Przegląd piechoty 1929, marzec zobacz oryginał
KPT. MIECZYSŁAW STECEWICZ,
PLUTON, DRUŻYNA, CZY POJEDYŃCZY ŻOŁNIERZ?
Z pośród wielu zagadnień wojskowych bodaj że najwięcej, stosunkowo, artykułów dyskusyjnych poświęcono w ostatnich czasach zagadnieniu organizacji najmniejszej jednostki bojowej piechoty. Świadczy to z jednej strony o doniosłości samego zagadnienia, ponieważ organizacja najmniejszej jednostki jest nierozerwalnie związana z uzbrojeniem, taktyką i wyszkoleniem całości piechoty, z drugiej zaś strony - że dzisiejsze rozwiązanie, pod postacią drużyny, czy plutonu, mimo świeżych jeszcze doświadczeń wojennych, wzbudza szereg wątpliwości.
Mojem zdaniem, drużyna o dotychczasowym stanie liczebnym, jako najmniejsza jednostka, jest całkowicie przystosowana do zadań nowoczesnego boju, nawet na tak zwanym szerokim froncie; potwierdziły to nietylko końcowe walki z 1918 roku, ale i ostatnie działania wojenne wojska francuskiego w Maroko.
Nie będę tu wchodzić w szczegóły organizacji najmniejszej jednostki, ani też poddawać drobiazgowej analizie uzbrojenia i sposobów walki plutonu, półplutonu, czy drużyny, by przez porównanie dojść do tego lub innego wniosku, ponieważ na ten temat wypowiedział się już szereg innych autorów. Z innego nieco, że tak powiem, ewolucyjnego stanowiska chciałbym rozpatrzeć to zagadnienie dla wykazania wyższości koncepcji drużynowej. Wystarczy bowiem rzucić okiem wstecz do przeszłości, by stwierdzić stopniowe kurczenie się podstawowej jednostki piechoty i dostrzec te przeobrażenia organizacyjne, jakim podlegała piechota, a które z żelazną konsekwencją, skutkiem zmieniających się warunków walki, od bataljonu, kompanji z 1870 roku i plutonu z 1914 r. doprowadziły do dzisiejszej drużyny.
Opierając się więc na prawach postępu, przejawiającego się tak jaskrawo w dziedzinie organizacji wojska, należałoby bezspornie utrzymać koncepcję drużynową, będącą najprawdopodobniej tylko przejściowym etapem do jeszcze mniejszej jednostki, liczącej zaledwie 2-3 żołnierzy, zamkniętych w pancerzu czołga.
Jeśli przyjmujemy, że najmniejsza jednostka bojowa piechoty musi zawierać możliwie najmniejszy liczebnie zespół strzelców, jednoczący w swych ramach czynnik ognia i czynnik uderzenia, mogący skutecznie, a czasami i samodzielnie, działać zarówno w natarciu jak i w obronie, to należy stwierdzić, że warunkom tym odpowiada w zupełności dzisiejsza drużyna. Stąd co najmniej dziwnem wydaje się dążenie do zbytecznego rozszerzania tego najmniejszego zespołu do ram plutonu czy półplutonu. Jest to tendencja wsteczna, którą możnaby porównać z usiłowaniem udowodnienia konieczności stosowania zwartych szyków bataljonowych w wojnie 1870 roku lub że w 1914 roku należało uważać kompanję, jako najmniejszą jednostkę, negując istniejący podział na plutony. Wynika stąd może za surowy, lecz logicznie narzucający się sąd o dzisiejszych zwolennikach koncepcji plutonowej, czy półplutonowej, że zbyt szybko zapomnieli oni o doświadczeniach z ostatniego okresu wojny światowej i o tem, że w nich właśnie czerpie swoje źródło pochodzenia dziś nam znana drużyna bojowa.
A rozpylanie się w czasie walki nawet najmniejszych jednostek i tworzenie się dorywcze przygodnych zespołów pod ogniem - nie stwarzają odpowiednich warunków do stosowania przemyślnych szyków i manewrów plutonu jakie przewiduje niemiecki regulamin.
W toczącej się dzisiaj dyskusji na łamach prasy wojskowej i wśród oficerów piechoty przebijają się wyraźnie dwa kierunki - plutonowy (względnie pół-plutonowy) i drużynowy; zwolennicy pierwszego poddają ostrej krytyce drużynę, dopatrując się w niej samych niemal wad, a doszukując się zalet w rozwiązaniu plutonowem.
Być może, iż nie posiada większego znaczenia dla samego zagadnienia takie lub inne stanowisko poszczególnego autora wojskowego, natomiast, ze zrozumiałych względów, ważnem jest wynikające z tej dyskusji niepożądane nastawienie psychiczne części oficerów piechoty, przeważnie z rezerwy, wśród których znaleźli się dość liczni zwolennicy kierunku plutonowego.
Do ożywienia dyskusji przyczyniło się w znacznej mierze pojawienie się na rynku księgarskim niemieckiego regulaminu wyszkolenia piechoty, co umożliwiło szerszemu ogółowi zapoznanie się z niemiecką organizacją i taktyką małych oddziałów. Studjum niemieckiego regulaminu obudziło znów wśród będących poprzednio pod wpływem uroku rzekomo niezwyciężonego wojska niemieckiego bezkrytyczny podziw dla niemieckiego plutonu.
Słyszało się też takie argumenty, że organizacja plutonowa jest lepsza, choćby dlatego, że została ona przyjęta przez wojsko niemieckie. Ci zwolennicy pomysłów niemieckich zapomnieli jednak, iż w organizacji tak, jak w wyszkoleniu i wychowaniu, należy między inne mi czynnikami uwzględniać również właściwości charakteru danego narodu. Pod tym względem, mojem zdaniem, jesteśmy bezsprzecznie bliżsi Francuzom niż Niemcom, od których niemal biegunowo się różnimy. Stąd wynika, że, choćby niemieckie wzory organizacyjne były najlepsze, to niekoniecznie byłyby równie dobre po przyjęciu ich przez nasze wojsko.
Poruszam tu mimochodem kwestję charakteru narodowego, gdyż z dwóch koncepcyj organizacyjnych - jedna, t. j. drużynowa, jest tworem myśli francuskiej, druga zaś, t. j. plutonowa - myśli niemieckiej.
Wracając do drużyny, owej, jak wyżej zaznaczyłem, przejściowej formy organizacyjnej, nie twierdzę bynajmniej, aby nie posiadała ona stron ujemnych, lecz uważam, że dotyczą one głównie jej wewnętrznej organizacji, uzbrojenia, a częściowo i samej taktyki. Zaufanie do dzisiejszej drużyny poderwało do pewnego stopnia wadliwe pojęcie, a tem samem i niewłaściwe przeprowadzanie, tak zwanego manewru przez pluton i drużynę. Już w czasie ćwiczeń dowódca plutonu lub drużyny niejednokrotnie sam dostrzegał nonsensowne położenia. Zapominano na ćwiczeniach o tej kardynalnej zasadzie, że na wojnie udają się tylko rzeczy proste; ta zasada w pierwszym rzędzie powinna być przestrzegana w stosunku do małych jednostek, dowodzonych wyłącznie przez podoficerów. Pluton lub drużyna, bez względu na to, czy będą częścią składową kompanji, nacierającej czołowo lub oskrzydlającej, prawie zawsze nacierać będą nawprost, t. zn. posuwać się skokami w kierunku nakazanego przedmiotu, przy pomocy własnego ognia, wykorzystując ponadto wszelki ogień sąsiednich oddziałów.
Źródłem licznych nieporozumień bywa niepomiernie wygórowane i niewłaściwe wymaganie, jakie stawiamy ręcznym karabinom maszynowym. Nie można przecież identyfikować ręcznego karabina maszynowego z ciężkim, który w walce ma zupełnie inne zadanie. Jak niegdyś jeden lub kilku najlepszych strzelców swym skutecznym ogniem ułatwiali posuwanie się całej sekcji, tak dzisiaj czyni to jeden strzelec, zaopatrzony w ręczny karabin maszynowy. Tak jak poprzednio ci wyborowi strzelcy posuwali się razem z całą sekcją naprzód, tak samo odpowiadający im dzisiaj celowniczy, z ręcznym karabinem maszynowym, nie może być w natarciu upośledzony i pozostawać wtyle drużyny, lecz równocześnie powinien dążyć naprzód aż do wytkniętego celu. Celowniczy posuwający się razem z drużyną może być, w razie potrzeby, z łatwością zastąpiony przez najbliższego strzelca, co stanie się prawie niemożliwem, gdy pozostawać będzie on wtyle; to zaś nie uchroni naszych celowniczych od niebezpieczeństwa rażenia przez nieprzyjaciela, gdyż na bliskich odległościach (a o takich tu myślę) różnIca 100 metrów nie posiada w tym względzie żadnego znaczenia.
Zarzut przeciwników, że organizacja drużynowa wymaga większej ilości podoficerów, nie jest istotnie ważnym, gdyż przy odpowiedniej organizacji pułkowych szkół podoficerskich i racjonalnem szkoleniu można przygotować potrzebny kontygens podoficerski. Zresztą, dowodzenie drużyną musi być jak najbardziej proste i łatwe, nie wymagające specjalnych znajomości taktycznych ani stosowania nadzwyczajnych szyków; funkcję drużynowego może i powinien również dobrze sprawować każdy rozsądny i odważny szeregowiec. Niedogodności specjalizacji usunie jednolita drużyna.
Najpoważniejszem bodaj niedomaganiem naszej dzisiejszej drużyny jest nieodpowiednie jej uzbrojenie. Jednak i ta sprawa, jak wiadomo, jest już pomyślnie załatwiona.
Pomimo więc pewnych wad i usterek, jakie cechują dzisiejszą naszą drużynę, a które można łatwo usunąć, o przewadze samej koncepcji drużynowej świadczy najlepiej to, że jest ona zjawiskiem naturalnem, wynikłem z rozwoju myśli wojskowej, idącego po linji liczebnego zmniejszania najmniejszych jednostek bojowych piechoty.
Dalszy rozwój na tej drodze przyniesie nam, być może jak już wyżej wspomniałem i o czem świadczą głosy, ukazujące się w wojskowej prasie zagranicznej), jeszcze znaczniejsze zmniejszenie liczebności podstawowej jednostki bojowej.
W ten sposób rozumując, dojdziemy wreszcie do pojedynczego strzelca, jako istotnej komórki boju piechoty, łączącej w sobie właśnie oba zasadnicze czynniki ogień i uderzenie. A wówczas wyłoni się przed nami w całej rozciągłości zagadnienie wychowania moralnego pojedynczego żołnierza, na które dzisiaj zwolennicy i przeciwnicy tego lub innego rozwiązania (drużyna czy pluton) zbyt mało zwracają uwagi.