:5000 źródłem radości dla kierowników gier wojennych i tortur dla dowódców plutonów, nie mogących przesunąć, zgodnie z myślą przewodnią kierownika, pięciu pionków, zależnie od właściwości elementów, które przedstawiają.

Jakkolwiek bądź, jeżeli wyobrazić sobie skutki takich rozkazów, jak wyżej podany, to trzeba sobie życzyć, by popierwsze nieszczęśliwy H był obdarzony dobrą pamięcią, by następnie, pomimo odległego o 800 metrów karabina maszynowego, sekcja S potrafiła zmienić kierunek o 45° na lewo i osiągnąć wskazane jej stanowisko; by sekcje W. i T., jedna lekka a druga ciężka, mogły maszerować w związku przez lasek, nie napotykając na niespodziany opór; by sekcje D. i L. zdołały utrzymać kierunek pomimo lasu i odległości, ponieważ zapewne opatrznościowy wiatrak, który tak dobrze oznaczał kierunek początkowy, wkrótce zniknie z oczu.

Ale nie może ulegać wątpliwości, że wymieniony w rozkazie karabin maszynowy i strzelcy nieprzyjacielscy nie pozwolą ponowić rozkazu analogicznego w zastosowaniu do zmienionych okoliczności. Bo w miarę, jak pluton będzie posuwał się w terenie ostrzeliwanym, rozkazy nie będą dochodziły, komendy nie dadzą się słyszeć, najprostsze znaki staną się trudno zrozumiałe aż wreszcie dowódca plutonu będzie dowodził tylko sekcją, przy której znajdzie się, pociągając inne jedynie swym przykładem. Jeżeli zadania, powierzone różnym elementom, przestaną odpowiadać terenowi i położeniu nieprzyjaciela, dowódca plutonu nie będzie poprostu miał możności zmienić danych sekcjom rozkazów Każda z nich będzie prowadziła walkę na swój rachunek; dostosowanie ich roli do wahań boju będzie zależało od inicjatywy i wartości ich dowódców, ale nieuchronnie dowódca, któryby mógł ogniem swym bądź wesprzeć elementy sąsiednie, bądź też wstrzymać przeciwuderzenie nieprzyjacielskie, będzie rozporządzał jedynie strzelcami, podczas gdy inny, któryby mógł jednym skokiem wedrzeć się w pozycję nieprzyjacielską, będzie miał na swe rozkazy jedynie ciężko obarczoną obsługę karabina maszynowego. Czyż nie poto właśnie, by uniknąć tej niedogodności, utworzono początkowo w wyżej cytowanym przykładzie w każdym rzucie ugrupowania karabina maszynowego i strzelców, analogiczne do francuskiej drużyny bojowej, z tą tylko różnicą, że organizacja ta jest jedynie ewentualną i że brak jej dowódcy?.

Powyższy przykład i jego omówienie jaskrawo przedstawia więc, jakie trudności ma dowódca plutonu do pokonania, by kierować walką.

Czy jednak w czasie walki dowodzenie jego jest wogóle możliwe? Dowodzić w plutonie niemieckim to znaczy:

a) wskazywać zadania i cele sekcjom strzeleckim;

b) wskazywać cele i stanowiska sekcyj lekkich karabinów maszynowych;

c) uzgadniać współpracę jednych i drugich.

Jakie środki ma do tego dowódca plutonu?

Głos i znaki rychło zawiodą. Goniec, ten tak nadużywany na ćwiczeniach środek łączności, nie może być lekarstwem na wszystko. Nieraz bowiem rozkaz przeniesie źle, nieraz go wogóle nie doniesie, nieraz padnie po drodze. W rozkazie trzeba wskazać miejsce, gdzie ma iść dana sekcja, względnie, w które należy strzelać. Wiadomo jednak, że teren, zwłaszcza oglądany z pozycji leżącej, zupełnie inaczej wygląda o 100 a nawet 50 metrów dalej. Jakaż więc gwarancja, że goniec wskaże ten właśnie krzaczek na stanowisku sekcyjnego należycie, że nie pomyli się i nie zmusi np, sekcji strzeleckiej do ruchu w prawo, a fizyljerskiej do ognia w lewo? I całe współdziałanie odrazu zawiedzie. Czyż na tak kruchej nitce, jak zawodna pamięć i orjentacja gońca, który na 10 wypadków najwyżej 3 razy wogóle dojdzie, można budować „manewr" plutonu? Chyba, gdyby gońców zamknąć w pancerze ochronne i dać im wykształcenie równe dowódcom plutonu. Dziwna to rzecz, że ci właśnie, co wątpią w inteligencję drużynowego, tak wielką wiarę przykładają do inteligencji gońca, rezerwisty, rzadko kiedy umyślnie w tym celu szkolonego!

A inne środki łączności (optyczne i t. p.)? Dać one mogą najwyżej wskazania ogólne, a nie wytyczne szczegółowe, których wymaga koordynacja ognia i uderzenia. Ponadto wszelkie dowodzenie na odległość napotka na poważną i zasadniczą trudność, jaką jest wskazanie celu. Łatwo wskazać cel bataljonowi, trudniej nieco kompanji, trudniej jeszcze plutonowi, skoro punkty wytyczne, wskazujące ten cel, coraz są mniejsze, coraz mniej wyraźne, coraz bardziej różnorodne z rozmaitych punktów widzenia. Co innego ponadto wskazać cel ruchu, a co innego cel dla ognia. „Kierunek ta rozłożysta grusza na prawym stoku wzgórza z brzozowym laskiem” wskazuje dobrze, gdzie iść. Ale dla ognia trzeba powiedzieć „Cel, to gniazdo oporu opodal zielonych krzaków, dwa palce w prawo od...,, i t. d.” i nieraz cel wskazać, bo inaczej pomyłka jest niezmiernie łatwa.

Pamiętajmy bowiem, że cel, to nie wbita w ziemię tarcza widoczna na 1000 metrów, ale to dobrze zamaskowany i ukradkiem tylko pokazujący się przeciwnik.

Cel może jeszcze wskazać dowódca bataljonu ciężkim karabinom maszynowym. Stanowiska mają daleko, pasy działania dość są oznaczone, 200 metrów w bok nie zmienia zasadniczo krajobrazu. Trudniej go wskaże dowódca kompanji, który też dlatego zwykle sam będzie obok danej mu dyspozycji broni ogniowej, by móc bezpośrednio skierować ją tam, gdzie trzeba. Ale jak dowódca plutonu wskaże cel, skoro jest zwykle tak blisko niego, że odchylenie 50 metrów w bok zmienia całkowicie celu tego wygląd i ustosunkowanie do otaczających go przedmiotów?

Co najmniej w połowie wypadków, jeżeli nawet jakimś cudem uda się mu przekazać rozkaz, będzie on źle zrozumiany, bo to, co dla dowódcy plutonu jest „w prawo”, dla sekcyjnego jest „w lewo”, a co dla dowódcy plutonu „bliżej”, może być właśnie dla sekcyjnego „dalej”.

Ile zresztą razy zdarzy się wypadek, że dowódca plutonu poprostu nie będzie mógł dowodzić. Kpt. Laffargue !) podaje przykład, kiedy, jako dowódca plutonu, przy skoku naprzód znalazł się nagle w leju, z którego wszelki ruch, wszelkie porozumiewa nie się było fizycznie niemożliwe. Nieco na prawo był coprawda żywopłot, skąd dowodzenie byłoby łatwiejsze; w chwili wykonywania skoku nie zwrócił jednak nań uwagi, a obecnie dostanie się do niego było całkowicie wykluczone. Musiał więc bezsilny i bezwolny przyglądać się z leju upadkowi pobliskiej zagrody, nie mając żadnego środka porozumiewania się, żadnej możliwości działania, by temu przeszkodzić.

A nie jest to przecież wypadek odosobniony. Ileż razy zdarzyły się i zdarzają podobne wypadki na polu walki, A zranienie czy zabicie dowódcy plutonu? Kto wtedy reguluje współpracę?

Wreszcie, przypuściwszy nawet, że dowódcy plutonu „kula się nie ima” i że może on zawsze kiedy chce przesłać swój rozkaz i że rozkaz ten nawet dojdzie należycie zrozumiany do sekcyjnego, czyż i wtedy może naprawdę dowódca plutonu zawsze kombinować ogień z uderzeniem? Dysponować uderzeniem stosunkowo łatwiej; wystarczy wskazać cel, Ale ogniem? Trzeba wskazać gdzie strzelać (jeżeli nie pozostawia się tego podoficerowi, czego przecież chce się uniknąć przez organizację plutonową) i skąd strzelać, jeżeli się chce umożliwić uderzeniu wykonanie ruchu; inaczej bowiem ogień mógłby przeszkodzić ruchowi sekcji uderzenia, lub naodwrót ruch tej sekcji uniemożliwiłyby ogień. Ale jak to zrobić? Dowódca plutonu widzi teren nie z stanowiska, zezwalającego na jego szeroki przegląd, ale z miejsca ledwo o kilka centymetrów wzniesionego ponad ziemię. Dowodzenie klęczące, to rzecz stosowana jedynie na ćwiczeniach; w walce tak dowódca, jak i podwładni czołgają się brzuchem po ziemi. Czyż można więc wymagać, by dowódca z swego stanowiska widział istotnie, skąd najlepiej ostrzelać dany cel, czy ogień ten nie przeszkadza ruchowi, czy wogóle cel z pewnego miejsca jest widoczny? Opatrznościowe wzgórza, które tak licznie widzimy w przykładach regulaminu niemieckiego, w naszym nizinnym terenie są - zwłaszcza w pasie działania plutonu - wyjątkiem. Z reguły więc dowódca plutonu będzie mógł kierować ogniem tej jedynie broni, przy której sam się znajduje; tej jednak, która jest dalej od niego, dać może najwyżej wskazania ogólne, przerzucając cały ciężar kombinacyj na podoficera, któremu przecież chciano odebrać ten trud, jako przekraczający jego zdolności.

W ten sposób komplikuje się i rola podoficera. Dopóki dochodzą rozkazy dowódcy plutonu, wszystko jest w porządku; ma on kierować ogniem swego lekkiego karabina maszynowego, względnie pchać swą sekcję naprzód, Z chwilą jednak, gdy te rozkazy nie dochodzą, lub gdy dochodzą wypaczone, zadanie jego jest znacznie bardziej skomplikowane. Sekcyjny lekkiego karabina maszynowego musi wspierać ogniem ruch plutonu z własnej inicjatywy, wyszukując sekcję strzelecką, którą wspiera, cele, które zwalcza; sekcyjny strzelców musi iść naprzód, wykorzystując ogień lekkiego karabina maszynowego, na który niema żadnego wpływu. Nikt tu nie koordynuje ruchów, nikt nie organizuje współpracy. Polega ona na „wzajemnem porozumiewaniu”, niemożliwem przecież do osiągnięcia w pierwszej linji. Cóż będzie, jeżeli np. sekcyjny strzelców pragnie ognia na miejsce A, by wykonać decydujący cios, a sekcyjny lekkiego karabina maszynowego, któryby go mógł wspierać, uważa, że lepiej znacznie, jeśli będzie strzelał na B? Jak porozumiewają się ci dwaj odlegli od siebie sekcyjni? Kto ureguluje ich poglądy?

W ten sposób współpraca ognia i uderzenia w ostatniej, a więc najważniejszej fazie walki spoczywa nie na oficerze, nie na dowódcy plutonu, ale na podoficerze, sekcyjnym. Rola jego jest wtedy znacznie trudniejsza niż rola drużynowego, bo musi uzgadniać, zamiast rozkazywać, i współdziałać, zamiast działać. Albo więc organizacja plutonu, zamiast ulżyć, faktycznie bardziej jeszcze obciąża najniższych dowódców i kładzie na nich główny ciężar walki, nie dając im środków do jego dźwigania; albo też decyduje się zgóry na zupełny chaos walki jednostki niedowodzonej w tej właśnie chwili, gdy dowodzenia najbardziej potrzeba.

B. Organizacja drużynowa.

Znacznie prościej wygląda ta sprawa w organizacji drużynowej. Dowódca plutonu ma zadanie niezmiernie proste. Ma on tylko wskazać cel drużynom, pchać je naprzód, użyć w odpowiedniej chwili odwodu. Zapewne, gdy odwód wprowadzi w grę rola jego ogranicza się jedynie do dowodzenia tą drużyną, przyktórej się znajduje, i do wskazywania nowych celów drużynom innym. Ale czy dowódca plutonu niemieckiego ma większe możliwości? Widzieliśmy poprzednio, że nie.

Gdy warunki walki unieruchomią dowódcę plutonu, lub gdy zostanie on ranny, walka nie poniesie - chwilowo przynajmniej - zbyt wielkiego uszczerbku. Każdy drużynowy wie, jakie jest jego zadanie, ma środki do jego prowadzenia; aż do osiągnięcia więc wskazanego celu walka może się toczyć nawet bez interwencji dowódcy. Po jego osiągnięciu każdy wie, że ma jedno zadanie: za wszelką cenę utrzymać zdobyte. Jeżeli zaś chodzi o dalsze pójście, zawsze jest czas na zorientowanie się, że brak dowódcy, i na objęcie dowództwa przez najenergiczniejszego.

Również i rola drużynowego jest jasna i nie może wzbudzać wątpliwości: ma on osiągnąć ten a ten cel. Jeżeli więc nie zechcemy czynić z drużynowych Napoleonów i wymagać od nich wielkiej strategji, to mają oni tylko iść naprzód, o ile można najdalej, pomagać sobie ogniem, gdy tego zachodzi potrzeba, a, gdy wszelki ruch naprzód jest niemożliwy, skierować ogień lub uderzenie na najbliższy opór, który przeszkadza sąsiadowi. Są to zasady niezmiernie proste i tak nieskomplikowane, że zrozumie je każdy żołnierz po 6 tygodniach wyszkolenia.

Przy pomocy tego mechanizmu, który zbadamy w szczegółach poniżej, przenikanie idzie niejako samo, poprostu przez wskazanie drużynom celów, Ani dowódca plutonu, ani drużynowy nie mają zadania, przekraczającego ich zdolności i możliwości dowodzenia.

C. Wnioski.

Organizacja plutonowa zmusza do nieustannego montowania manewru, koordynacji ognia i uderzenia, W założeniu więc swem zmusza dowódcę do nieustannego wydawania rozkazów, na co warunki walki w chwili decydującej nie zezwalają. Trudności łączności, określenia celu i przeglądu pola działania uniemożliwią dowódcy plutonu koordynację; inicjatywa przejdzie w ręce sekcyjnych, nieprzygotowanych do tego zadania, nie mających środków do pełnego prowadzenia walki (skoro każdy z nich dysponuje jednym tylko z dwu środków walki). W ten sposób system plutonowy, oparty na nieustannej reorganizacji i regulacji czynności przez dowódcę, rozpada się z chwilą, gdy walka wykluczy dowodzenie. Pluton, zbudowany wedle tej zasady, przestaje być jednostką bojową, a staje się zbiorem różnorodnych i nieuzgodnionych między sobą działań poszczególnych sekcyj.

Organizacja drużynowa natomiast upraszcza rolę tak dowódcy plutonu, jak i drużynowego (o ile nie żądać od niego niczego więcej, niż osiągnięcia wskazanego celu); każdemu z nich stawia zadania możliwe do wykonania i daje im środki do jego wykonania. W warunkach, gdy dowodzenie staje się utrudnione, istnieją zawsze drużynowi świadomi swej roli, wiedzący co mają wykonać i mający w ręku środki do spełnienia tego.

Rozdz. 2. Wyszkolenie dowódców.

Sprawa wyszkolenia dowódców łączy się ściśle z zagadnie niem trudności dowodzenia. Widzieliśmy poprzednio, jak trudne zadanie stawia dowódcy plutonu organizacja plutonowa, widzieliśmy też, że - jeżeli zrezygnować z wielkich manewrów drużyną i tylko pod tym warunkiem - dowodzenie drużyną bojową staje się proste i nie wymagające wielkiej wiedzy taktycznej. Widzieliśmy też, że, jeżeli żądać od sekcyjnych plutonu niemieckiego nietylko ślepego wykonania rozkazów, skoro te do nich dojdą, ale i inicjatywy, w razie gdy rozkazów nie otrzymają, to ich wyszkolenie taktyczne musi być co najmniej równe wyszkoleniu drużynowego francuskiego, skoro mają nie - jak ten ostatni - dowodzić elementami ognia i uderzenia, lecz dostosowywać działanie elementu, którym dowodzą, do działania drugiego, im nie podlegającego, na którego czynności nie mają żadnego wpływu i o którego zamierzeniach w większości wypadków wogóle nawet nie wiedzą.

Jeżeli więc nie chcemy dopuścić, by pluton w ostatniej fazie walki stał się zespołem jednostek, działających bez żadnego planu i łączności, musimy wyszkoleniu sekcyjnego w organizacji plutonowej poświęcić tyleż uwagi, co i drużynowego w organizacji drużynowej. Jeżeli wątpimy w możność wyszkolenia drużynowego - niesłusznie, jak wyżej omawiałem - to tem samem wątpić musimy w wyszkolenie sekcyjnego i zgodzić się na to, że pluton walczyć będzie nie dowodzony.

O ileż jednak więcej wymaga się od dowódcy plutonu w organizacji plutonowej, niż drużynowej! Zdolności, których odmawia się podoficerowi rezerwy, drużynowemu, przypisuje się wielokrotnie wzmożone dowódcy plutonu? Czy będzie to porucznik o 3 letniej szkole oficerskiej i pewnej ilości lat służby zawodowej? Nie! będzie to wnajlepszym razie oficer rezerwy, zwolniony po 18-tu miesiącach służby, starszy podoficer, ba, nawet ten pogardzany drużynowy, który obejmie miejsce poległego dowódcy plutonu.

Jeżeli się więc twierdzi, że drużynowy nie wykona swego zadania, niezmiernie wszak prostego - koordynacji ognia i uderzenia, ognia broni, przy której się znajduje, i uderzenia ludzi o kilka kroków od niego odległych - to jak przypuszczać, że zadanie to, wielekroć spotęgowane w swej trudności, powikłane niemożliwością przesłania rozkazu, trudnością należytej oceny terenu, ledwo widocznego z miejsca, gdzie się znajduje, spełni dowódca plutonu, bynajmniej nie wiele lepiej wyszkolony?

W takim razie lepiej raczej powiedzieć odrazu, że nikt nie potrafi dowodzić plutonem w walce i wrócić do szyku zwartego, gdzie dowodzenie wymaga tylko przysłowiowej „laski feldfebla”.

Trudności wyszkolenia usuwa się bowiem nie przez to, że od jednych niczego się nie wymaga, czyniąc ich bezradnymi, gdy zostaną bez rozkazów zgóry, a przerzuca się wszystko na drugich bez względu na to, czy będą w stanie ciężarowi podołać, ale przez to raczej, że stara się uprościć rolę dowódcy na każdym szczeblu i tem samem uczynić ją możliwą do nauczenia.

Rola dowódcy plutonu niemieckiego jest niezmiernie ciężka i skomplikowana. Aby ją opanować, konieczne jest wieloletnie wyszkolenie; skrócona służba wojskowa w czasie pokoju, a tembardziej spieszne szkolenie w czasie wojny, nie dadzą nigdy możności opanowania jej przez tych, którzy z reguły dźwigać ją będą na polu walki, t. j. przez oficerów i, częściej nawet, przez podoficerów rezerwy. Rola sekcyjnego jest prosta tak długo, dopóki dowódca plutonu pociąga go za sznurek. Gdy sznurek ten pęka, to wtedy albo pragnie się, by sekcyjny myślał za dowódcę plutonu, a w takim razie odnosi się do niego wszystko to, co powiedziano wyżej o dowódcy plutonu - albo też rezygnuje się z współpracy na polu walki, co jest przecież niedopuszczalne. Organizacja więc plutonowa stawia wyszkoleniu dowódców wymogi, nie dające się zrealizować przy krótkotrwałej służbie wojskowej.

Rola dowódcy plutonu w organizacji drużynowej jest natomiast prosta i nieskomplikowana. Spełnią ją więc bez trudności wszyscy ci, którym przypadnie w walce. Rola obecnego drużynowego jest bardziej skomplikowana, jeżeli wymagać od niego wielkiej taktyki. Jeżeli jednak uprościć stawiane mu wymogi, stanie się również prosta i łatwa do spełnienia dla każdego żołnierza, którego losy nią obdarzą. Środki do osiągnięcia tego uproszczenia omówimy w IV-ej części niniejszego artykułu.

Rozdz. 3. Możności manewru.

Organizacja drużynowa zezwala jedynie na skąpą liczbę kombinacyj, organizacja plutonowa daje dowódcy możność do stosowania plutonu do każdorazowego położenia. W ten sposób określa się nieraz wyższość organizacji plutonowej nad drużynową.

Powyżej analizowaliśmy możność tę z punktu widzenia wykonania „myśli manewru” dowódcy plutonu w czasie wałki przez podwładne mu jednostki. Rozpatrzmy ją obecnie z punktu widzenia jej powstania, t. j. czy i jak może manewrować dowódca plutonu.

Kwestję „świętego manewru” omawiałem przy dyskusji koncepcji kompanijnej. Nie powracam więc do niej. Przypomnę tylko, że, aby manewrować, trzeba przewidywać. Cóż zaś przewidywać może dowódca plutonu, na podstawie jakich „wiadomości o nieprzyjacielu”, czy „analizy terenu” (wykonanej błyskawicznie w pozycji leżącej, bez możności zbyt szczegółowego przeglądu) może on powziąć tę, z takim naciskiem wpajaną mu „myśl przewodnią”.

By nie dyskutować teoretycznie jedynie, weźmy przykład, zaczerpnięty z niemieckiej instrukcji wyszkolenia1) (rys. 4). Zauważmy przedewszystkiem sztuczność warunków, Teren silnie pagórkowaty, prawdopodobnie, by ułatwić owo powzięcie „myśli przewodniej manewru”, znacznie trudniejsze w płaskim, bezbarwnym, nieokreślonym krajobrazie polskim, przyszłem polu naszego działania. Ma się poprostu wrażenie, że nie „myśl manewru” dostosowano do terenu, ale teren do myśli manewru. Ponadto wszystko to, co mogłoby przeszkadzać w natarciu, „zwalczyła artylerja” tak prawdopodobnie skutecznie, że liczyć się z tem już nie trzeba; jedno tylko z miejsc takich niewiedzieć poco, z zbytku gorliwości chyba, jeden ciężki i 2 lekkie karabiny maszynowe ostrzeliwują jeszcze z zapałem.

Rys. 4.
Rys. 4.

Ale przyjmijmy, że ten wyjątkowy splot okoliczności zdarzył się rzeczywiście i przyjrzyjmy się bliżej walce. Weźmy 1. pluton. Co za wspaniała myśl manewru: „związanie ogniem na lewem skrzydle, ruch okalający na prawo”. Jakgdyby conajmniej dywizja! Spójrzmy jednak nieco bliżej w skali właściwej, t. j. plutonu. Już pierwszy rzut oka wykazuje pewną trudność: oto 2-ga i 3-cia sekcja strzelecka w drodze swej przecinają ogień lekkiego karabina maszynowego, czyli maskują własny lekki karabin maszynowy. Na tej bowiem przestrzeni walki o ogniu przenośnym, i to lekkiego karabina maszynowego, trudno myśleć. Jak długo trwa to maskowanie ognia? Na ćwiczeniach krótko: sekcja po sekcji przebiegnie i w porządku. Ale na wojnie? Sekcja rozciągnie się dość daleko, łaziki pozostaną w tyle, gdzieś jakiś oderwaniec doganiać będzie daleko naprzód wybiegłych kolegów, gdzieś ranny padnie po drodze. Wszystko to bowiem dziać się będzie podogniem nieprzyjacielskim i to niewątpliwie wzmożonym, skoro własny lekki karabin maszynowy przestał strzelać i to właśnie w chwili, gdy go najbardziej potrzeba, bo w momencie pięknej defilady wzdłuż frontu.

Przypuśćmy jednak, że i ten niewiarogodny manewr udał się bez zbytnich strat; po pewnej chwili pluton ma dwa lekkie karabiny maszynowe, ostrzeliwujące wzgórze i 2 sekcje strzeleckie, idące naprzód. Czy i kiedy te lekkie karabiny maszynowe dołączą do plutonu? Prawemu, jako najbliższemu, uda się to prawdopodobnie. Co do lewego, wobec odległości, która go dzieli, i zupełnie innego kierunku jego działania, należy poważnie wątpić, by dowódca plutonu prędko go ujrzał. Przypuśćmy teraz, że w pewnej chwili okazuje się, że gniazdo A nie umarło, lecz było tylko w letargu i z chwilą przeniesienia ognia artylerji odżywa i że dzieje się to właśnie w chwili, gdy 1-sza sekcja dochodzi do grupy drzew B, a 3-cia sekcja jeszcze przekrada się przed własnym lekkim karabinem maszynowym. Co może zrobić dowódca plutonu? Trzeba strzelać na A, Zastanówmy się, jak w ogniu ciężkich karabinów maszynowych powiedzieć o tem pozostałemu poważnie w tyle karabinowemu, jak sprawdzić, czy może on strzelać i czy dobrze zrozumiał, gdzie należy strzelać, jak może strzelać lekki karabin maszynowy w chwili, gdy ruch własnych jednostek maskuje jego ogień? Mało jest więc szans, by ogień ten przyszedł w porę i był skuteczny. Dowódca plutonu wołałby zapewne, by ten lekki karabin maszynowy był przy nim, Ale wtedy napoleońska „myśl manewru” wzięłaby w łeb i cały pluton, skupiony w jednem miejscu, stanowiłby niezmiernie ponętny cel dla nieprzyjacielskiej artylerji i karabinów maszynowych.

Oto pierwsza trudność, ale nie ostatnia. Dalszy bowiem marsz plutonu odchyla go coraz bardziej od poprzednio wskazanej mu osi marszu, pomijając zupełnie ten kierunek natarcia, wbrew intencji dowódcy bataljonu, który wskazał przecież pasy kompanjom, stwarzając możliwość, że pominięty i niczem niezwiązany opór w zlekceważonym pasie z miejsca zatrzyma całe dalsze natarcie kompanji.

Jeżeli jednak, pomimo tej trudności, uda się nawet iść naprzód i przemknąć do B, to kto w stosunku do gniazda C wykorzysta to powodzenie? Jeżeli bowiem w gnieździe tem ktoś pozostał (a trzeba przyjąć, że pozostał, skoro nań strzelają), to - niezależnie od tego, że nienapastowany (ogień nie stanowi groźby bezpośredniej) może poważnie utrudniać decydujący ruch plutonu, zwłaszcza, że prawy lekki karabin maszynowy musiał zamilknąć - kiedyś przecież trzeba go stamtąd wykurzyć, wykorzystując np, ogień lekkiego karabina maszynowego, któremu udało się dojść do B. Sam bowiem nie pójdzie, jeśli jest dobrym piechurem. Położenie dojrzało więc do szturmu, Ale kto szturm ten wykona? Sekcja lekkiego karabina maszynowego nie jest wszak do tego zdolna, W ten sposób położenie w chwili manewru może być bardzo smutne. Przed gniazdem C, dojrzałem do szturmu, sekcja lekkiego karabina maszynowego, niezdolna do niego, drugi lekki karabin maszynowy unieruchomiony ruchem własnym, a reszta plutonu, stłoczona koło krzaczków, niema siły ognia, by pójść dalej wprzód, Obraz bynajmniej nieponętny.

Rys. 5.
Rys. 5.

Jakże inaczej wyglądałoby położenie, gdyby w pasie plutonu nacierał pluton o 3-ch drużynach (rys, 5). Drużyna 1-sza ma kierunek na C, druga na A, W pewnym momencie jedna i druga zostaje zatrzymana ogniem z C i jakichś bliżej niewidocznych strzelców D, Co robi 1-sza drużyna? Strzela na C, Co robi drużynowy 2-gi? Przeszkadza mu C, strzela więc nań swym ręcznym karabinem maszynowym, wiążąc strzelców D ogniem swych karabinów, W tem położeniu dowódca plutonu może pchnąć dla podtrzymania ruchu drużynę odwodową, trzecią, ku B, Wobec tego, że od niej zależy teraz wszystko, idzie niewątpliwie z nią sam. Jeżeli natknie się na ogień z A, ma narzędzia ogniowe do jego związania bez tworzenia zbytnich skupień w okolicy B, Jeżeli ogień dalszy, E np,, przeszkodzi jego ruchowi, może, związawszy E ogniem swych karabinów, polecić drużynowemu, przy którym jest bezpośrednio, by skierował ręczny karabin maszynowy na C, umożliwiając przez to szturm drużynie pierwszej. Drużyna ta ma kim szturm ten wykonać, w przeciwieństwie do sekcji lekkiego karabina maszynowego na rysunku 4.[3]

Zdobycie C przez drużynę pierwszą ułatwi posuwanie się drużyny drugiej; ruch plutonu odbywa się w nakazanym kierunku. Mniej tu wysokiej taktyki i „manewru”, ale lepsze wykorzystanie ognia i uderzenia.

Dla dokładnego omówienia sprawy wróćmy jednak do rysunku 4-tego i rozpatrzmy pluton drugi. Tu widzimy, ściśle biorąc, dwie drużyny, pierwszą z lewego lekkiego karabina maszynowego i 1 sekcji, drugą z prawego lekkiego karabina maszynowego i 2 i 3 sekcji. Ta tylko zachodzi niedogodność, że drużyny te są cięższe i że brak im dowódcy, któryby uzgadniał ich wysiłki, „Manewru” w wielkim stylu niema - jest proste parcie 2 drużyn na dwa wskazane im cele. Jedyny „manewr”, to ruch drużyny 3-ciej, ruch bardzo nieprawdopodobny na polu walki. Trudno bowiem, by dowódca plutonu, znajdujący się na lewej stronie wzgórza, widział ze swego stanowiska, że wzgórze to zezwoli na tego rodzaju manewr i nie sięga, dajmy na to, aż pod F, co oczywiście manewr ten wykluczy; trudno dalej wiedzieć zgóry, czy ruch tej sekcji nie wejdzie w ogień lekkiego karabina maszynowego lewego plutonu sąsiedniego, trudno wreszcie liczyć napewno, że sekcyjny, rzucony w kierunku tak odśrodkowym, zdoła potem w chaosie walki wrócić do właściwego kierunku. Na ćwiczeniu to się być może uda, ale na wojnie wynik bardzo jest wątpliwy, W walce bowiem udają się tylko rzeczy proste. Wszelkie ruchy okalające, szerokie manewry na skrzydła możliwe są jedynie w skali pułku, czy dywizji, W skali plutonu, a tembardziej sekcji, muszą zawsze doprowadzić do zagubienia się jednostki, a więc do przegranej.

Tak przedstawia się sprawa „manewru” w wypadku terenu i położenia niezmierne dogodnego. O ileż trudniej zmontować „manewr” dowódcy plutonu w terenie bezbarwnym, płaskim, gdy o nieprzyjacielu niczego się nie wie, gdy w każdej chwili możliwe są niespodzianki. Trzeba sobie bowiem jasno powiedzieć, że w skali plutonowej przewidywanie jest trudne, lub poprostu niemożliwe i że nigdy zgóry nie można powiedzieć, w które miejsce należy skierować ogień, a w które uderzenie. Miejsca te wyłaniają się dopiero w czasie walki. A że w linji pierwszej przenosić ogień można zazwyczaj jedynie nogami i że wszelkie manewry ogniem bez zmiany stanowiska, przywilej broni cięższej o stałej podstawie, są w strefie walki plutonu prawie że wykluczone, odpowiedź na pytanie, czy w dane miejsce posłać ogień, czy uderzenie, zawsze jest bardzo wątpliwa i oparta raczej na zgadywaniu, niż na realnych podstawach.

W ten sposób dowódca plutonu w organizacji plutonowej stoi zawsze przed łamigłówką i nigdy nie wie, czy nie wysłał ognia właśnie tam, gdzie przydałoby się uderzenie i naodwrót. Natomiast dowódca plutonu w organizacji drużynowej, gdziekolwiek skieruje swe jednostki, zawsze ma siłę zdolną zarówno do ognia, jak i do uderzenia. Może manewr jego będzie mniej wymyślny, może ognie mniej dostosowane do położenia, ale niemniej aparat jego lepiej dostosowany jest do potrzeb walki, pełnej niewiadomych niespodzianek.

Zachodzi bowiem zasadnicza różnica między dowódcą pułku a plutonu. Ten pierwszy ma wiadomości rozległejsze, teren obszerniejszy i bardziej różnolity w swej strukturze, możliwości manewru ogniowego znacznie większe, względny spokój myślenia i czas znacznie większy na powzięcie decyzji. Natomiast dowódca plutonu nic nie wie, w każdej chwili wszystkiego może się spodziewać, walczy w piekle ognia, wykluczającem wszelki namysł, niema możności innego manewru, jak przesuwanie swych jednostek, O ile więc dowodzenie pułkiem odpowiada systemowi namysłu w organizmie ludzkim, o tyle dowodzenie plutonem nanamysł nie zostawia miejsca. Musi być ono oparte na systemie odruchu, na rzeczach niezmiernie prostych, na możliwem wykluczeniu wszelkiej sztuczności, wszelkich obejść, oskrzydleń jedno i dwustronnych i tym podobnych rzeczy, wziętych ze słownika wielkiej taktyki, a nie dających się zastosować w skali plutonu. Nigdzie indziej może, niż w plutonie, nie da się zastosować trafniej stara prawda: powodzenie na wojnie mają tylko rzeczy proste.

Rozdz. 4. Wpływ rozpraszający walki.

W poprzedniej analizie wychodziliśmy zawsze z założenia jednostek zwartych, dowodzonych. Jak jednak przedstawiałem poprzednio, przy omawianiu kierunku indywidualistycznego, jednostki te w ostatniej fazie walki, wymagającej właśnie największego wysiłku, przestają istnieć, a na ich miejsce zjawia się pył, tworzący doraźne skupienia dokoła dowódców i broni samoczynnej.

Jak rzecz ta wygląda w organizacji plutonowej? Kim dysponuje dowódca? Obu lekkiemi karabinami maszynowemi w każdym razie, bo ktoś przecież znajduje się przy nich. A poza tem? Tu i owdzie jakaś grupka, pole całe zasiane piechurami. I jak tu wykonywać wymyślne manewry, kazać lekkim karabinom maszynowym wspierać sekje, gdy sekcyj tych brak, gdy poza ruchem naprzód żadna inna kombinacja nie jest już możliwa. Kto tu dba o kierunek? Ci przypadkowi dowódcy doraźnych grup znają tylko cząstkowe swe zadanie. Ale całokształtu manewru nie znają, nie orjentują się w niem, a zresztą, nawet gdyby chcieli coś zrobić, nie mogą przecież nic więcej, jak pociągnąć za sobą ludzi, którzy są przy nich. Broni ogniowej nie mają. Pluton przestał istnieć, walka stała się chaosem.

Lepiej wygląda sprawa w organizacji drużynowej, I tu jednostki przestały istnieć, Ale zostały 3 ręczne karabiny maszynowe i drużynowi, lub ci, którzy nimi stali się w walce. Drużynowy, jeśli go w tym kierunku wyszkolono, pilnuje swego ręcznego karabina maszynowego—wszak to najpewniejszy jego środek dowodzenia. Dokoła niego skupia się garstka ludzi; jest więc dowódca, jest ręczny karabin maszynowy, są żołnierze - tworzy się coś w rodzaju drużyny, niewątpliwie bez sekcji fizyljerskiej i grenadjerskiej, ale zawsze coś, co stanowić może narzędzie walki. Każdy drużynowy zna swój kierunek posuwania się, a, że nie wymagano od niego obejść i zygzaków, idzie w tym kierunku, pomagając sobie swym ręcznym karabinem maszynowym oraz tymi strzelcami, którzy się przypadkowo przy nim znaleźli, pchając tak tę doraźną grupkę naprzód. Natarcie toczy się w myśl pierwotnego planu, bo narzędzia walki, które walka rozbiła, odtworzyły się same na skutek naturalnego instynktu żołnierza do grupowania się dokoła broni maszynowej.

W ten sposób organizacja drużynowa lepiej opiera się destrukcyjnemu wpływowi walki, niż plutonowa.

Rozdz. 5. Techniczne zagadnienie broni.

Aby to naturalne odtworzenie się jednostek było możliwe, trzeba jednak, aby broń maszynowa mogła posuwać się w jednej linji z resztą strzelców. Jest to kwestja obciążenia. Pod tym względem różnice między organizacją drużynową i plutonową są zasadnicze. Organizacja drużynowa opiera się na zasadzie ręcznego karabina maszynowego, t. j. broni wagi około 8,5 kg (wraz z podstawą). Broni, spełniających ten warunek, broni pierwszorzędnych, o nadzwyczajnej celności i wytrzymałości, mamy dziś już dużo, wystarczy wymienić np, typy Brno, Browning, Chatellerault, Hotchkiss, Vikkers. Są to bronie o dużej wydajności ogniowej i o sile ognia niewątpliwie dorównywującej niemieckiemu lekkiemu karabinowi maszynowemu. Wobec zadań, jakie im stawia walka, ognia długotrwałego stosować nie potrzebują, a raczej gwałtowne nawałnice ogniowe, do czego nadają się wyśmienicie.

Organizacja plutowowa ma rację bytu jedynie przy broni cięższej, zdolnej do większej giętkości ognia, niż ręczny karabin maszynowy. Jest to więc typ lekkiego karabina maszynowego, jak Furrer, Maxim, Levis. Za wyjątkiem jednak Furrera żadnego z tych lekkich karabinów maszynowych nie można uważać za typ nowoczesny; a i u Furrera zagadnienie większej wydajności ogniowej zostało rozwiązane przez nierealną na polu walki wymianę luf i chłodzenie jej poza bronią, a więc w sposób niepraktyczny i nieekonomiczny. Biorąc za podstawę ciężar około 16 kg, można zrealizować niewątpliwie typ znacznie doskonalszy. W porównaniu do ręcznego karabina maszynowego typ ten będzie posiadał większą stałość podstawy, a więc możność ognia przez przerwy (bo o ogniu przenośnym z bądź co bądź niezbyt pewnej podstawy i wobec płaskości toru, wynikłej z bliskości walki, trudno myśleć) i większą zdolność do długotrwałego wysiłku ogniowego. Natomiast większej potęgi ogniowej przy krótkotrwałem działaniu dla tej różnicy ciężaru, w strefie plutonu, osiągnąć się nieda. Potęga ognia wyraża się bowiem przez wydajność ogniową broni i przez jej celność. W ogniu krótkotrwałym wydajność obu broni, ręcznego i lekkiego karabina maszynowego, jest jednakowa; różnica celności daje się odczuwać dopiero ponad 600 - 700 m, czyli poza granicami działania ogniowego plutonu. W ten więc sposób organizacja plutonowa, dając dwie tylko bronie na pluton, ustępuje w wypadku ognia gwałtownego, lecz krótkotrwałego organizacji drużynowej, która może uruchomić trzy bronie. Ponieważ zaś w strefie działania plutonu niezmiernie rzadkie są wypadki wymagające większego naprężenia, niż 500 do 600 strzałów bez przerwy (do czego nowoczesne ręczne karabiny maszynowe są zdolne), to też w większości wypadków, jeżeli chodzi o wartość ogniową, organizacja drużynowa ma przewagę nad plutonową, zwłaszcza, że wobec rozproszenia, wywołanego walką, rzadko kiedy istnieć będą warunki, zezwalające na strzelanie przez przerwy, właściwe dla lekkiego a nie ręcznego karabina maszynowego.

Do tego samego wniosku dochodzimy, jeżeli rozpatrujemy tę sprawę z punktu widzenia obciążenia. Porównajmy obciążenie strzelca, uzbrojonego w 8,6 kilogramowy ręczny i 16 kilogramowy lekki karabin maszynowy, przyczem przy tym ostatnim rozpatrzmy dwa warjanty a) z amunicją dla lekkiego karabina maszynowego, b) bez amunicji.

1) Obciążenie celowniczego, przenoszącego ręczny karabin maszynowy i 160 naboi:

Ręczny karabin maszynowy-8,6 kg
Części zapasowe-0,6 kg
140 nb. w torbie i magazynkach-5,7 kg
Pistolet z amunicją-1,3 kg
Ubranie, chlebak, maska, łopatka-10,8 kg
Razem-27,0 kg

(wobec przedwojennego obciążenia np. piechura niemieckiego 26,7 kg.)

2a. Obciążenie celowniczego, przenoszącego lekki karabin maszynowy i 140 naboi:

Lekki karabin maszynowy-16,0 kg
Części zapasowe-1,6 kg[4]
140 nb. w torbie i magazynkach-5,7 kg
Pistolet z amunicją-1,3 kg
Ubranie, chlebak, i t.d.-10,8 kg
Razem-35,4 kg

2b. Obciążenie celowniczego, przenoszącego ręczny karabin maszynowy bez amunicji:

Lekki karabin maszynowy-16,0 kg
Części zapasowe-1,6 kg
Pistolet z amunicją-1,3 kg
Ubranie, chlebak, i t.d.-10,8 kg
Razem-29,7 kg

Między typem 1 i 2a zachodzi tak olbrzymia różnica obciążenia, że dyskwalifikuje bez apelacji typ ostatni. Żołnierz bowiem, przynoszący 35,4 kg, to nie bojownik, a muł juczny; żądać od niego wysiłku takiego, jakiego oczekuje się od piechura obciążonego tylko 27 kg, to stawiać wymogi, przekraczające możność ludzką.

Pozostaje więc typ 2b, o 2,7 kg (10%) jednak bardziej obciążony od typu l,z tą do tego różnicą, że najcięższa część uzbrojenia, broń maszynowa, waży w pierwszym wypadku niecałe 9 a w drugim 16 kg, co oczywiście ujemnie odbija się na ruchliwości celowniczego w tym drugim wypadku.

Zachodzi tu jednak jeszcze istotniejsza różnica—oto, że w typie 1 celowniczy ma przy sobie zapas amunicji i - znalazłszy się sam - może jeszcze przez czas jakiś posługiwać się swą bronią, podczas gdy w typie 2b celowniczy, pozostawiony sobie, ma w ręku nie broń, ale bezużyteczne żelastwo, W ten sposób, o ile do obsługi ręcznego karabina maszynowego potrzeba istotnie tylko jednego człowieka, o tyle do obsługi lekkiego karabina ma szynowego potrzeba przynajmniej 2 ludzi. Siłą więc rzeczy ręczny karabin maszynowy jest bronią bardziej ruchliwą, zezwalającą na posuwanie się wraz z każdym innym piechurem, czyli umożliwiającą krystalizację dokoła niego piechoty, rozpylonej przez walkę. Natomiast lekki karabin maszynowy w ostatniej fazie walki stanowić będzie dla piechura znacznie większe obciążenie i w chwili szturmu niewątpliwie pozostanie w tyle (jak o tem świadczą relacje uczestników i co potwierdza cytowany poprzednio pisarz niemiecki kpt. Pfeiffer), uniemożliwiając grupowanie się rozproszonych piechurów i odtwarzanie w ten sposób nowej, zdolnej do walki jednostki bojowej.

Organizacja plutonowa ma tylko wtedy sens, gdy posługuje się bronią potężniejszą, a więc cięższą. Inaczej traci się bezcelowo 1/3 siły ogniowej; kto więc decyduje się na ręczny karabin maszynowy, musi się również zdecydować na drużynę.

Organizacja plutonowa zaś o broni cięższej w wyjątkowych tylko wypadkach równoważy długotrwałością ognia mniejszą jego ilość; w większości wypadków starczy ogień bardziej krótkotrwały, a wtedy znów organizacja drużynowa ma przewagę nad plutonową.

Organizacja plutonowa powoduje nadto na skutek broni cięższej większe obciążenie piechura, hamując tem samem ruch plutonu; rozbija go w ostatniej, najważniejszej fazie walki, szturmie, pozbawia w tej najważniejszej właśnie chwili jednostki czołowe ognia i utrudnia odtworzenie rozbitych walką jednostek bojowych.

Z punktu widzenia więc broni organizacja drużynowa ma przewagę nad plutonową.

Tu jedna uwaga nawiasowa: o ile lekki karabin maszynowy przez swój ciężar utrudnia ruch plutonowi, nie dając mu wzamian zwiększenia siły ogniowej i nie zezwalając - w ramach walki plutonu - na pełne wykorzystanie właściwości ogniowych broni, o tyle w ręku dowódcy kompanji stanowi on narzędzie zupełnie odpowiednie i dostosowane do potrzeb ognia na tym szczeblu dowodzenia. Dlatego też lekki karabin maszynowy stanowi właśnie ten typ broni ogniowej, którego brak dowódcy kompanji. I tam jest jego miejsce, nie zamiast ręcznego karabina maszynowego, ale obok niego. Jest to jednak zagadnienie organizacji kompanji, które nie jest tematem niniejszego artykułu,

Rozdz. 6. Użycie w poszczególnych fazach walki.

By jeszcze bliżej porównać korzyści i strony ujemne obu organizacyj, porównajmy ich funkcjonowanie w poszczególnych fazach walki zarówno zaczepnej, jak i obronnej.[5]

Dla porównania weźmy pluton niemiecki, składający się z 3-ch sekcyj strzeleckich i 2-ch sekcyj lekkich karabinów maszynowych (razem około 40 ludzi) i pluton francuski z 3-ch drużyn (39 ludzi). Porównanie bowiem z naszym plutonem 4-o drużynowym (52 ludzi) byłoby o tyle niesłuszne, że siła tych dwu plutonów zbyt jest różna, by można je było traktować jako dwie jednostki identyczne. Nie uwzględniam również w organizacji plutonu niemieckiego podoficera, zastępcy dowódcy plutonu, ponieważ jego istnienie nie jest związane ściśle z organizacją taką czy inną, lecz można go doczepić do każdej organizacji plutonu.

A. Nawiązywanie styczności.

Rys. 6, 7a, 7b.
Rys. 6, 7a, 7b.

Zacznę od natarcia, a mianowicie od nawiązywania styczności. W tej fazie walki, jeśli chodzi o czołowe oddziały (bo dla reszty kwestja organizacji jest w tym czasie zupełnie obojętna) o nieprzyjacielu ma się wiadomości tylko bardzo ogólnikowe. Posuwanie odbywa się skokami, w pełnej gotowości bojowej, w oczekiwaniu natknięcia się na nieprzyjaciela. Wszystkie oddziały muszą być gotowe do rozwinięcia z miejsca jak największej potęgi ogniowej, do natychmiastowego zlikwidowania małych oporów, do stworzenia jak najkorzystniejszych warunków dla walki całości.

Jak spełnia te warunki pluton 3 drużynowy? Jakikolwiek przyjmie szyk, zawsze mieć będzie drobne grupki, nieprzekraczające 13-tu ludzi, zdolne zarówno do rozwinięcia ognia, jak i do wykonania uderzenia. Zawsze więc istnieje możność użycia tego środka walki, którego położenie wymaga.

Inaczej w organizacji plutonu 5-o sekcyjnej. Tu można utworzyć doraźne skupienie sekcyj dwu typów (rys. 6), czyli drużyny bojowe o 16-tu ludziach, ale bez dowódcy; wtedy jednak w odwodzie zostanie się jedynie siła uderzenia, niezdolna do wykonania ognia, gdyby tego zaszła potrzeba, np, dla odparcia uderzenia od flanki. Można też w pewnym kierunku wysłać naprzód jeden tylko ze środków, zostawiając drugi w odwodzie (rys. 7a i 7b). Cóż czynić jednak wtedy, gdy tą siłą na przodzie jest lekki karabin maszynowy, a położenie wymaga właśnie uderzenia i to odrazu, z miejsca, lub naodwrót, gdy konieczny jest ogień, a lekki karabin maszynowy jest właśnie w tyle i nie widzi celu lub doń strzelać nie może? Wszak w nawiązywaniu styczności szybkość gra najważniejszą rolę i każdą sekundę straconą trzeba będzie obficie opłacić później krwią.

W tej więc fazie walki, gdzie przedewszystkiem chodzi o czas, o natychmiastowe działanie, organizacja drużynowa, jako bardziej zdolna do rozwinięcia bez zwłoki tego właśnie środka walki, który w danej chwili jest potrzebny, korzystniejsza jest, niż plutonowa, prowadząca do kombinacyj może lepszych, ale późniejszych.

B. Natarcie.

W natarciu na pozycję umocnioną przewaga organizacji plutonowej nie może ulegać wątpliwości. Pozycję nieprzyjacielską zna się wyśmienicie, każdy szczegół można było utrwalić zdjęciem lotniczem; natarcie można uprzednio wystudiować, każdego nauczyć roli, jaka mu przypada. Po generalnej próbie natarcie prawdziwe rozwija się, jak w zegarku. W tych warunkach można zgóry dostosować rolę ognia i uderzenia do położenia i terenu, można zawczasu wykombinować najcelowszy manewr. Organizacja plutonowa, bardziej giętka, lepiej dająca się dostosować do warunków chwili, ma tu bezsprzeczną przewagę. Gdyby więc przewidywać przyszłą wojnę, jako walkę w terenie silnie umocnionym i opartą wyłącznie o wypady na przedmioty ściśle ograniczone, organizacja plutonowa narzuciłaby się sama przez się.

Rys.8.
Rys.8.

W walce ruchowej sprawa wygląda zupełnie inaczej. Tu występuje nowy czynnik, owo niewiadome, nadające cały, swoisty charakter walce. By dyskutować znów na wypadku konkretnym, weźmy jako przykład, że pluton naciera w pewnym pasie, gdzie wyjawiły się dotąd dwa opory (rys. 8)[6] A i B. Weźmy wpierw pluton 5-cio drużynowy. Dowódca plutonu, zgodnie z regulaminem niemieckim, poleciwszy swoim lekkim karabinom maszynowym wybrać odpowiednie stanowiska, poruczył pierwszemu zwalczanie punktu A, drugiemu punktu B i skierował na A natarcie sekcji pierwszej, na B drugiej, W pewnym momencie natarcie stanęło. Mimo ognia własnego, nieprzyjaciel, ukryty, ma nad nami przewagę i nie daje iść naprzód. Dowódca plutonu orjentuje się, że w kierunku grupki drzew a posuwanie się naprzód mogłoby się jeszcze udać.

Jakie ewentualności przewiduje dowódca plutonu? Być może, że uda się w kierunku a posunąć się dalej i wykonać ogień na A, zmuszając je tem samem do milczenia i ułatwiając szturm własnej pierwszej sekcji. Być może, że ogień z osiągniętego stanowiska będzie nieskuteczny, że natomiast szturm stamtąd udałby się wyśmienicie. Być może dalej, że szturm ten będzie utrudniony przez ogień z B, bądź też przez ogień z jakiegoś dotąd niewidocznego, względnie ukrytego w martwem polu gniazda C. Być - może wreszcie, że z miejsca a ogień na A jest wyśmienity, ale że po drodze, by dojść do niego, trzeba będzie pokonać opór jakichś kilku strzelców, twardo się opierających.

W pierwszym wypadku należałoby wysłać sekcję lekkich karabinów maszynowych, w drugim potrzebna jest sekcja strzelecka; w trzecim oprócz strzelców musi iść i lekki karabin maszynowy, by przy osłonie jego ognia mogli strzelcy szturmować; w czwartym wreszcie ruch lekkiego karabina maszynowego tylko wtedy będzie możliwy, gdy strzelcy oczyszczą mu drogę.

Która z tych ewentualności istotnie będzie miała miejsce, tego dowódca plutonu ani nie może ocenić, ani przewidzieć.

Jeżeli pchnie swą odwodową sekcję strzelecką, a zdarzy się, że potrzebny będzie ogień, to sekcja ta pójdzie tam bez celu i natarcie stanie, bo przecież sekcyjny strzelców, w kierunku tym nie szkolony, nie będzie mógł ocenić, że właśnie potrzebny byłby tu ogień lekkich karabinów maszynowych; a gdyby nawet doszedł do tego przekonania, niema tego lekkiego karabina maszynowego w swej dyspozycji. Jeżeli znów dowódca plutonu pośle sekcję lekkich karabinów maszynowych, może ona wogóle niczego nie dokona, albo też natknie się na opór jakichś strzelców, którzy ją porządnie przetrzebią lub nawet zupełnie zatrzymają. A zresztą, jaką sekcję lekkich karabinów maszynowych posłać? Pierwszą, to któż zwiąże A? drugą - B będzie strzelać bezkarnie.

Przypuśćmy więc, że dowódca plutonu wysyła dwie sekcje, jedną lekkich karabinów maszynowych, drugą strzelecką; potrzeba walki wytworzyła więc drużynę, ale słabszą przez to, że brak jej dowódcy. Jeśli będzie nim dowódca plutonu, to któż za niego organizować będzie dalszą współpracę pozostałych sekcyj; musi pójść jego zastępca, czyli drużynowy, którego organizacja plutonu niemieckiego ma w zapasie i któremu przypisuje te wszystkie zalety dowódcy, jakich odmawia drużynowemu plutonu francuskiego. A jeśli zastępca ten padł? Trzeba dać dowództwo jednemu z sekcyjnych, czyli organizować nową jednostkę bojową na polu walki, co jest zarówno niewygodne, jak trudne do realizacji.

Przypuśćmy dalej, że dowódca posłał istotnie sekcję lekkich karabinów maszynowych Nr. 1 i że wysłana z nią razem sekcja 3-cia strzelecka szczęśliwie zdobyła A. Cała organizacja plutonu jest zachwiana. Jeden lekki karabin maszynowy jest teraz bezużyteczny, a na froncie jest jeden tylko lekki karabin maszynowy jako siła ogniowa. Trzeba więc od nowa na polu walki reorganizować pluton.

W ten więc sposób w czasie boju dowódca plutonu musi nieustannie reorganizować swój pluton, tworząc grupy, nie zawsze umiejące współpracować między sobą i z doraźnym ich dowódcą, musi zgadywać, bo do przewidywania niema żadnej podstawy, musi nieustannie i bez przerwy wydawać rozkazy, inaczej maszyna stanie.

Niechby tylko w położeniu rysunku 8 zabrakło dowódcy, to natarcie utkwi w miejscu; nikt bowiem nie zmontuje nowej jednostki, nikt, nie zorganizuje manewru, a nawet samorzutny ruch sekcji odwodowej pozostanie w 3 wypadkach na 4 wyżej omówione bez skutku. Omawialiśmy zaś powyżej szeroko, na jakie trudności natrafia dowodzenie w ogniu nieprzyjacielskim.

W ten sposób niech więc tylko w położeniu rysunku 8 dowódca pomyli się co do tego, kogo wysłać, niech go zabraknie, niech osłabi ogień na ten punkt oporu, na który właśnie osłabić go nie należało, a natarcie się nie powiedzie i pluton stanie.

Rys.9.
Rys.9.

Znacznie pewniej przedstawia się ta sprawa w organizacji drużynowej (rys. 9.). Na gniazdo A naciera 1-a drużyna na B - 2-a. W chwili zatrzymania dowódca nie staje wobec łamigłówki, jak w wypadku rysunku 8, Ma on jedno tylko do wykonania: pchnąć w kierunku a drużynę 3-cią odwodową. Rozwiązanie proste, typowe, wpojone w krew zasadą przenikania, tym zasadniczym dogmatem natarcia; rozwiązanie tak proste, że nawet, gdyby zabrakło dowódcy, wiele mówi za tem, że wykona je 3-cia drużyna sama. Nie trzeba tu bowiem ani myśleć nad tem, kto ma pójść, ani stwarzać nowej doraźnej jednostki, do czego zawsze potrzebny jest rozkaz, ale poprostu iść naprzód tam, gdzie można, przenikać między opory, wdzierać się w szczeliny organizacji nie przyjacielskiej.

Ruch drużyny 3-ej jest samowystarczalny. Jakakolwiek zajdzie ewentualność z 4-ch wymienionych poprzednio, zawsze drużyna ma siłę, by im odpowiedzić. Jeżeli więc tylko dojście do a jest możliwe, a z a ruch, względnie ogień mogą coś poradzić, zawsze drużyna da sobie radę. Może drużynowy nie wykona tego zadania, ale poprostu pójdzie dalej naprzód, pomagając sobie swym ogniem. I to się przyda, bo idący za jego śladem pluton odwodowy łatwo zniszczy już wyminięte opory; poza tem, dowódca plutonu może bez przeszkody iść z drużyną odwodową, od której słusznie oczekuje rozstrzygnięcia; drużyny bowiem 1 i 2 znają swe zadanie i kierowanie ich losami jest w chwili obecnej zbędne. Ruch drużyny 3-ej nie osłabi ognia ani na A ani na B, a raczej wzmacnia ogień na ten właśnie punkt, który najbardziej, ze względu na warunki, dojrzał do szturmu. Jeżeli szturm na A wykona drużyna 3-a, nic się nie zmieni w układzie plutonu, jedynie drużyna 1-a zamiast 3-ej stanie się odwodową i pluton dalej walczy w pierwszym rzucie dwoma drużynami, z których każda ma swój kierunek ruchu.

Walka toczy się więc całkiem prosto, nie wymagając - jak to widzieliśmy - nadzwyczajnych kombinacyj ani od drużynowego, ani od dowódcy plutonu.

Od drużynowego nie wymagamy przecież niczego nadzwyczajnego. Ma iść naprzód w nakazanym kierunku, wspierając się własnym ogniem, póki może. Jeżeli dalej iść nie może, wiąże swój cel ogniem, a, jeśli jest wysunięty bardziej do przodu niż sąsiad, stara się wspomóc sąsiada bądź ogniem, bądź uderzeniem, bądź wreszcie obydwoma naraz. Nie są to zasady trudne. Wystarczy kilka typowych ćwiczeń, by wpoić je w każdego żołnierza drużyny.

C. Szturm.

W momencie szturmu organizacja plutonowa ma tę przewagę, że szturmuje 8-miu ludzi zamiast 6-ciu, względnie w plutonie 24-ch, zamiast 18-tu, czyli o 33% więcej. Jest to niewątpliwie strona dodatnia.

Jak jednak uzasadniam później w IV-ej części artukułu, niższość leży nie w samej zasadzie organizacji drużynowej, ale w obecnej jej realizacji i - jak postaram się wykazać - można jej uniknąć bez osłabienia samej zasady.

Pomimo to nawet obecna organizacja drużyny ma tę przewagę, że szturm można wykonać wszędzie tam, gdzie tego zachodzi potrzeba, podczas gdy, jak to widać z przykładów rysunku 4 i 8, w organizacji plutonowej często zachodzić będą wypadki, że położenie dojrzało do szturmu, ale niema go kto wykonać, bo naprzeciw oporu, na który trzebaby szturmować, znajduje się wyłącznie obsługa lekkiego karabina maszynowego, ciężko obarczona sprzętem, a więc do szturmu niezdolna.

W ten sposób przewagę ilości szturmujących - i to przewagę wynikłą nie z zasady drużynowej ale jedynie z wadliwego sposobu realizacji tej zasady - okupuje organizacja plutonowa częstym brakiem siły uderzenia tam właśnie, gdzie siła ta najbardziej byłaby potrzebna.

D. Utrzymanie powodzenia i pościg.

Po wykonaniu szturmu rozprzężenie oddziału osięga swój punkt szczytowy. W tej chwili, bardziej niż kiedyindziej, potrzebny jest szturmującym ogień, by utrwalić powodzenie i odeprzeć niechybne przeciwuderzenie nieprzyjaciela. W owym właśnie momencie ogólnego i nieuchronnego zamieszania natychmiastowość otwarcia ognia gra większą rolę, niż jego planowość i dostosowanie do terenu. Losy bitwy ważą się poprostu w sekundach; ogień otwarty w czas, choćby nawet niecałkiem skuteczny, to powodzenie zapewnione. Ogień spóźniony, to strata krwawym trudem zdobytego terenu.

W tej więc fazie walki, bardziej niż w wszelkiej innej, przewaga systemu drużynowego bije poprostu w oczy. Bowiem w chwili zdobycia celu i równocześnie z szturmującymi jest na miejscu i ręczny karabin maszynowy, stanowiąc siłę dostateczną do pościgu i odparcia przeciwnatarcia. Zapewne, rozłożenie broni jest zupełnie przypadkowe, sieć ognia nie istnieje, ale w pierwszym momencie rzeczy te są zupełnie obojętne. Będzie na nie czas później, jeżeli ruszymy dalej naprzód lub zostaniemy na miejscu, W chwili szturmu chodzi o jedno: za wszelką cenę utrzymać zdobyte, a do tego potrzebny jest natychmiastowy ogień.

W systemie plutonowym położenie szturmujących jest znacznie gorsze. Tu broń ogniowa, z racji swego ciężaru i poprzedniego położenia pozostała w chwili szturmu w tyle; do czasu więc jej podciągnięcia szturmujący są bezbronni przeciw wszelkiemu energicznemu i dość szybko przeprowadzonemu uderzeniu,

E. Obrona.

W obronie decyduje przedewszystkiem ilość ognia. Jak w rozdziale 5-ym starałem się wykazać, organizacja drużynowa, mająca o 50% więcej broni maszynowej, wykazuje pod tym względem daleko idącą przewagę, a to tembardziej, że zapas amunicji może być w obronie dowolny, a konieczne natężenie ognia rzadko przekracza - dla ognia bezpośredniego, jakim jest przecież ogień lekkiej broni maszynowej - cyfrę maksymalną, stanowiącą granicę wytrzymałości ręcznych karabinów maszynowych.

W ten sposób organizacja drużynowa zezwala na lepsze i silniejsze zorganizowanie obrony.

Tu możnaby jednak zarzucić, że w obronie drużyna niepotrzebnie więzi siłę uderzeniową, zamiast jej użyć do przeciwnatarcia. Jak poniżej uzasadniam, zarzut ten jest częściowo racjonalny jedynie w terenie zupełnie płaskim i to jedynie w stosunku do obecnej organizacji drużynowej, a nie do samej zasady tej organizacji. W każdym innym natomiast terenie obrona polega przedewszystkiem na sieci ognia ciężkich karabinów maszynowych, której kompanje strzeleckie są uzupełnieniem, stanowiąc równocześnie i osłonę dla tych ciężkich karabinów maszynowych. Uzupełnienie polega na objęciu ogniem miejsc, których ciężkie karabiny maszynowe ze względu na ukształtowanie terenu objąć nie są w stanie; osłona polega na przeciwstawieniu natarciom nieprzyjacielskim siły, zapewniającej swobodną pracę zasadniczej broni obrony - ciężkich karabinów maszynowych. Zadanie to osiąga się więc przez system rozrzuconych w terenie i odpowiednio doń dostosowanych gniazd oporu, zdolnych zarówno do ognia jak i do uderzenia.

Konieczność jednego i drugiego wypływa z samego zadania tych gniazd. Ogień ich ręcznych karabinów maszynowych uzupełnia sieć ognia, czyniąc ją zwartą. Gdy ręczny karabin maszynowy wypadnie z walki, zastępują go strzelcy, by w paśmie ognia nie było luk, ułatwiających natarcia nieprzyjaciela. Gdy mimo wszystko nieprzyjacielowi udało się wedrzeć, zawsze odruchowe uderzenie z miejsca ma pewne szanse jego powstrzymania. Przez nie właśnie stanowią strzelcy faktyczną osłonę dla dalszych broni ogniowych, umożliwiając im bezpieczeństwo przed zaskoczeniem, a tem samem i spokojną pracę. Poza tem, za wyjątkiem terenów zupełnie płaskich, typowych terenów działalności bataljonów ciężkich karabinów maszynowych, w terenie pofałdowanym i pokrytym do obrony nie starczy sam ogień, lecz konieczną jest jeszcze i siła żywa, Popierwsze poto, by zmusić i nieprzyjaciela do skupienia odpowiedniej siły w natarciu, czyli by związać więcej oddziałów, co przecież jest celem obrony. Gdyby bowiem dać jako obronę w terenie nieprzejrzystym same ręczne karabiny maszynowe, wystarczą do natarcia siły znacznie mniejsze, kilku ludzi zaledwie, którzy popełzną do gniazda i wyrżną obsługę. Po drugie, jeżeli ręczne karabiny maszynowe pracować mają spokojnie, muszą mieć jakąś siłę zdolną do ich obrony w chwili zaskoczenia, ułatwionego nieprzejrzystością terenu. Po trzecie wreszcie, w razie wdarcia się nieprzyjaciela w gniazdo oporu, musi istnieć załoga dość silna, by walką do upadłego związać przeciwnika na czas dostateczny do zmontowania przeciwuderzenia własnego.

Widać więc, że załoga gniazd oporu powinna mieć zarówno siłę ognia, jak i uderzenia. Ze względu przeto na konieczne wobec ognia artylerji szczupłe rozmiary tych gniazd, drużyna stanowi doskonałą, wymarzoną wprost ich załogę.

Inaczej pluton typu niemieckiego. Mniej ma sił ogniowych, mniej więc tworzy gniazd - oto pierwsza trudność.

Dalej, cały pluton jako załoga gniazda, to zadużo, jeżeli gniazdo niema być zbyt wrażliwe na ogień artylerji. Trzeba pluton rozdzielić, Ale jak? Pozostaje jedynie albo utworzyć dwie doraźne drużyny, zbyt jednak obszerne i nie dowodzone, albo też tworzyć gniazda sekcyjne, a więc jedne gniazda bez siły ognia, a drugie, niezdolne do uderzenia, W pierwszym wypadku - poza wyżej wymienionemi niewygodami - mamy dwa gniazda tylko, zamiast trzech, W drugim, jakżeż często się zdarzy, że to gniazdo właśnie, które niema ognia, będzie musiało strzelać, a temu, które niema siły uderzenia, wypadnie akurat wieść walką do upadłego; jeśli więc chodzi o załogę gniazda oporu, drużyna stanowi znacznie dogodniejsze narzędzie obrony, niż pluton typu niemieckiego.

To samo tyczy się i przeciwnatarć. Przeciwnatarcie bowiem, jak i zwykłe natarcie, bez ognia nie może się obyć i, jak każda improwizacja, gotuje liczne niespodzianki dla nacierających. Rzucić doń samych grenadjerów, to narazić ich na te wszelkie niepowodzenia, jakie opisaliśmy wyżej pod B, Do przeciwnatarcia więc trzeba, jak i do natarcia zwykłego, jednostek zdolnych zarówno do uderzenia, jak i do ognia, czyli normalnych drużyn.

Te wszystkie uwagi tyczą się terenów porosłych i pokrytych. W pasach terenów przejrzystych i płaskich wystarczą naogół dla gniazd oporu same bronie maszynowe. I tu niewątpliwie obecna drużyna nie zezwala na żadną ekonomję sił; jest to jednak wina nie zasady, lecz sposobu obecnej jej realizacji, jak to uzasadnię szczegółowo w części IV-ej niniejszego artykułu.

Ten krótki przegląd poszczególnych faz walki wykazuje, że za wyjątkiem natarcia w walce pozycyjnej - zawsze organizacja drużynowa ma przewagę, jako wprawdzie mniej zdatna do wysokich kombinacyj, ale zato lepiej dostosowana do niespodzianek i do niepewności, typowych cech walki ruchowej. A ponieważ wojna przyszła, którą wieść nam przyjdzie, to wojna ruchowa, do niej dostosować musimy naszę organizację.

Rozdz. 7. Charakter narodu.

„Piechota, to naród pod bronią. Warta ona tyle, co wart naród, co warta rasa”, mówi płk. Abadie[7]. Do tych niezmiernie trafnych słów możnaby dodać jeszcze „i ma wszystkie zalety i przywary charakteru narodowego”.

Nie ulega wątpliwości, że pomiędzy charakterem narodowym polskim, a charakterem narodu niemieckiego zachodzi różnica tak istotna, iż rzec można, że dwa te charaktery są poprostu wzajemnie przecistawne. Natomiast między charakterem polskim i francuskim istnieje wielkie bardzo podobieństwo.

W pełni też można zastosować i do naszego żołnierza charakterystykę żołnierza francuskiego, podaną przez płk, Abadie[8] sądzi swych przełożonych, ma dążność do wymykania się z pod ich rozkazów, do walki na własną rękę, do wybicia się przez swe czyny indywidualne”.

Te cechy charakteru narodowego:

indywidualizm,

krytycyzm

i samodzielność

przeciwstawiają się ostro niemieckiemu ślepemu posłuszeństwu, bierności i przyzwyczajeniu do ładu, O ile więc niemiecka doktryna walki w pierwszym rzędzie liczyć się musi z zdolnością do bezkrytycznego i ślepego wykonywania rozkazów, połączoną z absolutnym brakiem inicjatywy przeciętnego Niemca, o tyle nasza doktryna walki musi się dostosować naodwrót do indywidualizmu i dążności do wybujałej nawet samodzielności naszego żołnierza, połączonej z tak charakterystyczną u nas krytyką każdego rozkazu i interpretowaniem go wedle własnego zdania.

O ile więc Niemcy wymagają organizacji, przy której dowódca musi wszystkich pociągnąć za sznurek, o tyle u nas, naodwrót, sznurkiem nie osiągnie się niczego, lecz raczej większą samodzielnością i możnością wykazania się każdego, Z tego też względu organizacja drużynowa, bardziej indywidualistyczna, lepiej odpowiada charakterowi narodowemu, niż organizacja plutonowa, organizacja ślepej i bezkrytycznej karności.

Rozdz. 8. Wniosek.

Poprzednia dyskusja zagadnień dowodzenia, szkolenia dowódców, możności manewru, rozpraszającego wpływu walki, technicznej strony broni, prowadzenia walki i charakteru narodu - wykazały, że z wszystkich tych punktów widzenia organizacja drużynowa ma przewagę nad plutonową. Należy tu jednak podkreślić, że rozpatrywaliśmy jedynie samą zasadę organizacji, nie wchodząc w szczegóły i zastrzegając się nawet tu i owdzie, iż obecna jej realizacja niejednokrotnie spełnia poszczególne warunki gorzej, niżby zasada sama na to zezwalała.

Dlatego też z natury rzeczy musimy obecnie zastanowić się nad tem, jaka organizacja szczegółowa najlepiej odpowie zasadzie drużyny, spełniając równocześnie te postulaty, któreśmy postawili w ciągu poprzednich rozstrząsań.


  • 1) Niemiecki regulamin wyszkolenia piechoty część I. i II. przełożył Dr. F. Zarzycki, generał brygady. Warszawa 1925 r. pkt. 239 (str. 188 i 189
  • 2) Przegląd Wojskowy, zeszyt 7-my, str. 115 i 116.
  • 3) Gdyby przy drużynie trzeciej nie było nawet dowódcy plutonu, to wiele jest szans po temu, że i drużynowy sam, z własnej inicjatywy, zatrzymany ogniem z E, skieruje ogień swego ręcznego karabina maszynowego na C, jako punkt przeszkadzający najbardziej najbliższej mu drużynie. Jest to bowiem koleżeńska usługa, której go w czasie pokoju szkolono, usługa tem różna od pomocy, jaką ma dać np. w organizacji plutonowej sekcyjny lekkiego karabina maszynowego sekcyjnemu strzelców, że wykonana w myśl zasady hodie mihi, cras tibi (dziś mnie, jutro tobie). Drużynowy wie bowiem dobrze, że, pomógłszy koledze dziś, może od niego jutro tej samej spodziewać się usługi. Sekcyjny lekkiego karabina maszynowego natomiast wie doskonale, że usługi tej strzelcy mu nigdy nie oddadzą. Ruch strzelców bez lekkiego karabina maszynowego jest bowiem niemożliwy, lekki karabin maszynowy zaś strzelców do szczęścia bynajmniej nie potrzebuje. I tu zachodzi istotna różnica, wynikła raz z wzajemnego koleżeństwa, drugi z bezwzajemnego serwitutu.

    Myśl skierowania ręcznego karabina maszynowego drużyny 3-ciej na C rodzi się niewątpliwie u drużynowego samorzutnie. Jest ona bowiem prostą realizacją wypowiedzianej w poprzednim rozdziale pod B. zasady „a gdy wszelki ruch naprzód jest niemożliwy, skierować ogień lub uderzenie na najbliższy opór, który przeszkadza sąsiadowi". W kilku ćwiczeniach typowych myśl tę wpaja się w niego;duże jest więc prawdopodobieństwo, że w czasie walki przypomni sobie o tem nawet i wtedy, gdy dowódcy plutonu przy nim niema. Gdy zaś dowódca ten jest, niema wtedy żadnej trudności; jest on bowiem obok drużynowego i obok ręcznego karabina maszynowego; w tych warunkach wskazać cel łatwo.
  • 4) Wobec większej wytrzymałości ogniowej broni potrzeba i więcej części
    zapasowych.
  • 5) Rozumowanie to prowadzę mniej więcej wedle analogicznej dyskusji kpt. Santora w cytowanym powyżej artykule, z tą jednak różnicą, że unikać będę schematów korzystnych dla jednej, a niekorzystnych dla drugiej organizacji, któremi tak chętnie posługuje się kpt. Santor.
  • 6) W rysunku tym celowo nie przyjmuję ukształtowania terenu, by dowolnością jego układu nie zaciemniać dyskusji.
  • 7) 1. c. str. 11.
  • 8) 1. c. str. 15.
PRZYPISY
z 243
generate time: 0.299 s, memory: 16.83