WOJSKO POLSKIE - struktury organizacyjne

z 243

Najmniejsza jednostka bojowa (III)

Bellona 1927, wrzesień zobacz oryginał

 

MJR. DR. TADEUSZ FELSZTYN.

NAJMNIEJSZA JEDNOSTKA BOJOWA. (III)

CZĘŚĆ IV.

Organizacja drużyny.

Rozdz. 1. Przesłanki.

W części III-ej mych rozważań nie zakładałem o drużynie nic więcej nad to, że;

a) jest ona zdolna do ognia (r. k, m. i garłacz),

b) może wykonać uderzenie,

c) grupuje się dokoła wspólnego dowódcy.

Rozpatrując drużynę, traktowałem ją jako jedną całość, nie wysuwając ani razu sprawy jej podziału na sekcję fizyljerską i grenadjerską, W ten sposób wnioski części III-ej odnoszą się do samej zasady drużynowej, wyrażonej w powyższych punktach a do c, a nie do tej czy innej postaci drużyny. Co więcej w części III-ej podniosłem dwa zastrzeżenia co do obecnej postaci drużyny, a mianowicie, że:

1) nie zezwala na pełne wykorzystanie swej siły do uderzeń;

2) nie zezwala w obronie na tworzenie jednostek słabszych liczebnie tam, gdzie teren do tego skłania.

Ponadto w części III-ej wysnuliśmy pewne wnioski co do warunków, jakim ma odpowiadać najmniejsza jednostka bojowa.

Warunki te wymienię kolejno.

3) Specjalizacja zadań w pierwszym rzucie jest niezmiernie trudna, jeśli nie zupełnie niemożliwa. Wyszkolenie i oporządzenie żołnierzy pierwszego rzutu powinno więc zapewnić możliwie wielką ich wzajemną wymienność (Część II, rozdz, 3).

4) Celem umożliwienia ruchliwości piechoty, obciążenie piechurów walczących w pierwszym rzucie powinno być jednolite i możliwie małe (Część II, rozdz. 3.),

5) Brak dostatecznej liczby ludzi, zdolnych do dowodzenia w ścisłem tego słowa znaczeniu, zmuszą do:

a) uproszczenia roli najniższych dowódców,

b) zmniejszenia ilości dowódców (Część II. rozdz. 4),

6) Trudności dowodzenia w pierwszej linji ograniczają rolę dowódcy w walce do:

a) kierowania ogniem broni, będących pod bezpośrednim jego wpływem,

b) pociągania za sobą najbliższych,

c) dawania przykładu (Część II. rozdz. 4).

7) By umożliwić rekrystalizacyjną rolę dowódców i broni maszynowych i zezwolić utworzonym dokoła nich doraźnym ugrupowaniom dalej prowadzić walkę, należy:

a) umożliwić organizacyjnie wzajemną wymienność żołnierzy pierwszego rzutu,

b) stworzyć organizację taką, by doraźna krystalizacja na polu bitwy odtwarzała ją możliwie wiernie, zezwalając tem samem na dalsze stosowanie raz nauczonych form walki (Część II. rozdz, 4).

Rozpatrzmy, czy i w jakim stopniu obecna organizacja drużyny warunki te spełnia.

Co do punktu 1-ego i 2-ego daliśmy już poprzednio (Część III) odpowiedź przeczącą. Co do punktu 3-go, to specjalizacja zadań jest w drużynie naszej tak dalece posunięta, że zaledwie czterech żołnierzy jest w niej jednolicie uzbrojonych i oporządzonych. Jest to poprostu specjalizacja, posunięta do ostatecznych granic. Warunek 4-ty obecna drużyna spełnia stosunkowo dobrze, choć mimo wszystko obciążenie sekcji fizyljerskiej jest większe od grenadjerskiej.

Co do punktu 5-go, to drużyna obecna komplikuje rolę drużynowego, nakazując mu dowodzić dwoma odrębnemi członami; ponadto wymaga wielkiej ilości dowódców, bo 1-go dowódcy na 3-ch szeregowców (w plutonie).

Punktu 6-go obecna drużyna, a przynajmniej jej regulaminowa forma walki, również nie spełnia, bo:

a) bronią kieruje nie drużynowy, lecz karabinowy ręcznego karabina maszynowego,

b) ruch prowadzi sekcyjny grenadjerów, a nie drużynowy.

Punkt 7-my w części a pokrywa się z punktem 3-cim. Odpowiedź nań musi więc, jak i poprzednia, wypaść przecząco, skoro np, doraźne ugrupowanie z 6-ciu fizyljerów i 2-ch grenadierów niema siły uderzenia, a z 5-ciu grenadierów i 2-ch fizyljerów niema dostatecznej amunicji do ręcznego karabina maszynowego, skoro wypadnięcie z walki grenadjera V. B. pozbawia drużynę broni stromotorowej i t. d.

Co do punktu 7b, to drużyna obecna też go nie spełnia; doraźne bowiem grupy dokoła broni maszynowej w niczem nie są podobne do dwudzielnej drużyny regulaminowej.

Jak więc widać, zasada sama drużyny, spełniającej wspomniane wyżej cechy a, b, c, wykazuje wyższość nad zasadą plutonową. Jej obecna jednak realizacja nie spełnia tych warunków, jakie szczegółowa analiza walki postawiła organizacji najmniejszej jednostki bojowej.

Błędem jednak byłoby z tego względu porzucać samą zasadę drużyny dla zasady od niej gorszej. Raczej należy zastanowić się nad tem, czy można stworzyć taką organizację drużyny, by, nie obalając zasady, spełnić jednak powyższe warunki 1 do 7.

Rozpatrzmy z tego punktu widzenia przedstawione w części II-ej projekty organizacyjne kpt. Laffargue, mjr. Paquot i płk. Verse, oraz kierunek drużyny jednolitej.

Organizacja kpt. Laffargue zmniejsza wprawdzie ilość dowódców, ale nie usuwa specjalizacji na polu walki, skoro mimo wszystko zestawia osobną grupkę ręcznego karabina maszynowego, zastrzegając wyraźnie, że reszta, to woltyżerzy, nie mający nic wspólnego z tym ręcznym karabinem maszynowym. Nie rozwiązuje również zagadnienia amunicji, skoro trudno wymagać, by czterej żołnierze przenosili dostateczny jej zapas dla 2 ręcznych karabinów maszynowych, a wypadnięcie dwu z nich z walki, to prawie zupełne pozbawienie tych ręcznych karabinów maszynowych amunicji. Drużyna jest zbyt silna (15-tu ludzi). Wszystko to jednak są wady mniejsze. Najistotniejszą jest zgrupowanie dwu ręcznych karabinów maszynowych w drużynie. Zgrupowanie to miało sens przy broni tak niecelnej i zawodnej, jak Chauchat; jest celowe w ciężkich karabinach maszynowych, gdzie chodzi o długotrwałe natężenie ognia. Dla nowoczesnych jednak, pełnowartościowych ręcznych karabinów maszynowych, jest ono bezcelowe. Siła bowiem jednego ręcznego karabina maszynowego jest zupełnie wystarczająca, by umożliwić posuwanie się drużyny tam, gdzie ogień płaski wogóle coś pomoże. Manewr dwoma kierunkami ognia jest w warunkach walki drużyny nieprawdopodobny i rzadko możliwy do realizacji. Skupienie dwu ręcznych karabinów maszynowych obok siebie jest więc mało racjonalne, rozdzielenie ich zaś rozbija drużynę na dwie słabe drużynki po 6 - 7 ludzi, prowadząc do niecelowego dalszego podziału najmniejszej jednostki. Stosunek siły ognia do siły uderzenia jest niekorzystny (1:4,5); albo więc obciąża się zbytnio kompanję bronią maszynową, albo też zmniejsza się jej siłę uderzenia. Jedno i drugie jest szkodliwe. Idea więc dania 2 ręcznych karabinów maszynowych drużynie jest chybiona. Co do reszty pomysłów kpt, Laffargue, to - po usunięciu poprzednio wymienionych niedomagań - otrzymuje się drużynę jednolitą.

Projekty mjr. Paquota prowadzą w pewnych momentach do organizacji plutonowej, stwarzają bowiem - zależnie od woli dowódcy - osobne grupki uderzenia i osobne grupki ognia. Niecelowość tego rodzaju podziału na polu walki omawiałem w części III-ej. Argumenty, przytoczone tam, skierowują się więc i przeciw projektowi mjr. Paquot.

To samo można powiedzieć i o propozycjach płk. Verse, który coprawda nie stwarza osobnych grup ognia, trzyma jednak odwodową grupę uderzenia, narażając się na to, że albo wogóle nie będzie jej mógł użyć, albo też użyje ją w kierunku, gdzie właśnie byłby potrzebny ogień.

Oba więc projekty płk. Verse i mjr. Paquot idą w kierunku nie usunięcia wad realizacji, ale wprost przeciwnie w kierunku częściowej zmiany zasady drużynowej; nie polepszają sytuacji lecz ją pogarszają. Z tego też względu nie nadają się do przyjęcia.

Nie można tego samego powiedzieć o drużynie jednolitej. Krótki przegląd zarzutów przeciw drużynie dwudzielnej wykazuje, że wszystkie one odpadają przy drużynie jednolitej. Tu więc na leży szukać rozwiązania. Sprawę tę omówię szczegółowo poniżej, w rozdziale 3-im,

Zanim jednak przejdę do niej, uważam za konieczne omówić wpierw źródła ujemnych stron obecnej organizacji drużynowej.

Rozdz. 2. Manewr drużyny.

Jeżeli zanalizujemy istotną przyczynę powstania w półplutonie francuskim, owym ojcu obecnej drużyny, osobnych sekcyj fizyljerskich i grenadjerskich, to ujrzymy, że leży ona nie w potrzebie walki, ale w trudnościach wyszkolenia obsługi broni tak skomplikowanej, jaką jest ręczny karabin maszynowy Chauchat. Było rzeczą niemożliwą zaznajomić dostatecznie w czasie wojennym z tą bronią wszystkich piechurów; by więc móc ją stosować mimo wszystko na polu walki, należało siłą rzeczy wyspecjalizować jej obsługę.

Obecnie, w epoce wyszkolenia pokojowego i wobec nadzwyczajnej prostoty nowych ręcznych karabinów maszynowych, trudność ta odpada. Zatem genetyczna przyczyna nowej organizacji straciła swą rację bytu.

Twórcy regulaminu piechoty francuskiej podsunęli jednak na jej miejsce nową podstawę dla starej organizacji; jest nią „idea manewru”.

Podłoże tej idei wyraźnie zupełnie przedstawia kpt. Le Brigand w cytowanym poprzednio artykule[1].

„Dwie sekcje drużyny bojowej nie mają równych właściwości ponieważ ich uzbrojenie i obciążenie jest różne. Jedna posiada woltyżerów, uzbrojonych w karabiny powtarzalne i granaty, obciążonych każdy niecałemi 10 kg. Druga, obsługująca ręczny karabin maszynowy, to fizyljerzy, obciążeni każdy 15 kg ... Dzięki mniejszemu obciążeniu woltyżerzy są ruchliwsi od fizyljerów, podczas gdy ci ostatni, dzięki swemu ręcznemu karabinowi maszynowemu, mogą dać potężniejszy ogień.

Kiedy więc chodzi o zadanie, wymagające ruchliwości, naprzykład: o osłonę, łączność, rozpoznanie, nawiązanie styczności i t. d., woltyżerzy odpowiedniejsi są od fizyljerów, których specjalnością jest działanie ogniem”...

„Wie on (drużynowy), że rola jego polega w pierwszym rzędzie na energicznem pchaniu drużyny do wyznaczonego celu. Lżejsi woltyżerzy za jego przykładem wykorzystują każdą chwilę do ruchu wprzód; wyszukują nieobjęte ogniem partje terenu, aby wszyć się w nie. Wykorzystują natychmiast do skoku wprzód najmniejsze uspokojenie się ognia nieprzyjacielskiego, związanego działaniem własnej artylerji, dymem, ogniem ciężkiej broni bataljonu, ręcznego karabina maszynowego własnej drużyny lub drużyn sąsiednich. W ślad za nim1 sekcja broni samoczynnej zaciąga stanowiska ogniowe coraz bliżej od wskazanego przez drużynowego celu i w miarę, jak zmniejszają się odległości i precyzują punkty zajęte przez nieprzyjaciela, otwiera co raz skuteczniejszy ogień.

Na punkty, które stawiają opór, skupia się wysiłki kilku drużyn. Gdy ruch naprzód doszedł już daleko, skutki niszczące granatu karabinowego uzupełniają działanie wiążące broni samoczynnej. Jeżeli opór trwa zbyt długo, pojawia się dowódca, pociąga otaczających go woltyżerów i pod osłoną wybuchów granatów ręcznych wdziera się w stanowiska nieprzyjacielskie. Fizyljerzy dobiegają i albo organizują obronę zdobytego punktu albo wspierają ruch naprzód”.

W tem dość skromnem przedstawieniu „manewru” rola obydwu członów drużyny jest różna; mamy w małej skali kombinację jednostki ognia z jednostką ruchu. Manewr ten, tak przedstawiony, jak to czyni kpt, Le Brigand, nie ma w sobie zbyt wiele jeszcze przesady, choć i tu należy się zapytać, w jaki sposób drużynowy koordynuje ogień pozostawionego wtyle ręcznego karabina maszynowego z uderzeniem będących na przodzie woltyźerów i czy słuszne jest, by dowódca pozbawiał się broni, która najlepiej tłumaczy swym ogniem jego wolę natarcia.

Gdyby jednak manewr drużyny ograniczył się jedynie do tak skromnego zakresu, niewygody obecne drużyny, opisane wyżej (w rozdz, 1,), dałyby się mniej jeszcze odczuć, choć mimo wszystko, jak wykazuje rozpatrzenie zarzutów rozdz. 1-ego nie przestałyby istnieć. Ba, ale trzeba powiedzieć, że idea „manewru” drużyny natrafiła u nas na niezmiernie podatny grunt. Wyniesione z wojny bolszewickiej zamiłowanie do manewru, do pięknych ruchów okalających na najniższym nawet szczeblu, możliwe i pożyteczne w warunkach walki niezmiernie drobnemi siłami na olbrzymich frontach, warunkach, gdzie wyszkolenie i chęć obrony za wszelką cenę u obu stron niezmiernie były słabe, przeniesiono na grunt walki przyszłej, gdzie prawdopodobnie - mimo szerokich pasów działania wielkich jednostek—fronty bojowe małych jednostek nie będą o wiele większe, niż w wojnie najbardziej ustabilizowanej, gdzie przeciwnik zażarty i uparty nie ucieknie jedynie dlatego, żeśmy go pięknym manewrem zażyli z mańki, ale dopiero wtedy, gdy siłą wyrzucimy go z zajmowanego stanowiska, gdzie więc sukces odnosić się będzie nie przez zręczne „obejście”, lecz przez niezłomne uderzenie.

Zakorzeniona u nas chęć manewru, mająca być rzekomo dowodem naszej chytrości (uderzmy się w piersi: któż z nas tu bez winy?), jest w swej istocie nawrotem w dziedzinie taktyki do przednapoleońskiej stategji unikania przeciwnika, zamiast szukania go, do wymigiwania się przed walką, zamiast dążenia do niej, doszukania rozstrzygnięcia w zwodzeniu, zamiast w sile. Podobnie więc, jak w dziedzinie strategji tendencje te musiały prysnąć pod obuchem silnej woli uderzenia przeciwnika, tak zawiodą i w tak tyce wobec przeciwnika, chcącego się bronić, umiejącego nacierać i w razie niebezpieczeństwa szukającego ocalenia nie w ucieczce lub poddaniu, lecz w walce.

Dlatego też - licząc się w dziedzinie operacyj zawsze z wielką możliwością manewru, nieodzownem następstwem naszego stosunku sił do przestrzeni, manewru jednak szukającego bitwy i w niej jedynie widzącego zwycięstwo - w dziedzinie taktyki, zwłaszcza taktyki najmniejszych jednostek, zapomnieć musimy o wszelkich wielkich kombinacjach i w słowach „manewr” rozumieć jedynie: iść naprzód, strzelać, uderzać. Iść naprzód tam, gdzie przeciwnik najsilniejszy, gdzie uderzenie najdotkliwsze, strzelać tak, by ruch naprzód był możliwy przy jak najmniejszych stratach i przy możliwem przygnieceniu z miejsca ognia przeciwnika; uderzać w taki sposób, by po otrzymanym ciosie przeciwnik nie powstał. Oto cały manewr, cała chytrość, cała filozofja natarcia małych jednostek piechoty.

Jeżeli z tego punktu widzenia spojrzymy na ćwiczenia naszych drużyn bojowych, na te różne obejścia, zachodzenia, manewry na skrzydłach, prawie że manewry po linjach wewnętrznych, na to rozsypywanie się drużyny na 200 metrów, na rozdzielanie sekcyj w dwu różnych kierunkach, by zeszły się po 400 m zpowrotem, na tę całą wysoką „strategję” w mikrokosmosie drużyny, to zdamy sobie sprawę do jak zgubnych skutków doprowadził podział drużyn na sekcje i do jakiej przesady doszliśmy przez myśl „manewru” drużyny.

Z całą słusznością zastosować tu można słowa France Militaire [2] „Idea manewru drużyny bojowej, jest najodpowiedniejszą kombinacją ruchu i ognia, gdy przeskakuje się przez ogień zaporowy, gdy wpija się w pole buraczane, skacze się z leja do leja!... Idea manewru drużyny polega poprostu na wspólnej woli przeniesienia swego ognia naprzód w kierunku wskazanym, jak najszybciej, jak najdalej, aż do walki wręcz!”.

Trzeba sobie bowiem powiedzieć stanowczo. Manewruje dowódca bataljonu przez plan ognia, przez danie przedmiotów kompanjom w natarciu i przez użycie kompanji odwodowej; manewruje dowódca kompanji w stopniu znacznie mniejszym przez danie zadań plutonom, przez użycie plutonu odwodowego i przez doraźne stosowanie narzędzi ogniowych, które mu dano lub które posiada (jak proponowałem) organizacyjnie. Manewr dowódcy plutonu to wskazanie celów drużynom i użycie drużyny odwodowej, Ale manewru drużyny niema. Drużyna w natarciu stanowi całość, zespół ludzi walczących pod wspólnym dowódcą dla wspólnego celu. Ręczne karabiny maszynowe, garłacze, karabiny strzelają tam, gdzie wskazuje drużynowy, wszyscy idą wspólnie naprzód, korzystając z wspólnych lejów, wspólnych rowów. W zwartości i nierozdzielności drużyny tkwi cała jej siła.

Rozdz. 3. Projekt organizacyjny.

Rozumowanie powyższe doprowadziło więc do koncepcji drużyny jednolitej, opartej na zasadzie niepodzielności i wspólności.

Ażeby nie operować jedynie ogólnikami, lecz omawiać rzecz konkretnie, podaję poniżej projekt organizacji takiej drużyny, zastrzegając się jednak, że nie jest on projektem ostatecznym, opracowanym w najdrobniejszych szczegółach, lecz tylko szkicem, utrwalającym zgrubsza zasadę konstrukcji tej drużyny.

Dopiero z chwilą ustalenia zasady organizacji należałoby przeprowadzić szczegółowe próby w najrozmaitszych warunkach i przy najprzeróżniejszych założeniach i z prób tych wyłonić jedynie miarodajne wskazania co do szczegółów organizacji. O ile bowiem zasadę organizacyjną można wysnuć z szczegółowej analizy walki, analogicznej do tej, jaką przeprowadziliśmy poprzednio, o tyle kwestje rozdziału sprzętu, uzbrojenia, obciążenia i tp. ustalić można jedynie doświadczalnie. Żadna bowiem dyskusja teoretyczna nie da tu istotnie wartościowych wskazań.

Jeżeli mimo to stawiam pewien projekt konkretny, to jedynie dlatego, by z jednej strony wykazać możliwość takiej organizacji, z drugiej zaś dać pewien jej obraz konkretny, by - jak mówią Francuzi - „fixer les idees“.

Przy tej sposobności uważam za swój obowiązek podkreślić, że o ile same szczegóły projektu są jedynie propozycją autora, o tyle jego rdzeń, jego myśl przewodnia, t. j. koncepcja drużyny jednolitej, jest wynikiem długoletnich studjów i badań Centralnej Szkoły Strzelniczej, jest tem przeświadczeniem, do którego przywiodła odpowiedzialnych za wytyczne prace jej kierowników szczegółowa analiza zjawisk walki i potrzeb boju na najniższym jego szczeblu.

Natomiast, powtarzam, konkretna realizacja tej koncepcji, jaką podaję poniżej, jest jedynie i wyłącznie osobistym wnioskiem autora.

Drużyna według mego zdania powinna składać się z:

dowódcy,

celowniczego

i pewnej liczby strzelców.

Liczbę tę organizacyjnie ustala się na 11-u; może ona jednak, zależnie od stanu kompanji, być i mniejsza. W drużynie tej podoficerem jest jedynie drużynowy. Celowniczy natomiast i jeden z strzelców są starszymi szeregowcami. Nie pełnią oni przez to żadnej specjalnej funkcji, nie dowodzą żadną sekcją, lecz poprostu są pomocnikami drużynowego tam, gdzie mu tych pomocników potrzeba.

Jeżeli trzeba wysłać słaby patrol, lub wykonać skok kilku ludźmi przed resztą drużyny na 10 do 20 metrów, wykonywa to starszy strzelec. Jeżeli padnie drużynowy, zastępuje go celowniczy, który, będąc obok ręcznego karabina maszynowego, stanowi tem samem najdoskonalszy ośrodek krystalizacyjny w rozproszeniu walki. Zresztą, faktycznie dowodzi ten, kto wolę swą narzuci innym. Wbrew bowiem wszelkim organizacjom teoretycznym, dowódcy na polu walki znajdują się sami. Nie decyduje o tem funkcja, lecz energja.

Uzbrojenie tej drużyny wyobrażam sobie jak poniżej.

Drużynowy jest uzbrojony w karabinek; przenosi 40 naboi do ręcznego karabina maszynowego i 40 naboi osobistych, oraz 2 granaty ręczne.

Celowniczy uzbrojony jest w pistolet. Przenosi ręczny karabin maszynowy i 140 naboi do ręcznego karabina maszynowego. Nie nosi plecaka.

Każdy z strzelców uzbrojony jest w karabinek; przenosi po 2 granaty ręczne, 1 granat karabinowy i 40 naboi osobistych. Ponadto 5-ciu strzelców nosi oprócz tego garłacz, po 2 granaty karabinowe i po 40 naboi do ręcznego karabina maszynowego. Reszta natomiast (6-ciu) nie nosi garłacza, ale wzamian po 120 naboi do ręcznego karabina maszynowego, W ten sposób w drużynie pełnej przenosi się 1100 naboi do ręcznego karabina maszynowego, 480 naboi osobistych, razem więc 1580 naboi, nadających się zarówno do użytku osobistego, jak i do broni maszynowej. Użycie amunicji zarówno do jednego, jak i drugiego celu nie przedstawia żadnej trudności i da się uskutecznić niezmiernie prosto. Ponadto drużyna przenosi 24 granatów ręcznych i 21 granatów karabinowych.

Obciążenie poszczególnych żołnierzy przedstawia się następująco:

wyposażenieDrużynowyCelowniczyStrzelec bez garłaczaStrzelec z garłaczem
Ubranie5,9 kg5,9 kg5,9 kg5,9 kg
Chlebak3,0 kg3,0 kg3,0 kg3,0 kg
Plecak4,3 kg-4,3 kg4,3 kg
Maska gazowa1,1 kg1,1 kg1,1 kg1,1 kg
Łopatka0,8 kg0,8 kg0,8 kg0,8 kg
Ładownice0,7 kg-0,7 kg0,7 kg
Karabinek3,8 kg-3,8 kg3,8 kg
Bagnet na żabce0,6 kg-0,6 kg0,6 kg
R.k.m.-8,6 kg--
Części zapasowe w puszce-0,6 kg--
Pistolet z amunicją-1,3 kg--
40 naboi łódkowych1,0 kg-1,0 kg1,0 kg
2 granaty ręczne (zaczepny i obronny)1,0 kg-1,0 kg1,0 kg
Garłacz---2,0 kg[3]
1 granat karabinowy--0,5 kg-
3 granty karabinowe---1,5 kg
7 magazynków po 20 naboi (w tornistrze amunicyjnym)-5,7 kg--
2 magazynki do r.k.m. (w plecaku)1,5 kg--1,5 kg
6 magazynków do r.k.m. (w plecaku)--4,4 kg-
Razem24,5 kg27,0 kg27,1 kg27,2 kg

Przy obliczeniu przyjmuję:

A. Ubranie żołnierzaB. ChlebakC. Tornister
Kurtka1,360Chlebak0,115Tornister1,410
Spodnie0,700Menażka0,470Koszula0,300
Trzewiki1,820Kubek0,115Kalesony0,255
Owijacze0,2552 ręczniki0,2152 pary onuc0,170
Koszula0,395Szczoteczki, pasta mydło0,2352 chustki do nosa0,085
Kalesony0,185Furażerka0,100Buty zapasowe1,820
Onuce0,180Manierka1,240Troki0,175
Pasek do spodni0,050Porcja żelazna0,500  
Pas główny0,190    
Hełm0,760    
Razem5,895 2,990 4,215
Okrągło5,9 kg 3,0 kg 4,3 kg

Obciążenie jest więc dla wszystkich jednolite i niema piechurów „lżejszych” i „cięższych”. Jest ono równe mniej więcej obciążeniu przedwojennego piechura niemieckiego (26,9 kg) i francuskiego (26,1 kg).

Możnaby również przewidzieć i inną kombinację: dać strzelcom z garłaczem zamiast 2 magazynków po 3 granaty karabinowe (co powiększa ilość granatów karabinowych w drużynie o 9), a strzelcom bez garłacza dać, zamiast granatu karabinowego, po 1 magazynku do ręcznego karabina maszynowego, powiększając ich obciążenie o 0,2 kg, a zmniejszając amunicję ręcznego karabina maszynowego w drużynie o 80 naboi.

Ma to jako zaletę danie amunicji do garłaczy tym, którzy je przenoszą, jako wadę - większe szanse, że w doraźnem skupieniu na polu walki zbyt mało będzie amunicji do ręcznego karabina maszynowego lub zbyt mało granatów karabinowych.

Jest to jednak kwestja, którą zadecydować mogą, jak podkreśliłem na początku, jedynie próby praktyczne. Podkreślam bowiem ponownie, że szczegóły organizacji traktować należy jedynie jako przybliżone ucieleśnienie wypowiedzianych poprzednio idei. Każdy z nich bowiem podlega dyskusji i wymaga doświadczeń dla ostatecznego rozwiązania. To, co w organizacji tej uważam za istotne, są to: a) jednolitość drużyny (bez podziału na sekcje), b) brak specjalizacji, c) zmienny skład ilościowy i d) możność odtwarzania się przez dowolne skupienie się grupki żołnierzy dokoła dowódcy i ręcznego karabina maszynowego.

Walka takiej drużyny jest niezmiernie prosta. Drużyna stanowi całość nierozłączną. Niema tam żadnych fizyljerów i grenadjerów - wszyscy są jednakowymi piechurami.

Dopóki można, drużyna stanowi całość, nie rozłączając się nigdy, lub tworząc bliskie siebie grupki po 3 - 6 ludzi.

W obronie drużyna zajmuje wspólne gniazdo oporu. W natarciu drużyna posuwa się wspólnemi skokami, drobniejszemi grupkami, pojedyńczo wreszcie, zależnie od terenu, natężenia ognia nieprzyjacielskiego i innych warunków. Mechanizm posuwania się jest identycznie ten sam, jak przedwojennej tyraljerki, lub np. obecnej sekcji grenadjerskiej. Wobec tego, że niema zastępów, niema tu żadnych komplikacyj i żadnych poddowódców.

Zależnie od warunków, od nastroju drużyny, od terenu, drużynowy albo idzie naprzód, albo też wpierw wysyła kilku strzelców. Zasadą jest, że, gdy idzie drużynowy, zaraz za nim idzie ręczny karabin maszynowy; broń maszynowa bowiem jest głównym środkiem posuwania się naprzód, najpotężniejszem narzędziem, umożliwiającem walkę drużyny. Jeżeli drużyna rozdziela się (na przestrzeni 20 m najwyżej), tym, kto pilnuje ruchu reszty żołnierzy, jest starszy strzelec. Jeżeli drużynowy padnie, zastępuje go celowniczy lub ten, kto chwilowo znajduje się przy ręcznym karabinie maszynowym. On bowiem jest wtedy główną osobą drużyny i jego broń gra rozproszonym piechurom pobudkę „zbiórka”.

Jeśli trzeba strzelać - drużynowy ma ręczny karabin maszynowy przy sobie i sam wskazuje mu cel. Jeśli trzeba ognia stromego strzela ten ze strzelców z garłaczem, który jest najbliżej drużynowego. Wszak strzelców tych jest 5-u, a nie tworzą oni żadnej osobnej sekcji, lecz są pomieszani z innymi. Zawsze więc przynajmniej jeden z nich jest blisko drużynowego. Trzeba naboi do ręcznego karabina maszynowego - oddają je po kolei poszczególni strzelcy, najpierw najbliżsi, potem reszta. Brak ich - strzelcy nabijają próżne magazynki własnemi nabojami. Nie starczy strzelcowi 40 naboi własnych (co naogół jest wypadkiem rzadkim), to czerpie z swych magazynków. Podobnież odbywa się dostawa granatów karabinowych dla strzelającego z garłacza.

Szturm wykonywają wszyscy. Za wyjątkiem celowniczego wszyscy mają granaty i bagnet, na 13-tu szturmuje więc 12-tu. Wszyscy razem wpadają do okopów, wszyscy zajmują je wspólnie; ręczny karabin maszynowy natychmiast jest gotowy do strzału, do obrony krwawo zdobytego łupu, do pościgu nieprzyjaciela, do wsparcia ruchu naprzód.

W całej tej walce niema żadnej filozofji, żadnych wymysłów, niczego trudnego. Cały „manewr”, cała kombinacja ognia z ruchem, to krótkie rozkazy tej mniej więcej treści: „wy tu na lewo - ogień wzmożony! ci na prawo za mną!” lub „ci obok ręcznego karabina maszynowego zostają tu, reszta za mną! gdy dojdę do tamtego leja, ręczny karabin maszynowy dołączy”. Oto cały manewr, cała kombinacja. Niczego chyba w tem nie ma, coby przekraczało zdolności podoficera lub każdego nawet szeregowca. Odpada cała obecna trudność dowodzenia, wynik przeniesienia wielkiej strategji w zupełnie dla niej nieodpowiednie ramy drużyny. Drużyna staje się tem, czem być po winna: jedną, niepodzielną, nierozłączną całością, grupującą się dokoła dowódcy i dokoła broni maszynowej.

Wielkość drużyny jest zmienna, waha się od 8 do 13-tu ludzi. W natarciu drużyny kompanji są mniej więcej sobie równe i o ile możności najsilniejsze, bo i tak ogień nieprzyjacielski podejmie się ich osłabienia. Absurdem byłoby tworzyć drużyny słabsze i silniejsze, skoro nigdy nie wiadomo, jakie zadanie przypadnie poszczególnej drużynie.

Inaczej w obronie. Drużyny, przeznaczone do przeciwnatarcia, drużyny, mające zadanie obronne w nieprzejrzystym terenie, muszą być możliwie silne kosztem tych, którym przejrzysty i płaski teren zezwala na oparcie obrony głównie na ogniu. Dowódca kompanji ma tu pełną swobodę dostosowania siły drużynowej do zadania (nie przekraczając jednak nigdy cyfry 13-tu ludzi w drużynie). Zasady budowy drużyny, ani metody jej walki nic na tem nie cierpią.

Oczywiście dowódca kompanji unikać będzie również, gdzie tylko to możliwe, przerzucania ludzi z drużyny do drużyny, dążąc do tego, by drużyna stała się naprawdę rodziną żołnierza i by węzły, łączące go z najbliższymi mu kolegami, stanowiły owo mocne spoidło zwartości kompanji, a dalej bataljonu, pułku i wojska całego.

Z tego też względu opisane wyżej tworzenie w obronie, zależnie od potrzeby, drużyn słabszych i silniejszych odbywać się będzie zwykle przez przydzielanie zadań obronnych w stosunku do siły, jaką dana drużyna przedstawia, przez odpowiedni przydział uzupełnienia, a w bardzo tylko wyjątkowych wypadkach, tam, gdzie to jest istotnie nieodzowne, przez przenoszenie szeregowców z drużyny do drużyny.

Rozdz. 4. Omówienie projektu.

Omówienie projektu należy rozpocząć od rozpatrzenia, czy proponowana drużyna spełnia warunki rozdz. 1

Warunki a — c spełnia drużyna jednolita w sposób niewątpliwy.

Co do postulatu 1-go, to drużyna jednolita wyzyskuje w plutonie do szturmu 36 żołnierzy na 39, czyli wykorzystuje swe siły w sposób możliwie pełny.

Co do postulatu 2-go, to możność tworzenia w obronie drużyn silniejszych i słabszych zezwala wewnątrz kompanji na celowszy podział sil dla obrony. W wyższych natomiast jednostkach, jeżeli obronę przewiduje się na czas dłuższy, a nie jedynie jako chwilowe zatrzymanie się od natarcia do natarcia, istnieje zawsze możność powierzenia odcinków bardziej nadających się do obrony ogniem kompanjom względnie nawet bataljonom liczebnie słabszym, prowadząc odpowiednio politykę kierowania przybywających z ty łów uzupełnień do jednostek, przeznaczonych do natarcia lub do obrony terenów trudnych. W obecnej organizacji rzecz ta byłaby niemożliwa; ilość drużyn zależy bowiem - wobec niezmienności ich składu - wyłącznie od ilości ludzi. W organizacji natomiast projektowanej, gdzie skład drużyny jest zmienny, nie stan liczebny, ale ilość broni maszynowej decyduje o ilości drużyn; można więc tam, gdzie teren na to zezwala, bronić się równie skutecznie przy mniejszych stanach jednostek, oszczędzając w ten sposób siły żywe do wzmocnienia tych, którym przypada zadanie natarcia.

Co do punktu 3-go, to w drużynie obecnej niema żadnej specjalizacji, poza celowniczym. Ale i tu specjalizacja polega jedynie na obciążeniu, nie na wyszkoleniu. Wystarczy, że byle strzelec zrzuci plecak i karabinek, a weźmie ręczny karabin maszynowy i pistolet po rannym czy poległym celowniczym, by stał się sam celowniczym, W innych zadaniach specjalizacji niema. Bez względu na to, kto padnie, jak długo jest ręczny karabin maszynowy, póty drużyna istnieje.

Punkt 4-ty (obciążenie) omawiałem wyczerpująco w rozdziale 3-im,

Punkt 5-y jest spełniony całkowicie. Rola drużynowego uproszczona jest do minimum, a ilość podoficerów w plutonie o sile 40 ludzi wynosi 3-ch (wobec 9-ciu plutonu francuskiego, a 6-ciu plutonu niemieckiego); dodanie nawet istotnie potrzebnego zastępcy dowódcy plutonu podnosi tę cyfrę ledwo do 4-ch, czyli, licząc wraz z dowódcą plutonu, otrzymujemy stosunek 1 dowódcy na 8 szeregowców.

Punkt 6-ty uwzględniłem przy proponowanej organizacji całkowicie. Drużynowy zachowuje ręczny karabin maszynowy przy sobie, czyli może kierować jego ogniem; idzie, kiedy trzeba, pierwszy naprzód, pociągając za sobą sąsiadów i dając przykład innym.

Co do punktu 7-go, to wzajemna wymienność poszczególnych piechurów uzyskana została w sposób możliwie doskonały. Jeśli zaś chodzi o doraźne grupy, utworzone dokoła ręcznego karabina maszynowego, to skład ich zupełnie wiernie przypomina drużynę bojową. Jest bowiem dowódca, skoro miejsce jego jest przy ręcznym karabinie maszynowym; jest ręczny karabin maszynowy; są strzelcy. Każde doraźne więc skupienie dokoła ręcznego karabina maszynowego przez sam fakt swego zgrupowania się z miejsca tworzy drużynę. Jeśli potrzeba amunicji, każdy strzelec ma ją przy sobie; granatów karabinowych - toż samo. Trzeba strzelać z garłacza, to - wobec istnienia aż 5-ciu garłaczy w drużynie - olbrzymie są szanse, że przynajmniej jeden garłacz znajdzie się w tem skupieniu. Jednem słowem walka toczy się tak, jak w normalnej drużynie i żołnierz odrazu znajduje się w ramach organizacji, w której nauczył się walczyć. Drużyna nieustannie sama odtwarza się w czasie walki, a forma walki i jej metody trwają niezmiennie bez względu na rozproszenie i pomieszanie, jakie bój wytwarza. Każdy żołnierz znajduje się w ramach jednostki doskonale mu znanej, każdy dowódca ma dokoła siebie te same środki walki, jakiemi nauczył się posługiwać. To właśnie nieustanne odtwarzanie się drużyny jednolitej jest najważniejszą jej zaletą, umożliwiającą szkolenie żołnierzy w jej ramach bez obawy, że walka zmusi ich walczyć w zespołach wręcz odmiennych od tych, w których ich szkolono.

Powyższa analiza wykazuje więc, że proponowana jednolita drużyna, spełniając wszystkie postulaty, do których wysunięcia zmusiła nas analiza walki, stanowi tem samem najlepsze walki tej narzędzie.

Niemniej jednak proponowana organizacja wzbudzać może pewne zastrzeżenia. Te, które mnie się nasuwają, postaram się po kolei rozważyć.

Pierwsza kwestja: poco aż 5 garłaczy, gdy faktycznie do użytku potrzebny jest tylko jeden? Odpowiedź na to jest bardzo prosta. W rozbiciu na skutek walki i ognia nieprzyjacielskiego można się spodziewać, że dowódca lub ten, kto go zastąpił, będzie obok ręcznego karabina maszynowego i że ręczny karabin maszynowy będzie wzięty z rąk rannego czy też zabitego celowniczego. Ręczny karabin maszynowy jest bowiem zasadniczą bronią drużyny i pamiętać o nim będzie nieustannie zarówno dowódca, jak i każdy żołnierz. Żądać natomiast, by oprócz tego w czasie walki dowódca pamiętał jeszcze o garłaczu, to zadużo; wystarcza bowiem, by strzelec przenoszący garłacz padł po drodze, a już drużyna pozostaje bez tak jej niezbędnego narzędzia stromotorowego. Danie garłacza drużynowemu też nie rozwiązuje kwestji, skoro i drużynowy nie jest nieśmiertelny; o dołączeniu go do ręcznego karabina maszynowego również nie można myśleć. Pozostaje więc jedno tylko wyjście - skoro nie można inaczej zapewnić w każdym wypadku obecności garłacza w drużynie, powiększa się przez ich ilość prawdopodobieństwo tej obecności. Można się bowiem spodziewać, że stosunek 1:2 wystarczy w zupełności do zagwarantowania, że mimo wszystko jeden przynajmniej garłacz pozostanie w drużynie.

Należy przytem pamiętać, że skutek moralny 5-ciu granatów, które padły równocześnie, jest bez porównania większy, niż skutek tej samej liczby granatów, jeżeli padają one jeden po drugim. Salwa 5-ciu granatów stanowi doskonałą osłonę skoku wprzód; rzucone po kolei umożliwią ruch jedynie wtedy, gdy padną bardzo celnie.

Dopóki więc drużyna trzyma się i ilekroć kilka garłaczy skupi się dokoła ręcznego karabina maszynowego, zawsze istnieje możność równoczesnego oddania salwy granatów karabinowych, a tem samem i wzmożonego ich działania moralnego, I tu jest drugi wzgląd, przemawiający za większą ilością garłaczy w drużynie.

Drugie pytanie - dlaczego niema karabinowego - znajduje również prostą odpowiedź. W ciężkim karabinie maszynowym, wobec dalekich odległości strzału i bardziej skomplikowanych metod ognia, ten, co strzela, nie może równocześnie obserwować. W ręcznym karabinie maszynowym, wobec ognia wyłącznie bliskiego, obserwacja strzelającego jest najpewniejsza. Zresztą ogniem ręcznego karabina maszynowego kieruje drużynowy, który przecież przy pomocy tego właśnie ognia toruje sobie drogę. Osobny karabinowy jest przeto zupełnie zbędny.

To samo tyczy się i taśmowego. Nowoczesne ręczne karabiny maszynowe wymagają do obsługi jednego tylko człowieka. Większe skupienia są w strefie czołowej niedopuszczalne. A dostarczyć amunicji może każdy strzelec, wszyscy bowiem przenoszą ją z sobą.

Pewne wątpliwości wzbudzić może dostawa amunicji. Jeśli chodzi o dostawę wewnątrz drużyny, to, licząc się z wypadaniem poszczególnych żołnierzy z walki i z tworzeniem doraźnych skupień, lepiej rozłożyć ją na wszystkich, by nie pozostać bez amunicji w wypadku, gdy właśnie ci, którzy ją przenoszą, padną po drodze. To przenoszenie amunicji nie obarcza ich zbytnio, ani nie pozbawia ich własnej amunicji, skoro przecież amunicja do karabinka i do ręcznego karabina maszynowego jest identycznie ta sama.

Jeśli zaś chodzi o dostawę amunicji z tyłu, to doświadczenie uczy, że w natarciu z reguły wolno liczyć jedynie na tę amunicję, którą ma się przy sobie; o tej mówiliśmy powyżej. Dostawa w czasie walki jest możliwa tylko od tyłu do przodu i to jedynie wyjątkowo. Tworzenie łańcucha dostawy amunicji, sztafety rozstawne jej donoszenia, to wszystko są fikcje, świetnie udające się na polu ćwiczeń, ale rozwiewające się w walce, gdzie ogień żłobi silne szczerby w łańcuchu dostawy, a naturalny chaos walki powoduje gubienie się pozostałych jego członków. Jeżeli zaś wyjątkowo amunicja jest potrzebna, a dowódca kompanji nie przesłał jej na czas przez żołnierzy z odwodu, wysyła drużynowy po nią (co zresztą może mieć miejsce zwykle dopiero w czasie chwilowej przerwy w ruchu) jednego lub dwu żołnierzy i to wszystko jedno jakich. Nie „fizyljera” lub innego specjalistę (jakgdyby pójście po amunicję wymagało specjalizacji!) ale tych, na których powrót może liczyć; każdy, kto posyłał po amunicję na froncie, wie, jak z tym właśnie czynnikiem trzeba się liczyć.

Oto najpoważniejsze zastrzeżenia, jakie mojem zdaniem możnaby postawić proponowanej organizacji. Mam jednak wrażenie, że są one nieistotne.

Oczywiście zastrzegam się raz jeszcze, że w powyższym projekcie szło mi jedynie o ideę jednolitej drużyny, złożonej z wzajemnie wymiennych członków i zdolnej do nieustannego odtwarzania się na polu walki. Wszystkie inne szczegóły podałem je dynie jako przykład, jako próbną materializację powyższej idei, jako dowód, że realizacja tego projektu jest możliwa i że da się uskutecznić przy obecnem uzbrojeniu i uposażeniu wojska. Natomiast nie mam żadnych pretensyj co do szczegółów organizacji; zdaję sobie bowiem dobrze sprawę z tego, że nie rozstrzyga się ich przez dyskusję teoretyczną, lecz jedynie przez praktyczne próby, które należałoby dopiero przeprowadzić.

Nie przywiązuję też do szczegółów tych żadnej wagi. Powtarzam, są one jedynie przykładem, by dyskutować na rzeczach konkretnych, a nie na ogólnikach. Ta teza, o którą mi chodzi, o którą powyżej kruszyłem kopje, to jedynie zasada jednolitości drużyny.

CZĘŚĆ V.

Uwagi końcowe.

Rozumowania powyższe, po szczegółowej analizie tendencyj, podnoszonych w prasie wojskowej, i analizie warunków walki, doprowadziły do koncepcji drużyny jednolitej, jako najlepiej dostosowanej do potrzeb boju najmniejszej jednostki piechoty. Koncepcja ta różna jest od dotychczasowej organizacji naszej drużyny; jest jednak równocześnie jej uproszczeniem i doprowadzeniem do formy doskonalszej. Tem samem jest całkowitą antytezą organizacji najmniejszej jednostki naszych zachodnich sąsiadów.

Przyczyna tej różnicy zdaje się być ciekawa i warta omówienia, zwłaszcza wobec częstej u nas tendencji wiary w nieomylny genjusz wojskowy z tamtej strony granicy.

Przedewszystkiem przyczyna tkwi w broni samej. Warunki pracy produkcyjnej i konstrukcyjnej w czasie wojny, jak twierdzą jedni, pewien konserwatyzm techniczny, jak twierdzą inni, np. kpt. Pfeiffer, spowodowały, że Niemcy postanowiły w czasie wojny zastosować jako lekką broń maszynową ulżony typ Maxima. Typ ten, technicznie przystosowany do broni znacznie cięższej (bo około 30 kg w chwili swego pojawienia), nie dał się bez zasadniczych zmian - których właśnie chciano uniknąć - ulżyć bardziej niż do jakichś początkowo 19, potem ostatecznie 14 kg. Stąd też lekka broń maszynowa, mimo swą nazwę, w istocie była dość ciężka; użycie jej więc wymagało innych zasad, niż użycie broni naprawdę lekkiej. I tu tkwi istotna przyczyna, dlaczego broń ta nie mogła iść w pierwszym rzucie natarcia, zostawała w czasie szturmu wtyle, co wymagało oczywiście organizacji dostosowa nej do jej mniejszej ruchliwości, a więc organizacji plutonowej.

Wprowadzenie tej broni pozwoliło ponadto Niemcom uniknąć wielkich zmian w ich taktyce natarcia, zmian, które zresztą Niemcy wprowadzali zawsze bardzo niechętnie. Wystarczyło po prostu powiedzieć: sekcja lekkich karabinów maszynowych walczy tak, jak dawniej walczyły sekcje ciężkich karabinów maszynowych, przydzielone do piechoty - i wszystko pozostawało bez zmiany.

W ten sposób względy ciężaru broni i pozostawienia dotychczasowych metod walki zdecydowały o stworzeniu w ostatnim okresie wojny organizacji plutonowej, organizacji pozostawionej i po jej zakończeniu.

Traktat wersalski uniemożlił Niemcom zmianę broni, a więc i organizacji. Niewiadomo, coby uczynili Niemcy, gdyby zmiany tej mogli dokonać. Głosy, które się w tym kierunku podniosły, żądały właśnie drużyny jednolitej (kpt. Pfeiffer „Die einheitliche Gruppe”) w przeciwieństwie do dzisiejszej francuskiej drużyny; z drugiej jednak strony, dająca się w całem niemieckiem uzbrojeniu zaobserwować tendencja do broni ciężkich (porównaj np, niemiecki lekki miotacz bomb i polski Stokes!), pozwala wnosić, że nawet i dozwolona zmiana uzbrojenia nie byłaby się odbyła tak łatwo.

Trzeba bowiem dodać, że i inne względy zmuszają Niemców do organizacji plutonowej. Przedewszystkiem charakter narodu, istotne przeciwieństwo naszego. Przyzwyczajenie do ślepego po słuszeństwa, do wiernego i bezkrytycznego wykonywania wszystkiego, co przychodzi zgóry z jednej strony, a wynikły z tej cechy całkowity brak inicjatywy i samodzielności z drugiej zmuszają Niemców do organizacji, uwzględniającej te właśnie cechy. A więc dowódca jest tu wszystkiem, nic nie pozostawiono inicjatywie podwładnych poza temi jedynie czynnościami, które dadzą się wyuczyć i wpoić szeregiem prostych, raz na zawsze stosowanych reguł. Organizacja plutonowa ułatwia tego rodzaju stosunek podwładnych i przełożonych, odpowiada więc charakterowi narodu niemieckiego.

Po drugie - zagadnienie rezerw, Reichswehra, a nawet i Schuppo są szkołą kadr - kadr wyśmienicie wyszkolonych i pierwszorzędnie wytrenowanych, Ale mimo wszystko nie mogą one obsadzić wszystkich stanowisk w wielomiljonowem wojsku, odpowiadającem potędze narodu, zwłaszcza, że, stanowiąc w pierwszym rzędzie armję osłonową, poniosą niewątpliwie na początku wojny dość znaczne straty, uszczuplając dopływ kadr dla zmobilizowania narodu. Reszta rezerw, to bardzo słabo wyszkolone zastępy stowarzyszeń wojskowych, gdzie dużo jest dobrej woli, ale siłą rzeczy słabsze wyszkolenie.

W ten sposób z chwilą mobilizacji zabraknie Niemcom dalszych kadr podoficerskich; niższe stanowiska będą więc musieli obsadzić lepiej wyszkolonemi przeróżnemi „Wehrami”, zachowując szkolonych długie lata żołnierzy Reichswehry na stanowiska dowódców plutonu i ich zastępców. Istnieje więc obfity zapas doskonale wyszkolonych dowódców plutonów obok szerokiej rzeszy gorzej wyszkolonych przyszłych dowódców najniższych. Siłą rzeczy na dowódcę plutonu trzeba rzucić cały ciężar walki, skoro najniższy dowódca sam nie da sobie rady, zwłaszcza wobec wyżej podkreślonej cechy narodowej, że Niemiec potrzebuje jasno wytyczonej i tysiącem przepisów obmurowanej roli.

U nas natomiast, jak to wskazuje doświadczenie 1920 roku, doświadczenie młodego, niewyszkolonego wojska, nic tak nie odpowiada charakterowi żołnierza, jak partyzantka, pełna zasadzek i podejść, walka, dająca szerokie pole inicjatywie jednostek. Do tej więc cechy narodowej musimy dostosować naszą organizację.

Ponadto musimy przygotować się do wojny ruchowej na szerokich frontach, wymagającej błyskawicznych ruchów, wielkiej samodzielności, zdolności operowania drobnemi oddziałami, przy równoczesnej możliwości krótkich a gwałtownych uderzeń całą siłą w decydujące miejsce, czyli wymagającej broni lekkich, ale o wielkiej wydajności ogniowej. Niemcy, którzy głównego przeciwnika widzą na zachodzie, przewidywać muszą wojnę mniej ruchliwą, pełną jednak zato masowych ciosów, powolnych, ale dobrze przy gotowanych operacyj, zezwalających więc na broń ciężką, o działaniu długotrwałem.

Istnieje więc cały splot warunków, skłaniających Niemcy do utrzymania organizacji obecnej, warunków zupełnie odmiennych od naszych i siłą rzeczy doprowadzających do odmiennych wniosków, których też bezkarnie na nasz teren przenosić nie wolno.

Nie w ślepem naśladownictwie, lecz w nieustannym i samodzielnym postępie, w celowym rozwoju ku coraz doskonalszym formom walki tkwi tajemnica zwycięstwa.

KONIEC


  • 1) Przegląd Wojskowy 1 c. str. 117 i 118.
  • 2) A. G. „La Revision du reglement d'Infanterie” France Militaire, kwiecień i maj 1925 r.
  • 3) Garłacz V. B. waży około 1,4 kg. Wobec jednak prawdopodobnych ulepszeń na tem polu, lepiej przyjąć wagę garłacza nieco większą.
PRZYPISY
z 243
generate time: 0.200 s, memory: 16.65