WOJSKO POLSKIE - struktury organizacyjne

z 243

Dyskusja o nazwie karabinów maszynowych

Dyskusja na łamach Przegląd Piechoty:[1]

 

MJR. S. G. ROMAN STARZYŃSKI.

O NAZWĘ KARABINA MASZYNOWEGO.

Wynalazca, który stworzy jakiś nowy przedmiot, ma ten przywilej, że może nadać mu nazwę wedle swojego uznania. Jeżeli ten przedmiot rozpowszechni się w innych krajach, wtedy zwykle bądź przyjmuje się nazwę ustaloną w jego ojczyźnie, bądź też urabia się ją zgodnie z duchem języka danego kraju.

My, szczególnie w dziedzinie wojskowości, przyjęliśmy tysiące wyrazów obcych, że wspomnę tylko sekcję, pluton, kompanję, bataljon, dywizję, armję, fizyljerów, grenadjerów, reflektory, artylerję, inżynierję, radjotelegraf i t. d., spolszczając niektóre z nich jak czołg-zamiast tanka, samolot - zamiast aeroplanu, samochód-zamiast automobilu, strzelców-zamiast jagrów i t. p.

Jednakże z faktu, że nie na wszystkie wyrazy możemy znaleźć określenia polskie, nie wynika bynajmniej, aby bezkrytycznie przyjmować wyraz obcy i to w dodatku pochodzący nie z ojczyzny danego wynalazku, lecz żywcem wzięty od sąsiada, którego duch języka jest zupełnie sprzeczny z duchem jezyka polskiego.

A tak się stało, jeśli chodzi o nazwę karabina maszynowego. Jak wiadomo, ojczyzną karabina maszynowego jest Francja, gdzie zjawił się on w czasie wojny francusko-pruskiej i został nazwany mitraljezą (mitrailleuse). Z Francji przejęły go inne kraje, dostosowując jego nazwę do charakteru swego języka. A więc w Niemczech nazwano go karabinem maszynowym (Maschinengewehr), w Rosji - kulomiotem (pulemiot) i t. p.

Kiedy tworzyło się wojsko polskie, nie było czasu na zastanawianie nad racjonalnością użycia tego, czy innego wyrazu; tłumaczono żywcem obce określenia i język nasz wojskowy aż się roił od różnych germanizmów i rusycyzmów: fasunków, menaży, autokolumn i t. p., które stopniowo wyparte zostały przez wyrazy polskie.

Dziś po dziesięciu latach istnienia wojska polskiego czas zastanowić się, czy słusznie utarł się i dotąd oficjalnie używany jest termin: karabin maszynowy. Wyraz ten, żywcem przetłumaczony z niemieckiego, przeszedł do polskiego słownictwa wojskowego, dzięki liczebnej przewadze byłych oficerów niemieckich i austryjackich, a zwłaszcza legionowych, którzy się do tej nazwy przyzwyczaili i z armij zaborczych oraz formacyj ochotniczych wyraz ten wprowadzili do słownictwa naszego.

Obok jednak nazwy karabina maszynowego byli oficerowie rosyjscy początkowo używali nazwy "kulomiot", byli oficerowie armji Hallera -nazwy "mitraljeza".

Dzięki poprostu przewadze liczebnej oficerów austryjacko-niemieckich i legjonowych utarła się nazwa - karabinu maszynowego. Czy słusznie jednak?

Sądzę, że nie! Próbowano spolszczyć ten wyraz, wysuwano projekt nazwania karabina maszynowego - samopałem. Nazwa ta nie przyjęła się, gdyż niezbyt była szczęśliwa. Ale czy dlatego mamy sankcjonować nazwę niemiecką, z duchem języka niezgodną, niepraktyczną, bo dwuwyrazową?

Dzięki temu, że karabin maszynowy, ma tak długą nazwę trzeba się było uciec do skrótu, powszechnie dziś używanego: k. m. do którego dorobiono następnie pochodne: r. k. m., l. k. m., c. k. m., k. k. m., k. c. k. m. i t. d. Czyż nie rażą ucha te brzydkie, okropne skróty, tak trudne do wymówienia, jak np. k. c. k. m. Przecież można znaleźć wyjście z tej sytuacji i, skoro używamy bez skrótów terminu - kompanja strzelecka, wynaleźć wyraz jeden zamiast dwu; i w konsekwencji kompanję k. m. określać tą jedną nazwą.

Najlepiej byłoby znaleźć nazwę polską, ale skoro nie może się ona urodzić, poprzestańmy na nazwie obcej, ale wziętej z ojczyzny karabina maszynowego, a więc z Francji. Pomijając fakt, że będzie to znacznie logiczniejsze, niż tłumaczenie nazwy niemieckiej, i że nie będzie to obrażało naszej dumy narodowej, ułatwi znacznie sytuację, gdyż zamiast dwuwyrazowego karabinu maszynowego użyjemy określenia jednowyrazowego: mitraljeza.

Od tego wyrazu łatwiej będzie utworzyć określenia pochodne - ręczna mitraljeza, czy lekka mitraljeza - dwuwyrazowe, zamiast trzywyrazowych: ręcznych i lekkich karabinów maszynowych, a zwłaszcza nazywać kompanję k. m. - kompanja mitraIjerów. Skoro przyjęliśmy tyraljerów, fizyljerów i grenadjerów, nic chyba nie stoi na przeszkodzie, aby przyjąć i mitraljerów. Przyjęcie tego terminu pozwoli uniknąć przykrych dla ucha skrótów, używanych dziś nie tylko w piśmie, ale i w mowie żywej: r. k. m., l. k. m., c. k. m., k. k. m.

Rzucam tę myśl w nadziei, że wywoła może pożyteczną dyskusję, która jeśli nie przyniesie odpowiedniego terminu polskiego, to może przyczyni się do przyjęcia terminu obcego, ale zgodnego z pozostałą terminologią polską, zgodnego z duchem języka, uwzględnionego dziś we wszystkich słownikach wyrazów obcych, który ułatwi usunięcie brzydkich skrótów.

Odpowiedź na artykuł:

KPT. S. G. ANTONI ŚLÓSARCZYK.

O ZWIĘZŁE POLSKIE NAZWY BRONI SAMOCZYNNEJ.

W 2. zeszycie "Przeglądu Piechoty" w artykule p. t, "O nazwę karabina maszynowego" poruszył mjr. S. G. Roman Starzyński pewne zagadnienie, które nie jest bynajmniej podrzędnem i wymaga istotnie pchnięcia naprzód i racjonalnego uregulowania. Albowiem cechą nazw i pojęć wojskowych oprócz jasności musi być także zwięzłość, a ogromne znaczenie tej ostatniej dobrze oceni każdy, komu wypadło wydawać ustne rozkazy w bojowem rozgorączkowaniu, lub też chyłkiem i nagwałt pisać pilne meldunki. Każdy zbędny wyraz jest tu nietylko niepotrzebny, ale wręcz szkodliwy.

Tymczasem nasze obecne nazwy broni samoczynnej są kłopotliwie rozwlekłe, a taki dowódca plutonu ciężkich karabinów maszynowych nosi tytuł więcej uroczysty, niżli np. minister spraw wojskowych.

Jednakowoż nie mogę zgodzić się z cytowanym autorem, co do wprowadzenia do naszego języka wyrazu "mitraljeza". Już i tak bowiem wpływ określeń francuskich na nasze słownictwo wojskowe jest za duży, a bezkrytyczne ich przyswajanie prowadzi często do dziwnych wyrażeń w rodzaju "ognia przeciwprzygotowawczego", "instrukcyj osobistych i tajnych" i t. p. Ale uważam, że szczególnie w elementarnym słowniku wojskowym należy ilość obcych wyrazów ograniczyć do minimum, choćby dlatego, że przeciętny szeregowiec trudno je pojmuje i źle wymawia, a np. taki fizyljer ma dlań dziwne a niewytłumaczone podobieństwo do fryzjera.

Poza tem trzeba tu zaznaczyć, że francuska "mitrailleuse" z wojny r. 1870-71 nie była bynajmniej karabinem maszynowym, lecz działem systemu rewolwerowego, strzelającem kartaczami (mitraille ). Działo to nie wytrzymało próby wojennej, więc je wycofano, pozostawiając tylko nazwę, którą w drodze pewnej analogji przyjęto później dla oznaczenia karabinów maszynowych. Tak tedy Francuzi nazwę nieużytecznej kartaczownicy przenieśli na sprzęt nowy, konstrukcyjnie całkowicie odmienny, ale ostatecznie nazwa jest dla nich zrozumiała, więc nic jej zarzucić nie można. Naturalnym biegiem rzeczy przeszła ona do innych krajów romańskich, jak Włochy (mitragliatrice), Hiszpanja (ametralladora) i Rumunja (mitralier), nie wynika stąd jednak, żeby ją przyjmować u nas po zwykłem fonetycznem przerobieniu na mitraljezę.

Wpierw powinniśmy zbadać, jakie możliwości daje nam nasz własny język. Przedewszystkiem możemy sięgnąć do bogatej skarbnicy mowy staropolskiej i wskrzesić wyrazy, które wyszły z użycia wskutek zaniku dawnych pojęć i narzędzi walki, ale mogłyby znaleźć zastosowanie do pojęć nowoczesnych. Przecież uczyniliśmy to już z piastowską drużyną i z muzealnym garłaczem, zaczynamy tworzyć hufce - i ostatecznie nikogo to nie dziwi, pomimo historycznej czy technicznej nieścisłości.

Z dawnego naszego arsenału wysuwano już dosyć dawno "samopał", co jednak przebrzmiało bez echa wskutek braku zainteresowania czy też oficjalnego poparcia. Tymczasem krótki ten wyraz jest etymologicznie bardzo odpowiednim dla karabinów maszynowych, ponieważ w swych zwartych trzech zgłoskach zawiera pojęcie broni palnej i jednocześnie samoczynnej.

Jednakowoż zwykłe zastąpienie nazwy "karabin maszynowy" przez nazwę "samopał", chociażby stanowiło znaczny postęp pod względem krótkości, nie byłoby jeszcze rozwiązaniem zupełnem, ponieważ nie usuwa podwójności nazw przy odróżnianiu różnych typów karabinów maszynowych (n. p. ciężki samopał, lekki samopał). Lepiej będzie odrazu innym wyrazem oznaczyć ciężki karabin maszynowy, a innym ręczny względnie lekki, zwłaszcza wobec coraz wyraźniejszego odgraniczania się tych dwóch zasadniczych typów broni, tak pod względem technicznym, jak i taktycznym. Nazwę "samopały" możnaby natomiast zastosować bardzo trafnie dla ogólnego oznaczenia broni samoczynnej bez rozroznIania jej odmian. Chodzi więc jeszcze o znalezienie ponadto dwu innych wyrazów.

Sięgnijmy do arsenału broni ręcznej i lekkiej artylerji z XVI wieku: muszkiety, arkebuzy, półhaki, rusznice, krócice, dalej znów hakownice, zduszki, bębnice, śpiewaki, śmigownice... Jak widzimy, i słownik I wybór wcale bogaty!

Ale przystępuję zaraz do rzeczy i proponuję śmigownice wybrać dla ciężkich karabinów maszynowych, dla ręcznych zaś wraz z lekkiemi - rusznicą. Można być zwolennikiem takich nazw już choćby z racji ich dźwięcznego, a dobitnego i swojskiego brzmienia; ażeby się jednak nie wydawały zbyt naciągniętemi, zobaczmy jeszcze, czy i w jakim stopniu odpowiadają nam one pod względem swego znaczenIa.

Cóż-to zwali przodkowie nasi śmigownicami względnie rusznicami? Otóż śmigownice były czemś pośredniem między działem, a muszkietem; znawcy dawnej broni określają je, jako bardzo lekkie działa, przewożone po sześć sztuk na wozie, a obsługiwane każda tylko przez jednego puszkarza względnie, jako "długie strzelby na wozach, nabijane z tyłu"[2]. A więc według utartych dzisiaj pojęć techniczno-taktycznych możnaby sprzęt tego rodzaju nazwać dosyć ściśle ciężką bronią piechoty. Po wniknięciu w tę sprawę, wznowienie nazwy "śmigownica" dla ciężkiego karabina maszynowego, nie powinno się wydawać większą herezją, niż nadanie nazwy dawnego garłacza, strzelającego siekańcami, obecnemu "tromblon V. B." służącemu do miotania granatów karabinowych.

Zresztą nawet, gdyby nam chodziło o zapożyczenie nazwy choćby pierwszego lepszego działa, nie powinnoby to stanowić przeszkody, bo to samo można powiedzieć o pochodzeniu "mitrailleuse", a Anglicy wogóle nie mają "karabinów" maszynowych, lecz "działa maszynowe" (machinę gun, Lewis gun i t. p.), No, a np. strzelba, dzisiaj broń służąca do polowań na kaczki i zające, niegdyś oznaczała przecież artylerję; "wprzód polna strzelba szła, potem większa..." powiada hetman Zamojski w swej "Radzie sprawy wojennej". Przytaczam te przykłady jedynie w tym celu, aby dowieść, że wszelka nazwa jest zawsze kwestją zwyczaju lub też umowy i przywyknięcia, byle miała choć przybliżony sens.

Ale teraz kolej na rusznicę. Była to ręczna broń palna, która z początkiem XVI wieku ostatecznie wyparła kuszę, a później sama ustąpiła udoskonalonej arkebuzie. W danym wypadku bardziej interesującą jest dla nas sama etymologja tej nazwy, która tak wygląda według słów Sarnickiego[3], pisanych około r. 1578: "Rusznica rzeczona jest od słowiańskiego, jakoby ręcznica enchiridion, t. j. z ręki ją można strzelać, kto jest umiejętny...[4].

Wszak i my dzisiaj najlżejszą odmianę karabinów maszynowych nazwaliśmy ręcznemi, ponieważ z ręki zeń można strzelać bez ciężkiej i stałej podstawy. Czyż więc tej możności ręcznego posługiwania się taką bronią nie odda nam doskonale ten krótki wyraz o lackim dźwięku - rusznica?

Tak więc "mój system" gotów! Zasadniczą bronią piechoty są karabiny oraz samopały, w których rozróżniamy śmigownice i rusznice. Zamiast skomplikowanych i rozwlekłych określeń w rodzaju "kompanji ciężkich karabinów maszynowych", mieć będziemy - "kompanję śmigownic"; zamiast kabalistycznego okrzyku "erkaemy naprzód" -powiemy poprostu "rusznice naprzód" i t. p, i t. p. Wogóle byłyby to nazwy krótkie, nie wywołujące żadnych wątpliwości co do przedmiotu, który mają oznaczać, a prócz tego polskie, mocno brzmiące i bez trudu przyswajalne każdemu szeregowcowi, Również potrzebne wyrazy pochodne (obsługa i t. p.) dadzą się z nich dość łatwo wyprowadzić.

Po głębszej rozwadze podałem powyżej jeden z możliwych sposobów rozwiązania wysuniętego problemu językowego. Oczywiście, że rozwiązanie to, jak zapewne każde inne, nie każdemu przemówi do przekonania. "Faciant meliora potentes"! Jednakże, oprócz drogi przeze mnie wybranej, pozostaje jeszcze tylko jedna, i to raczej trudniejsza, drażliwsza: utworzyć dla broni samoczynnej wyrazy nowe, sztuczne, jak to już zrobiono z czołgiem, płatowcem śmigłem, łącznicą, silnikiem i wieloma inne mi mniej lub więcej udatne mi neologizmami. Nie jestem jednak zwolennikiem np. dosłownego przetłumaczenia "mitrailleuse" przez "kartaczownice", bo najpierw sam kartacz nie jest wyrazem polskim, a przy tern jest on jeszcze w użyciu i niema nic wspólnego z bronią samoczynną. Tworząc słowo nowe, można zaryzykować i sięgnąć po lepsze.

W każdym razie należy otrząsnąć sie z bezwładności lingwistycznej, która często toleruje bezsensowne tłumaczenia lub rażące żargonowe naleciałości, a natomiast każe zwalczać, a nawet wyśmiewać, wyrażenia językowo poprawne, ale nowe dla ucha lub wyobraźni.

Kolejna odpowiedź na artykuł:

KPT. DYPL. BRONISłAW KOWALCZEWSKI.

O ZWIĘZŁE POLSKIE NAZWY BRONI SAMOCZYNNEJ.

Dwóch kolegów piechurów na łamach "Przeglądu Piechoty" ruszyło do natarcia na brzydką językowo i niewygodną w użyciu obecną nazwę broni samoczynnej, t. j. na "karabiny maszynowe".

Osobiście chcę te wysiłki poprzeć i aby te "K. M-y" zupełnie pognębić, dodam do słusznych wywodów mych poprzedników jeszcze jeden zarzut. Jest nim nielogiczność w zestawieniu samych dwóch słów "karabin maszynowy".

Wszak karabin czy karabinek już sam przez się jest maszyną pięknie skonstruowaną, dlaczegóż więc broń samoczynna ma się różnić od broni istniejącej przydomkiem "maszynowy". Jest to, mojem zdaniem, to samo, co znane "masło maślane". Analogicznie, pistolet automatyczny należałoby nazywać również pistoletem maszynowym.

Lecz nie wyłamujmy drzwi otwartych. Wszyscy jesteśmy wrogami nazwy "karabiny maszynowe" i skrótów "C. K. M" "L. K. M", "R. K. M.".

Dlaczegóż jednak, mimo to, nazwa ta nie znika?

Spróbuję zanalizować przyczyny tego dziwnego zjawiska.

Przedewszystkiem, aby zwalczyć istniejącą nazwę, trzeba dać taką nową, któraby pod każdym względem była lepsza i trafniejsza od dotychczasowej.

Zbadajmy, jakie dodatnie strony posiada obecna nazwa, obok braków tak gruntownie wykazanych przez moich poprzedników.

Nazwa "karabiny maszynowe":

a) jest łatwo zrozumiała dla naszych żołnierzy, gdyż żadnemu z nich nie trzeba tłumaczyć, co to jest maszyna, a o karabinie i tak musi się uczyć;

b) generalizuje pojęcie broni samoczynnej i przez to ułatwia rekrutom rozpoznawanie różnych rodzajów tej broni przez dosadne i zrozumiałe określenia "ciężki", "lekki", "ręczny";

c) ułatwia pracę rozkazodawczą w piśmie przez możność wyrażenia pojęcia dla broni samoczynnej skrótami "C. K. M.", "L. K. M", "R. K. M." które wprawdzie są dość długie, bo aż trzy literowe, lecz posiadają tę zaletę, że skrót ten nie pomyli się z inne mi skrótami, stosowanemi w życiu praktycznem.

Nowa nazwa, któraby chciała pognębić starą, musi mieć co najmniej te same zalety, przyczem musi posiadać jeszcze jeden warunek - brzmienie czysto polskie.

Przypatrzmy się nazwom proponowanym przez mjr. dypl. R. Starzyńskiego i kpt. dypl. Slósarczyka i oceńmy, czy posiadają one zalety wyżej wspomniane.

"Mitraljeza" mjr. dypl. Starzyńskiego została tak skutecznie pognębiona wywodami kpt. dypl. Slósarczyka, że się nią zajmować nie będę.

Z "samopałami" zaś sprawa przedstawia się też bardzo niepomyślnie.

Nazwa ta wypłynęła już bardzo dawno i poruszana była w "Bellonie" i w "Polsce Zbrojnej" spory szmat czasu przed narodzeniem się "Przeglądu Piechoty", a mimo to nie zdołała sobie zjednać zwolenników. Wyprowadzona z zapomnienia na łamy naszego pisma przez kpt, dypl. Slósarczyka, wróciła w gorszej jeszcze formie.

Samo słowo "samopały" jest, mojem zdaniem, bardzo niemiłe dla ucha.

Dla rekruta nie będzie łatwe do rozumienia, bo słowo "palić ", na oznaczenie strzału w obecnych czasach, jako słowo archaiczne, jest w słowniku piechoty mało używane. Wyrażenie to natomiast będzie mu bardziej przypominać palenie papierosa, lub, co gorsza, palenie w piecu.

"Samopał" spełnia jeszcze gorzej rolę w generalizowaniu pojęcia broni samoczynnej. Zamiast jednego, łatwego pojęcia - karabin maszynowy - dla całości broni samoczynnej i łatwych różniczkowań poszczególnych jego rodzajów przez dodatek "ciężki ", "lekki", "ręczny ", rekrut nasz będzie musiał wyuczyć się trzech zgoła do siebie niepodobnych, a dość trudnych wyrażeń. "Śmigownica" zaś wprowadzałaby rekruta w błąd, bo wszak do dziś dnia "śmigać" oznacza rzucanie lub wymachiwanie biczem.

Jak kpt. dypl. Slósarczyk chce odróżnić L. K. M. od R. K. M., o tern z jego artykułu nic wywnioskować nie można.

Sprawa "samopału" przedstawia się najgorzej przy pracy w rozkazodawstwie.

Nie mogę zgodzić się z mjr. dypl. Starzyńskim, że trzeba dać taką nazwę, aby nie trzeba było z niej czynić skrótów. W polu przy pisaniu meldunków lub rozkazów na kolanie na wykazach, szkicach i t. p. najpiękniejszą nawet nazwę każdy w praktyce skróci, bo tam na literaturę niema czasu.

Zwalczając oba projekty, nie chcę zasłużyć na miano destruktora i dlatego wysuwam własny projekt. Ściśle biorąc, modyfikuję jedynie projekt kpt. dypl. Slósarczyka.

Proponuję obecne "karabiny maszynowe" nazwać ogólnie "rusznicami" i pozostawić przytem dotychczasowe określenia: ciężkie, lekkie, ręczne.

Skróty dla tych nazw byłyby "C. R.", "L. R.", "R. R.". Nazwa ta będzie miała wszystkie zalety, jakie posiada obecnie nazwa "karabiny maszynowe ", a prócz tego posiadać będzie tę właściwość, że jest czysto polska, dźwięczna, krótsza. Nie wnikając w etymołogję proponowanej przeze mnie nazwy, co już uczynił kpt. dypl. Slósarczyk, uważam, że faktyczne jej brzmienie daje również praktyczne korzyści.

Rekrut nazwę tę brzyswoi sobie łatwo, gdyż tylko jej jednej będzie musiał wyuczyć się. Podczas strzelania rekrut będzie widział, że po naciśnięciu spustu, zarówno cała maszynerja, jak i taśma poruszają się same. Maszynkę tę, czy nazywa się ona ciężka, lekka lub ręczna, łatwo jest ruszyć z miejsca i przynieść za kompanją strzelecką, plutonem, drużyną lub sekcją grenadjerską, posuwającemi się naprzód, w odróżnieniu od cięższej broni - artylerji, która do wykonania przesunięcia wymaga specjalnych przygotowań

Nie sądzę, aby nie można było znaleść lepszego rozwiązania.

Jakiekolwiek ono będzie, uważam, że nowa nazwa powinna odpowiadać następującym warunkom:

1) obrazować całość sprzętu lub jakąś jego zasadniczą część lub czynność,

2) musi być dźwięczna i łatwa do wymówienia,

3) łatwo zrozumiała dla żołnierza,

4) powinna generalizować jednem słowem całość broni samoczynnej,

5) musi dawać jasne, krótkie i nie mylące skróty.


  • 1) Przegląd Piechoty: miesięcznik wydawany przez Departament Piechoty, Sekcję Piechoty Towarzystwa Wiedzy Wojskowej i Wojskowy Instytut Naukowo-Wydawniczy.
  • 2) "Dzieje wojen i wojskowości w Polsce". T. Korzon. - Lwów 1923, Tom III. str. 298. "Przegląd artyleryjski" Nr, 10-12, 1924. kpt. M. Wieliczko-Wielicki: "Dzieje artylerji w zarysie".
  • 3) Sarnicki" Księgi Hetmańskie".
  • 4) T. Korzon-op. cii, str. 284.
PRZYPISY
z 243
generate time: 0.186 s, memory: 16.89